Mieszkam w provincia di Cosenza, w górskiej miejscowości Fagnano Castello, które bardzo boleśnie ucierpiało w wyniku szalejących pożarów. Od miesiąca zmagaliśmy się z gaszeniem pożarów, ale prawdziwe piekło rozpętało się 3 dni temu. W ciągu 1 dnia mieliśmy aż 8 pożarów, z czego 5 z nich było bardzo niebezpiecznych, bo bardzo blisko zabudowań mieszkalnych. Na pomoc czekaliśmy ponad 24 godziny!
Żyjemy dzięki miejscowym wolontariuszom, którzy wykonali heroiczną pracę. Dzisiaj pożary zostały prawie ugaszone (pali się jeszcze wysoko w górach). Po ponad dobie w płomieniach i toksycznym dymie przyleciał 1 canadair i helikopter, ale na ich pomoc mogliśmy liczyć przez godzinę, gdyż odlecieli szybko gasić inne pożary. W otaczających nas miejscowościach również szalały pożary (San Marco Argentano, Roggiano Gravina, Belvedere Marittimo).
Czuliśmy się osaczeni i opuszczeni przez wszystkich. Gdy dzwoniliśmy,blagajac o pomoc,odpowiadali Nam(Vigli del Fuoco), że jesteśmy zapisani i czekamy w kolejce… Wszędzie był dym, nikt nie rozumiał, gdzie się pali a gdzie nie. Temperatura przekraczała 40 stopni, szalał okropny wiatr a mieszkańcy siedzieli pozamykani w domach, czekając na cud. Mężczyźni z Fagnano zjednoczyli się i zaczęli gasić sami, ryzykując zdrowie i życie. Ciągle wybuchały nowe pożary! Poczuliśmy jak wygląda piekło. Dopiero wczoraj przyjechało wojsko, ale żołnierze gasili pożary, które zagrażały domostwom (wyżej w góry nawet nie patrzyli).
Provincia di Cosenza ucierpiała najbardziej, paliło się dosłownie wszędzie! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że „to ludzie ludziom zgotowali ten los”… Strażacy i wolontariusze znajdowali na miejscu pożarów kanistry z benzyną. Poza tym pożary wybuchały praktycznie rownocześnie.
Piekło to my w San Benadetto przeżyliśmy pełna ewakuacja wujek nie żyje drugi w stanie krytycznym a to jeszcze nie koniec