Ania z Marche

Serdecznie zapraszam na rozmowę z Anią mieszkającą od lat w regionie Marche.

Aniu, opowiedz kiedy i w jakich okolicznościach zdecydowałaś się zamieszkać we Włoszech, a konkretnie w Marche? 

Mieszkam we Włoszech od ponad trzynastu lat. Decyzja zamieszkania w tym kraju była trochę „rozłożona na raty”.

Prawie dwadzieścia lat temu poznałam mojego obecnego męża, „italiano vero”. Dopóki studiowaliśmy, każdy w swoim mieście, on w Perugii, a ja w Warszawie, rozpatrywaliśmy możliwość tak samo mojej wyprowadzki do Włoch, jak i jego do Polski. Oferta pracy dla mojego męża właśnie w rejonie Marche zdecydowała za nas i tam zapuściliśmy korzenie.

DSCN5812

Zostałam wówczas rzucona w wir włoskiego życia nic prawie o nim nie wiedząc, a przede wszystkim nie znając języka.

A czym się zajmujesz na co dzień?

Dziś na pytanie, czym się zajmuję trudno jest mi powiedzieć.

Od niedawna zaczęłam pisać mój blog, który mnie pochłonął całkowicie. Od lat zajmuję się jednak tłumaczeniami polsko-włoskimi. Do tego jestem bibliotekarką part-time w miejscowej bibliotece.

Od października zostałam też katechetką dla pierwszoklasistów.

Od około pół roku współpracuję nad wspaniałym, a wręcz „pysznym” projektem wprowadzenia na rynek światowy, (w tym głównie Polski), wyselekcjonowanych i wybornych włoskich produktów żywnościowych marki Yumbria!, wywodzących się z tradycji Umbrii. Oddaję temu serce i wkrótce również na moim blogu pojawią się informacje i opisy tej apetycznej misji.

Najbardziej jednak absorbuje mnie bycie żoną i matką 24 godziny na dobę.

 

Gdzie nauczyłaś się języka włoskiego? I czy trudno było Ci się zaaklimatyzować?

Języka nauczyłam się tu, we Włoszech. Jestem samoukiem i jestem z tego dumna.

Na początku z moim mężem porozumiewałam się po angielsku. Potrzeba komunikacji z „tubylcami” zmusiła mnie jednak do przyswojenia sobie tego obcego, choć wdzięcznego języka.

Wiele elementów pomogło mi w jego nauce. Przede wszystkim telewizja, włączona cały dzień, uczyła mnie prostych słówek, choćby przez reklamy. Mama mojego męża, choć oddalona od nas o 150 km, tłumaczyła mi jakąkolwiek wątpliwość przez telefon. Taką samą anielską cierpliwość miała moja pierwsza włoska koleżanka, Lucia. No, a „wysoki poziom” mojego języka zawdzięczam pracy w agencji ubezpieczeniowej Generali, gdzie nauczyłam się inwestycji finansowych i polis zarówno poprawną włoszczyzną jak i dialektem.

Nie myślałam, że będzie mi tak ciężko zaaklimatyzować się w Italii. Jestem osobą otwartą, elastyczną, bezkonfliktową. Spadłam tu jednak jak „z kosmosu”, sama samiusieńka. Mój mąż od rana do wieczora był w pracy. Nie mieliśmy obok siebie ani rodziny ani przyjaciół, oboje byliśmy tu nowi. Miałam wówczas przemiłe sąsiadki; szkoda, że miały około siedemdziesiątki i żadna z nich nie mówiła po angielsku.

Liczyłam na poznanie rodaków na obczyźnie, a i to nastąpiło po jakichś dobrych 2 latach. Myślę, że moja więź z rodziną, od której zostałam odcięta z dnia na dzień, przyczyniła się do pierwszych trudności na obcej ziemi. Z mamą do dziś łączy mnie „pępowina”. Muszę jeszcze dodać, że kiedyś nie było internetu, skype’a, e-maila. Nowością był fax, a rozmowy telefoniczne kosztowały bardzo dużo. Stąd rozłąka, choćby z ukochaną siostrą, była dla mnie bardzo ciężka …

 

Jaki aspekt życia codziennego najbardziej Ci odpowiada we Włoszech, przy czym mam tu na myśli raczej praktyczne sprawy. Czy według Ciebie we Włoszech jest łatwiej żyć? A co znów cię najbardziej tutaj irytuje?

Na to pytanie trudno mi będzie odpowiedzieć.

Nie przyjechałam do Włoch ani za karierą, ani dla zarobku, ani dlatego, że uwielbiam włoskie klimaty. Przyjechałam tu za głosem serca, a nie dla aspektu życia. Ja nigdy nie marzyłam o wyjeździe do Włoch. Tu miałam wręcz „wszystko pod górkę”.

W Warszawie pracowałam w kancelarii prawnej, skończyłam studia, wybierałam się na aplikację. Zwiedzałam świat. Nie miałam problemów finansowych i nie wyjechałam za granicę za tzw. chlebem.

Emigrantom, takim jak ja, jest bardzo trudno; tak sądzę. Większość Polaków ucieka od bezrobocia i pracuje w Italii jako pomoc przy starszej osobie lub jako kierowca ciężarówki. Włosi nie znając Cię, biorą zawsze za „bidę z nędzą”, myślą że człowiek przyjechał z trzeciego świata i że zarabiamy w ich systemie. I to mnie irytuje!!!

Ale jak już Cię poznają, to jest się docenianym i przedstawianym innym. Marche to dość szczególny region Włoch, bo ludzie są tu bardzo zamknięci. Żeby wkupić się w ich łaski ciężko musisz na to zapracować lub być wprowadzonym przez rodzinę. Marchigiani są bardzo nieufni. Słyną za to na całym świecie z produkcji butów. To tu znajdują się fabryki znanych marek, takie jak: Prada, Tod’s, Hogan, Loriblu, Alberto Guardiani, Bikkemberg, Paul Frank, Andrea Montelpare. Można dostać oczopląsu od przeróżnych modeli, które można obejrzeć w tutejszych outletach, a które wejdą na rynek światowy dopiero za rok. To tu, we Włoszech, nauczyłam się przywiązywać wagę do butów, do wysokości obcasa, zarówno do kształtu jak i materiału, z jakiego został wykonany. To tu, jak i w Hollywood, ludzie mają całe regały na przeróżne obuwie. W ciągu ostatnich lat nauczyłam się sztuki dopasowywania buta na każdą okazję, zmiany obuwia choćby trzy razy dziennie.

 

Wielu naszych czytelników z Polski zwraca się do nas z pytaniem „czy życie we Włoszech jest w ogóle opłacalne?”. Jaką masz opinię na ten temat?

Myślę, że nie można dać jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy z jakiego środowiska się pochodzi. Poznałam wielu Polaków, którzy musieli wyjechać z kraju, bo na ich terenie nie było pracy lub to co zarobili, ledwo starczało na życie. Pracując we Włoszech zarabiali w euro tak, że wysyłane pieniądze rodzinie do Polski wystarczały na kilka miesięcy.

Ja, pochodząc z Warszawy, mając tam dobrą pracę, nie odczuwałam braków i niedostatku. Moja sytuacja ekonomiczna na emigracji nie uległa zmianie. Zmieniły się natomiast czasy, mówi się o kryzysie na świecie. We Włoszech jest on również bardzo odczuwalny. Obecne bezrobocie jest tu galopujące.

 

Czy masz polskich przyjaciół w twoim mieście? Jak spędzacie czas, czy organizujecie jakieś wspólne spotkania, imprezy?

Mam dwie bardzo serdeczne przyjaciółki tu, we Włoszech: Anię i Kasię, ale mieszkają daleko. Każda z nas ma męża Włocha, a dzieci mieszają język włoski i polski w śmieszny sposób. Pękamy ze śmiechu, kiedy słyszymy: wiedziórka a nie wiewiórka, śpiewarka, a nie piosenkarka lub słonik, a nie słownik. Spotykamy się więc kilka razy do roku, a często słyszymy telefonicznie. Widujemy się na święta, łamiemy się opłatkiem. Korzystamy z ferii świątecznych, obchodzonych urodzin jak i wakacji, żeby razem z naszymi „mieszanymi” rodzinami posmakować gołąbków, pierogów lub makowca. Z nimi mam „siostrzane” relacje. Zapraszamy się na chrzciny, komunie i śluby. Służymy sobie radą, doświadczeniem, dzielimy nowościami. To od nich wiem, kiedy bilet lotniczy do Polski ma zniżki… poczta pantoflowa.

Rok temu poznałam za to dwie polskie dziewczyny, Alę i Cecylię, które mają polskie rodziny tu, ze sobą. W ich domach mówi się po polsku i żyje się po polsku. Raczymy się czasami rarytasami przywiezionymi z ojczyzny: ptasim mleczkiem, kiszoną kapustą, pasztetem domowej roboty, tym, czego nie mamy we włoskim sklepie. Wspominamy naszą polską młodość.

IMG_6413 (1)

Niedawno zaczęłaś pisać własny blog i to do tego dwujęzyczny! Opowiedz nam o nim coś więcej, do kogo jest skierowany, jakie tematy Cię interesują?

Tak, mój blog jest całkiem świeżutki. Zachęciła mnie do jego pisania polska koleżanka z USA – polonistka z krwi i kości. Wymieniając z nią maile lub słysząc się na skypie budziłam w niej ciekawość mojego włoskiego życia. Tak jak z nią, koresponduję od lat z wieloma innymi osobami i pytania o włoskie życie powtarzają się. Odwiedzam rodzinę w Polsce przynajmniej raz do roku i za każdym razem jestem pytana przez rodaków mniej więcej o te same rzeczy. Pomyślałam więc, że pisząc blog odpowiem na raz na wszystkie te pytania.

Zastanawia zatem, czemu piszę go również po włosku? Mam wielu włoskich przyjaciół, którzy wiedząc, że piszę po polsku, chcieli wiedzieć, o czym napisałam, czy ich obgadałam, czy ich wyśmiewam. Skoro więc już tłumaczyłam polski tekst dla nich, to i postanowiłam go opublikować. Mój profil na facebooku też jest dwujęzyczny. Jak tylko zapomnę o drugim języku, znajomi alarmują pytając, co ja tam wypisuję. Stąd właśnie pomysł na włosko-polski blog.

Muszę też dodać, że tak jak Polacy interesują się włoskim życiem, tak i Włosi czekają na porównania z polskim. Tematy na blogu są z życia wzięte i przedstawione z punktu widzenia polskiego jak i włoskiego. Staram się rozkochać Włochów w Polsce i odwrotnie.

 

Czy twój region będzie w centrum twojego zainteresowania na blogu, czy raczej chcesz pisać o wszystkim, co związane jest z Italią?

Moim celem jest pisanie o moich doświadczeniach. Z tego co wiem, życie na północy i na południu Włoch różni się kolosalnie. Wydaje się czasem, że żyjemy w innym państwie. Postaram się więc ograniczyć do opisu życia w Marche i Umbrii, z którymi mam bezpośredni „namacalny” kontakt.

Jest tyle blogów o Włoszech, że nie będę ingerować w inne rejony… zostawić coś muszę dla moich kolegów – blogerów. Po cichu muszę się nawet przyznać, że pisząc w blogu o Marche, chciałabym zachęcić czytelników do poznania tego regionu. Jest to ziemia nieznana! Ma góry i morze, tradycje i specjały kulinarne, cuda natury i technologii, a jednak ukryta i „zaszczekana” przez inne słynne rejony Włoch. Nie wiem czy ta ziemia nie umie, czy nie chce pokazać się światu.

W centrum mojego bloga chcę jednak uwidocznić Polskę i moją ukochaną Warszawę. Nasze tradycje i kulturę, które wywołują zaskoczenie u Włochów, kiedy nagle się z nimi stykają.

Ostatnio powstaje wiele nowych blogów o Włoszech, czy to dobry znak według Ciebie?

Jaka jest „recepta”, żeby się nie powtarzać i pisać ciekawie?

Kiedy zaczęłam prowadzić mój blog, nie interesowałam się tym, czy ktoś pisze o Włoszech. Pisałam i basta! Dopiero po kilku miesiącach zaczęłam „podglądać”, jak to robią inni. Właśnie wtedy zrozumiałam, że mój blog jest inny, nie ma takiego drugiego dwujęzycznego. To jest chyba recepta: zacząć pisać ot tak, „od siebie”. Przecież blogi, które nie będą interesujące, nie będą odwiedzane i umrą śmiercią naturalną. Te lubiane, czytane, będą miały wielu czytelników i bloger będzie miał ochotę na pisanie. Dla mnie im więcej czytelników, tym większa ochota pisania.

Na początku byłam nieśmiała, bałam się krytyki. Podałam link na moją stronę tylko rodzinie i przyjaznym duszom. Kazałam krytykować, abym mogła poprawić to, co się nie podoba… i dopiero wtedy wyszłam z blogiem na światło dzienne. Każdy artykuł uczy mnie, jakie są gusty moich czytelników. Myślę, że to również jest „recepta” na interesujący blog.

 

Ponieważ zbliżają się Święta, jaki prezent polecałabyś tym, którzy chcieliby bardziej zgłębić kulturę włoską? Masz jakieś ulubione książki lub ciekawy film na długie zimowe wieczory?

Filmy i książki o Włoszech, jakie znam i chętnie bym poleciła, są niestety w języku włoskim, więc nie wszystkim dostępne.

Zaproponuję jednak krótkie kreskówki dla dzieci i dorosłych, bardzo proste, choć po włosku, które podają łatwe przepisy kulinarne. Biała gęś, „Cuocarina”, śpiewając przez 2 minuty przedstawia receptury do wykonania w rodzinie. Wystarczy wyszukać filmiki na internecie z tytułem CUOCARINA, a zabawę będą mieć duzi i mali.

Aby pozostać w atmosferze świątecznej poleciłabym CANZONI DI NATLE IN ITALIANO. Jest to 20 przyjemnych minut dla ucha spragnionego „włoszczyzny”.

 

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Ja również dziękuje i zapraszam wielbicieli włoskich klimatów na mój blog

I Love ITaly

I Love ITaly

Kto polubi mój profil na facebooku Anna’s Blog Plorit, będzie na bieżąco informowany o nowych artykułach.

Rozmawiała Agnieszka Barbara Gorzkowska




10 thoughts on “Ania z Marche

  1. Metka by Traczka

    Brava! wspaniała rozmowa, no bo wspaniała Ania Traczewska 🙂

    baci da Varsavia! Qui fa freddo cane!

    Reply
    1. plorit

      Słyszeć takie słowa od koleżanki blogerki, imienniczki i pracująej w „sztabie” Newsweek’a to jak zobaczyc Rzym i umrzec. Grazie!!!

      Reply
  2. Teresa in Białystok

    Cała nasza Ania Kochana!
    Taką jaką znamy i lubimy najbardziej!
    Roześmiana i otwarta na świat!!!

    Reply
  3. Iwona

    Jestem we Włoszech dopiero od października, też za miłością a nie pracą. W Polsce skończyłam studia i przez rok pracowałam nie narzekając na zarobki… Potem przyjechałam tu na praktyki, a teraz szukam pracy, chcąc póki co uniknąć roli babysitter lub badante, bo do tej pory nie mam w tym żadnego doświadczenia. Początki są bardzo trudne i tak jak Pani napisała w tekście – mam wrażenie, że każdy sobie myśli, że przyjechałam z ogromnej biedy wybić się wykorzystując do tego dodatkowo chłopaka. Dzięki Pani mam nadzieję, że i ja dam tu sobie radę. 🙂

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *