Anna, dziennikarka, podróżniczka, miłośniczka Włoch

Dziennikarka, podróżniczka, autorka książek i artykułów, a kim jest prywatnie Anna Kłossowska?

Żyje według zasady: Vivere variopinta la vita, cytując moją ulubioną poetkę włoską starszego już pokolenia Mariellę Bontempi. Ale, abyśmy się od razu zrozumiały – chodzi mi o dostrzeganie, czerpanie z „urody życia”, odwołując się z kolei do Żeromskiego. Tu już widzę lekki horror w oczach czytelników – „teraz nas będzie katować szkolnymi lekturami!”. Nic z tych rzeczy – Żeromski przecież sam przemierzył kawał Italii! A do jakich ciekawych miejsc w Wiecznym Mieście można dotrzeć, idąc jego śladami – począwszy od Caffe Greco…

Skoro trafiłyśmy do Rzymu, od czego zaczęła się Pani przygoda z Italią? Czy zdała sobie Pani wtedy sprawę, że Włochy zauroczą Panią na zawsze?  I że jest to wybór „nieodwracalny”?

IMG_2520

 

Wybór jest zdecydowanie nieodwracalny, bowiem miłość do Italii jest wynikiem (ro-)związków rodzinnych. Moi Dziadkowie spędzili dwanaście lat w Rzymie przed II wojną światową. Dziadka na studia wywiozła tam Babcia, ponieważ jej „Gucio” był mężczyzną obdarzonym, ujmijmy to ułańską fantazją i nie do końca po ślubie chciał się ustatkować. Radykalna zmiana środowiska dobrze mu zrobiła. Ukończył studia i został pierwszym, jedynym wówczas Adwokatem św. Roty Rzymskiej czyli Trybunału Papieskiego. Poza tym, aby utrzymać rodzinę, pracował jako korespondent największego, przedwojennego koncernu IKC – poznał wtedy również Mussoliniego. Ze spotkaniem obu panów, niejednym zresztą, bo jako dziennikarz Dziadek był zapraszany na rozmaite imprezy organizowane przez sztab Duce dla mediów, wiąże się zabawna historyjka. Otóż chyba na „pokazówce” z okazji osuszenia słynnych błot pontyjskich, Wódz zbliżył się do mojego Dziadka i wprost zapytał, jak wygląda. Mój Dziadek, kawalarz od zawsze, wypalił: Duce, jak Napoleon! I on to „kupił” – zaraz przybrał odpowiednią postawę i ruszył dalej, a wszyscy zagraniczni korespondenci wprost kulali się ze śmiechu.

Dziadek był też licencjonowanym przewodnikiem po Rzymie, tak dobrym, że to jemu przypadła okazja oprowadzania Grety Garbo…

To wszystko brzmi jak bajka, ale za miłość do Włoch mojej rodzinie przyszło zapłacić najwyższą cenę. W czasach stalinowskich Dziadek został skazany najpierw na karę śmierci, zamienioną na dożywocie za „szpiegostwo na rzecz Watykanu”. Gdy po pięciu latach więzienia i trzech spędzonych w szpitalu psychiatrycznym odzyskał wreszcie wolność, SB zamordowało jego ukochaną córkę, Anię. Studiowała archeologię śródziemnomorską i w tych trudnych czasach pracowała w Ambasadzie Republiki Włoskiej w Warszawie. Nie dała się zwerbować… To trudne i bolesne wspomnienia…

A Pani pobyty we Włoszech? Jak często Pani tu bywa i do jakich miejsc ma Pani szczególny sentyment?

Staram się bywać w Italii kilka razy w roku, a moje miejsca magiczne to Liguria i Trentino. Temu pierwszemu regionowi uległam tak jak wcześniej Byron, Shelley, a nawet nasza Konopnicka. Czy Pani wie, że na betonowym deptaku  Nervi figuruje poświęcona jej tablica? Nasza pani Maria, kojarzona z okropną zresztą lekturą „Naszej szkapy”, znała perfekcyjnie włoski i przetłumaczyła nawet śliczną książkę dla młodzieży „Serce” Amicisa, na której się zresztą wychowałam.

Uwielbiam część zwaną Ponente, o bardziej poszarpanej, a więc dającą inspirację do romantycznych zadumań, linii brzegowej, gdzie rybackie osady Cinque Terre wyrastają wprost ze skał, a oblewa je fala przypływu.

Urzeka mnie Sagra del pesce w Camogli, podczas której na giga-patelni w ryneczku niewiele od tego naczynia większym smażone są ryby z porannego połowu. Inspirują tamtejsze legendy. Kusi krystaliczna woda pluszcząca wokół jedynej chyba na świecie statui Chrystusa zanurzonej na 17 m pod poziomem morza…

A Trentino?

Ruiny zamczysk, gdzie niemal służyły szczęk zbroi i odnowione siedliska rodów, niejednokrotnie zawarte dla obcych, bo nadal mieszkają w nich spadkobiercy. Kilometry kwitnących jabłoni w Val di Non. Dwa kaniony, które można zdobywać w specjalnym rynsztunku alpinistycznym. Rafting, canoeing, hydrospeed, rowery górskie, a przede wszystkim deski! No, już dosyć, bo brzmię jak PR-owiec, ale Trentino to rzeczywiście mój raj na ziemi. Kto wie, czy w pewnym momencie właśnie tam nie osiądę na stałe?

IMG_1085

Czy po latach podróży „wszerz i wzdłuż” Półwyspu Apenińskiego nie ma już Pani problemów z językiem włoskim i dialektami?

Myślę, że z dialektami mają problemy sami Włosi, a co dopiero ja 🙂

Włochy to kraj opisywany przez dziennikarzy i podróżników od pokoleń,  jaki  jest Pani sekret, żeby opowiadać o Włoszech inaczej, a zaciekawiony czytelnik mógł wciąż odkrywać coś nowego?

Zapraszam na mojego bloga ItaliAnna w drodze https://italiannawdrodze.blogspot.it/ i do lektury mojej książki „Włochy jakich nie znacie” – tam Państwo znajdą odpowiedź 🙂

Jak narodził się pomysł na pisanie bloga  i do kogo jest skierowany?

O blogu myślałam już dawno, a perspektywa niegraniczonego pisania tego, co mi „w duszy gra”, bez ograniczeń na przykład redakcyjnych dokonała reszty. A dla kogo on jest – po prostu dla każdego, kto kocha Italię 🙂

Czy podczas podróży jakieś szczególne zdarzenie wstrząsnęło Panią do głębi?

Jak n’drangheta zabiła człowieka na ulicy, po której dopiero co przeszłam – zresztą razem z malutkim dzieckiem, którym się wtedy opiekowałam jako baby-sitter, mieszkając w Casercie. Nie lękałam się wtedy o siebie, tylko o „mojego” chłopczyka…

A najsympatyczniejsze  albo najzabawniejsze spotkanie we Włoszech?

Było ich całe mnóstwo. Mnie w tym momencie przypomina się urocza scenka z Rzymu, kiedy idąc do Villa Borghese mijałam się właśnie z jakimś elegancko ubranym, młodym mężczyzną. Biegł truchtem, ale „rzuciwszy na mnie okiem” uznał, że warto się zatrzymać i zapytał tylko: – Kawa o piątej pod Panteonem?. Po czym pobiegł dalej, nie czekając na odpowiedź. Najszybsza propozycja randki, jaka mi się zdarzyła 🙂

Liparyjskie

Która postać z historii, polityki, sztuki, czy literatury Włoch jest Pani najbliższa i dlaczego?

Tu znowu wybór jest trudny, więc zdecyduje się na kilka nazwisk. Sędziego Ferdinando Imposimato cenię za niezłomne poszukiwanie mocodawców zamachu na Jana Pawła II. Stefano Benni za „Il bar sotto il mare” – za mistrzowską żonglerkę słowem i skojarzeniami.. Alberta Moravię za „Obojętnych” w oryginale – w polskim tłumaczeniu są mi co najmniej obojętni. Italo Calvino za „Rycerza nieistniejącego”, a zwłaszcza za scenę słania łóżka kurtyzany na tysiąc sposobów. Antonia Vivaldiego za to, że mogłam jego sonaty grać na flecie… poprzecznym, bo tak się składa, że oprócz dyplomów dziennikarza i polonisty jestem też muzykiem. Lucio Dallę za całokształt, a Renato Zero za „I migliori anni”. Giotta – też całego bez wyjątku i Botticellego znów ze Wenus w oryginale. Zawsze zastanawiam się, będąc w Galerii Uffizi, jak on namalował ten obraz, że każda kopia, również zdjęcie, nie oddają ani w części jego piękna? Ufff. Mogłabym tak w nieskończoność…

Czy w Europie wszyscy jesteśmy już kosmopolitami, czy są jednak jeszcze widoczne różnice kulturowe między Polakami, Włochami, Anglikami, Francuzami….?

Obyśmy się nie dali zanadto zeuropeizować, „zbrukselizować”. Wspólna Europa – tak, o ile ma służyć wszystkim jej członkom w taki sam sposób – sprawiedliwie i po równo, a nie do ugrywania partykularnych interesów, a tak się teraz dzieje. Zachowajmy różnorodność, bo to ona jest piękna. Nie traćmy naszej narodowej tożsamości i kultury na rzecz nijakiej ogólności. Wbrew popularnym hasłom rzucanym teraz przez polityków wykpiwane wartości są ważne. Człowiek bez nich przestaje istnieć…

Gdzie czytelnicy mogą znaleźć Pani artykuły, kupić Pani książki?

Przede wszystkim on-line – mają je wszystkie najważniejsze księgarnie internetowe, a poza tym Allegro. Można też zgłosić się do mnie – zapraszam 🙂

Pani najbliższe plany i podróże na przyszłość?

Odpowiem tytułem piosenki Lucia Battisti – Sì viaggiare 🙂 W pełnym rozumieniu sensu tej piosenki.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka Barbara Gorzkowska




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *