Podróże Marii Konopnickiej do Włoch, cz.2

Pod koniec lat 80-tych XIX wieku Maria Konopnicka podejmuje decyzję o wyjeździe z kraju. Za ucieczką poetki kryją się kłopoty rodzinne z mężem i córką Heleną oraz ciężar utrzymywania dorosłych, ale niezaradnych dzieci.

Do końca życia Konopnicka nie wróci już na stałe do kraju, przez dwadzieścia lat będzie podróżowała po zachodniej i południowej Europie, utrzymując z rodziną, oprócz kilku przygodnych wizyt, kontakt niemal wyłącznie korespondencyjny. Z honorariów za wiersze opłacała koszty podróży, wynajmowane pokoje, wyżywienie i pomagała dzieciom w Polsce.

Listy te stanowią rodzaj dziennika z informacjami o planach, codziennym życiu, opisem kolejnych mieszkań, pogody, cen. Ale dzięki nim można poznać obyczaje panujące wówczas w Niemczech, Szwajcarii, Włoszech, poczuć klimat i barwę ówczesnego świata. Nie jedno może nas zdziwić.

Do Włoch przyjeżdżała w latach 1891, 1892, 1896, 1901 – 1902, 1906 – 1907.

Bardzo irytuje ją brud na ulicach i w domu.”Ci makaroniarze wcale ulic nie zamiatają: błoto po kostki. Na mniej uczęszczanych trawa rośnie, że można by ze trzy kozy nakarmić. Schody nigdy nie czyszczone, wszystko porasta brudem. No i z tym wszystkim nie ma ani robaków w domu, ani myszy”.

Foto: Wikipedia, pomnik Marii Konopnickiej w Ogrodzie Saskim

Opisuje wieczorek muzyczny u gospodarzy, na który została zaproszona. Koncertowali trzej młodzi mężczyźni na gitarze i mandolinach. Po zagraniu kilku utworów, wypiciu wina i zjedzeniu sucharków szybko się pożegnali. „ Wszystko trwało z godzinę razem. Takie mniej więcej są zebrania w mieszczańskiej urzędniczej sferze. Zawsze grają, mało co piją, nic prawie nie jedzą i robią tyle krzyku i wrzawy, jakby byli dobrze zaprószeni”. Bierze udział w procesji ku czci św. Stanisława Kostki , która odbyła się w mediolańskiej katedrze. „Arcybiskup celebrował, straszna feta była, bo tu jest wielkie kolegium jezuickie, a do tego zakonu był zapisany i św. Stanisław Kostka. Bractw samych, a może i kongregacji było ze 20, ale tu bractwa nie tak jak u nas, co tylko wezmą świecę w rękę i już. Tu odbywa się w bocznych nawach cała toaleta. Na ubrania wszyscy biorą białe bluzy do kostek, przepasane czerwonym sznurem, do tego czerwona peleryna i białe rękawiczki. Jak to pociesznie przy tym wyglądają te twarze wąsate, często jakby zbójeckie, to trudno opisać. Każde bractwo ma swojego Monsignore strojnego w gronostaje, w aksamity; a idą cicho, jakby na sąd ostateczny – nie śpiewają, tylko półgłosem mówi jedna strona: ave, a druga odpowiada. Snuła się ta procesja już pół godziny przez kościół, a jeszcze nie doszła do arcybiskupa. Temu asystuje senat we frakach, w białych krawatach jak na bal. Arcybiskup, mały, skurczony staruszek, widać, że był zmęczony tą paradą. Bo co przejść trzy nawy, każda 150 metrów długa. A to jeszcze wśród ścisku. 50 tysięcy ludzi mieści katedra w sobie, a była niemal pełna.”

Robi się coraz cieplej i Konopnicka wybiera się do Bolonii. Jednak jej planom wyjazdowym przeszkodziła epidemia grypy, która wybuchła w północnych Włoszech. „Ludziom bogatym karawanów brakuje i leżą po 5 dni w domach, o biednych się i nie mówi” – pisała do dzieci. Wystraszona uciekła czym prędzej do Zurychu. Niestety, grypa dopadła ją i w Zurychu. Osłabiona marzy o wyjeździe na południe, do Mediolanu, Florencji, Rzymu.

Wiosną 1892 r. jest już w Rzymie. „Ale oglądanie Rzymu jest prawdziwą pracą: od dziewiątej rano do trzeciej i od czwartej do zmroku, lata się i patrzy, zbierając wrażenia, wiadomości, obrazy i barwy.” W czasie Wielkiego Tygodnia uczestniczyła w śpiewach żałobnych w bazylice Św. Piotra. Denerwują ją ludzie przechadzający się po kościele z przewodnikami w ręku. „I w ogóle jeśli Św. Piotr jest świątynią, to tylko władzy doczesnej, świeckiej papieża. Zamiast ołtarzy, których poza tym jest bardzo niewiele, dookoła nawy grobowce papieży, wielkie jak ołtarze, a nad nimi figury papieży, w złotych tiarach, w postawach monarchicznych, rozłożeni na tronach, ponad obłokami trzymanymi przez aniołów.” Otrzymuje bilet na mszę papieską i na audiencję u papieża Leona XIII. Ale na taką uroczystość musi mieć specjalny strój , co u wiecznie biedującej poetki jest problemem. Tak więc z zaproszenia nie skorzystała .

Lato i jesień 1892 r. spędza w Genui. Kąpię się w morzu, pisze artykuły do „Kuriera Warszawskiego” o uroczystościach z okazji 400-lecia rocznicy odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. „Tutaj cała Genua zasypana cudzoziemcami: uroczystości ciągle, król i królowa od czterech dni tu bawią. Na morzu widowiska wspaniałe, iluminacje okrętów, regaty, ognie sztuczne. Ale chcąc z obowiązku pisać o tym – traci się całą przyjemność.” Zwiedza Pizę i Rapallo, o którym pisze: ”cóż za rozczarowanie! Mieścina wprawdzie cudnie położona, ale tak nędzna, że aż strach. Na ulicach ani bruku, ani chodnika, tonie się literalnie w kurzawie, morze ujęte tamą przedstawia zbiornik gnijących odpadków, o mieszkaniach ani się dopytać”. Zachwyca się widokami Wybrzeża Liguryjskiego. Żałuje, że jedzie koleją, której trasa powadzi tunelami „przeciw którym taki wielki tunel św. Gotarda – jest dziecinną igraszką. Tu pociąg wynurza się na chwilkę, migną mu dwa błękity: nieba i morza, czasem jakaś urocza osada, i znów huk i ciemność, tylko się wszystko trzęsie i warczy. Tunele są tak wielkie, że w jednych z nich, za Spezią pociąg staje i nabiera wodę przy palących się tam pochodniach. Najdłuższy jasny szmat pobrzeża przypadł na Carrarę. Tam to widziałam te góry srebrzące się w słońcu od czubów do posad marmurem białym jak śniegi; inne góry z rozprutych żeber ukazują marmury kolorowe, ale najwięcej jest białych. Ogromne to bogactwa i nieprzebrane chyba .”

c.d.n.

Źródło: Maria Konopnicka, Listy do córek i synów. Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, 2010.

Korespondencja: Izabela Gass




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *