Elżbieta i jej Dom Otwarty dla dzieci

Zapraszamy serdecznie na rozmowę z panią Elżbietą Kędzierską, założycielką Domu Otwartego dla dzieci polskich i dwujęzycznych

 

– Od jak dawna mieszka Pani we Włoszech? I co Panią „ściągnęło” tutaj?

We Włoszech mieszkam od siedmiu lat. Przyjechałam z powodów osobistych, musiałam zmienić „coś” w moim życiu, po bardzo dlugich i smutnych przeżyciach. Zdecydowałam, że najlepszym lekarstwem będzie zmiana miejsca i otoczenia. Udało się, ciężka praca, inny swiat, inne problemy – wróciłam do mojego normalnego życia „z przed”.

Kilka miesięcy temu przeprowadziłam się w okolice Rzymu. Mieszkam sama z moimi dwoma kotami Klaudio, Messalina i psem o imieniu Pepsi. To zwierzęta oczywiscie zdecydowały, że zamieszkają ze mną.

E. Kedzierska

– Czym się Pani zajmuje na co dzień?

Zajmuję się tłumaczeniami, ale nie jestem tłumaczem zawodowym. Pracuję jako sekretarka dla pisarza, który pisze książkę na temat historii ekonomii.

– Skąd wziął się pomysł  na Casa Aperta per bambini delle famiglie polacche e bilingue (Dom Otwarty dla dzieci z rodzin polskich i dwujęzycznych) w Riano k. Rzymu?

Pomysł na “Dom Otwarty dla dzieci z rodzin polskich i dwujęzycznych” urodziło życie. Spotykałam mamy, czy też oboje rodziców… Mama Polka, tato Włoch i dzieci nie znające języka polskiego. Mama zapracowana, nie mająca czasu na trudny zawód nauczyciela.

Pamiętam – jednego dnia, będąc w Konsulacie Polskim, spotkałam taką właśnie rodzinę. Mama Polka, tato Włoch i chłopczyk 6-cio letni, który nie znał ani jednego słowa po polsku.

Na moje zdziwienie (a tak naprawdę, że tak powiem, ogarnęła mnie “czarna rozpacz”) pani zaczęła się tłumaczyć, że polski to trudny język, i temu podobnie. Ale też, między wierszami, powiedziała mi, że nie odwiedza rodziny, rodziców w Polsce ponieważ jest jej wstyd, że chłopczyk nie będzie mógł rozmawiać z dziadkami.  Z jednej strony wydawała sie zadowolona ze swojego życia we Włoszech, z drugiej jednak strony, uważnie słuchając, słyszałam w jej głosie smutek i wstyd – nie miała czasu i cierpliwości aby uczyć syna języka i czuła sie winna i zamknięta we własnej pułapce. Odkladala “z dnia na dzień” rozmowę z synem po polsku, nauke pierwszych słów…

Mam wrażenie, że to jest wlaśnie problem wielu mam Polek, które mają dzieci z Włochami.

W Umbrii uczyłam języka dzieci moich znajomych, to była ogromna przyjemność, a największa, jak dzieci wróciły z wakacji w Polsce, po dwóch tygodniach mogąc rozmawiać z rodziną i rówieśnikami przywiozły ogromny zasób nowych słów. Moje lekcje dały im podstawę i zwalczyły barierę używania nowego języka.

Dom Otwarty” to właśnie takie miejsce, w którym dzieci będą miały możliwość poznać to czego nie znają. Już zaczynam pracować nad powiadomieniem rodziców, że mają możliwość dać szansę swoim dzieciom.

Jestem z wykształcenia ekonomistą. Już w Liceum zaczęłam pracować w ZHP, po skończeniu studiów zaproponowano mi objęcie stanowiska Komendantki Hufca ZHP, i tak przez wiele lat pracowałam z dziećmi i młodzieżą.

Jeżeli ten pomysł spodoba się, pomyślę jak przekazać go innym, może fundacja…

Na razie muszę być pewna, że jestem potrzebna, że rodzice przyślą tu swoje dzieci. Bo w wielu przypadkach to rodzice powinni mieć świadomość, co straciłyby ich dzieci nie znające języka polskiego, bajek, wierszy, podstawy historii, geografii, tradycji.

Dzieci w dużych miastach mają możliwość uczęszczania do polskiej szkoły, a w małych miejscowościach jest to problem.

Chciałabym aby dzieci uczestniczyły w zajęciach cyklicznie. Pracując praktycznie w szkolnictwie ponad 20 lat z dziećmi (w moim domu rozmawiało się ciągle o szkole), wychowałam wiele nauczycielek (także moja córka skończyła Surdopedagogikę) i napisałam program w oparciu o stary Elementarz Mariana Falskiego. Korzystałam z wielu nowych metod, które znam, w programie jest wiele wierszykow, gier, bajek, piosenek…

– Ile osób korzysta z Pani zaproszenia? Czy zajęcia są odpłatne?

Ile osób? – na dzień dzisiejszy jest troje dzieci – rodzice oplacają praktycznie tylko materiały – bloki, kredki, farby itp., i drugie śniadanie albo podwieczorek.

Moja przyjaciolka, śmieje się “że jestem najlepiej przygotowaną i najtańszą baby sitter w Italii” .

– Jakie są ewentualne potrzeby aby funkcjonowało takie miejsce i skąd bierze Pani na nie fundusze?

Jakie są potrzeby? Ja mam dość duży salon, z małą ilością mebli, który na sobotę będzie zamieniał się w miejsce dla dzieci, ze stolikami, z miejscem do zabawy, ogród, w którym przy ładnej pogodzie, będziemy bawić się i poznawać przyrodę.

Czy ktoś Pani pomaga w tej inicjatywie?

Nie korzystam z żadnej pomocy, organizuję wszystko we własnym zakresie, nie mam czasu i cierpliwości dyskutować z urzędnikami, na razie nie wiem, czy rodzice będa przywozić dzieci. Proszę wziąć pod uwage fakt, że wielu w sobotę włączy dziecku telewizor…

– Co poradziłaby Pani innym Polkom we Włoszech, które chciałyby coś takiego zorganizować w innych miastach i regionach kraju, od czego zacząć, jakie trzeba mieć predyspozycje, jak się rozleklamować, jakie są problemy biurokratyczne, jednym słowem jak sobie z tym wszystkim poradzić?

Predyspozycje – myślę, że nie trzeba koniecznie być nauczycielem nauczania początkowego, oczywiście należy znać język polski, literaturę, własciwie trzeba chcieć się zaangażować i robić to z serca, na pewno nie dla pieniędzy.

Polskich szkół jest mało, piszą do mnie mamy z wielu miejsc we Włoszech, że tez chciałyby mieć takie miejsce w pobliżu.

Wczoraj napisała do mnie mama, która mieszka w Rzymie, była bardzo sceptycznie nastawiona do szkoły przy Konsulacie Polskim, kiedy rozmawiałyśmy po raz pierwszy, a właśnie wczoraj napisała, że zdecydowała się zapisać córkę do szkoły polskiej.

To są wiadomości, które mnie osobiście bardzo cieszą. Czasem wystarczy rozmowa aby przekonać rodziców jak ważna jest znajomość “języka dziadków”.

Obecuję podzielić się, mam nadzieję, “dobrymi wiadomościami” w przyszłości i przesłać zdjęcia z naszych zajęć – Dom się otworzy dla dzieci, ja chciałabym otworzyć go jeszcze we wrześniu – zobaczymy.

Bez względu na to jak to będzie wygladało u mnie – jeżeli któraś z pań chciałaby “powielić” ten pomysł, jestem do dyspozycji, programy, podpowiedzi…

W moim przypadku, nie pozwolę umrzec temu pomysłowi, będę rozmawiała z rodzicami, ja mieszkam tutaj od niedawna, a więc znam bardzo niewiele osób i będę pracowała, na początek nad rodzicami, bo to rodzice musza wiedzieć teraz, za 10-15 lat, bedzie za późno na “gdybanie”: „gdyby mój syn czy córka, znali język polski”…., jak mówi polskie przysłowie “Polak madry po szkodzie”.

Kochani rodzice, to Wy właśnie, jesteście odpowiedzialni za przyszłość Waszych dzieci, więc dajcie im szansę rozwijania ich ciekawości “jaka jest właściwie ta Polska”? Jak będą Jej ciekawe, to w przyszłości zamiast grać bezmyślnie na komputerze, przeczytają historię Warszawy, czy Krakowa czy też “Koziej Wólki”, bo to wszystko jest w zasięgu reki.

Będą wiedziały że Nicolaius Copernikus to nie Włoch tylko Polak i nazywa sie Mikołaj Kopernik (z takim przypadkiem też się spotkałam).

To my powinniśmy zostawić dzieciom naszą wiedzę, jako “cenny spadek”, one ją pogłębią i przekażą nastąpnemu pokoleniu – wystarczy tylko pamiętać, że “wiedza” to bogactwo.

– Na koniec przypomnijmy jeszcze kiedy i gdzie dokładnie można zgłaszać się  do Domu Otwartego Pani Elżbiety Kędzierskiej?

 

La Casa Aperta da Elizabeth – Riano Roma Nord

W soboty rano, od 14 września 2013, godz. 9.00-13.00 i 15.00-19.00. Informacje i zapisy: Elzbieta Tel: +39 389 8917690

Ogni sabato mattina da 14 settembre, dalle 9,00-13,00 o dalle 15,00-19,00 c’è una casa aperta per i bambini delle famiglie polacche e bilingue. Impariamo e giochiamo con la lingua polacca. 4-8 anni.
Tra le storie, poesie, canti e tradizioni della Polonia.  Programmi: della scuola dell’infanzia e la scuola materna. Iscrizioni.  Elzbieta Tel: +39 389 8917690

casa aperta

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka B. Gorzkowska




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *