Przylecieć z Polski na jeden dzień do Rzymu

Ta przygoda, niewątpliwie jedna z najlepszych, zaczęła się zupełnie niewinnie.
Znudzona szarą codziennością podjęłam temat wyjazdu do jakiegoś SPA z jedną z koleżanek, Elą. Ona oczywiście zaczęła wykręcać się brakiem funduszy i wolnego. Od słowa do słowa, doszłyśmy do wniosku, że wypad w dniu wolnym od pracy, do miejsca gdzie jeszcze jest ciepło, byłby niezłą przygodą. Opowiedziałam jej wtedy o możliwości wyjazdu na jeden dzień np. do Rzymu. Samoloty z Berlina wylatują o 6, a powrót jest po 21, jest więc cały dzień na zobaczenie paru ładnych miejsc w mieście. Usłyszałam od niej: „Jeśli znajdziesz coś w weekend to stawiam pizzę pod Colloseum”. Tego dnia wieczorem bilety były już kupione. Po kilku dniach Ola, w rozmowie telefonicznej dowiedziała się o naszym pomyśle i bez chwili zastanowienia dołączyła do nas. Martyna zdecydowała się jako ostatnia, ale też nie miała większych wątpliwości, że to będzie fajny wypad.
Kilka dni przed wyjazdem spotkałyśmy się, aby ustalić bardzo ambitną trasę zwiedzania, ale również tak zwana spontaniczna zmiana planów była brana pod uwagę.
Aby dotrzeć do Rzymu musiałyśmy przemieścić się niemal wszystkimi środkami transportu! Mieszkamy w Świnoujściu, więc najpierw podróżowałyśmy promem, następnie samochodem dojechałyśmy do Szczecina gdzie przesiadłyśmy się w busa, który dowiózł nas na lotnisko w Berlinie. Tam wsiadłyśmy w samolot… To był pierwszy w życiu lot Eli, ale miała pietra 😉
W Rzymie wylądowałyśmy o ósmej rano. Przywitała Nas cudowna, słoneczna pogoda. Szybko pobiegłyśmy na autobus, który w niecałe 30 min. dowiózł nas do dworca Termini. Stamtąd metrem udałyśmy się w okolice Watykanu.
Po wyjściu z metra przyszedł czas na kawkę i pyszne śniadanko w restauracji, w jednej z bocznych uliczek Rzymu. Zawsze staramy się jeść w miejscach, gdzie widzimy ludzi na co dzień mieszkających w danym mieście. Knajpki dla turystów często niestety zawodzą.
Do Watykanu dotarłyśmy przed 11. Kolejka do zwiedzania Bazyliki św. Piotra nie była zachęcająca. Postanowiłyśmy jednak podjąć wyzwanie. Jedna stała w kolejce, pozostałe chodziły po placu, później zmiana. W 40 min. dotarłyśmy do bramek kontroli.
Po wyjściu z Bazyliki ruszyłyśmy pod zamek św. Anioła, tam oczywiście kilka selfie i mostem Anioła przekroczyłyśmy Tybr, przechodząc w wąskie i klimatyczne uliczki wiecznego miasta.
Po krótkim spacerze postanowiłyśmy odpocząć w jednej z restauracji, która od razu zwróciła naszą uwagę. Znowu dużo tubylców i cudowny klimat. Wybór okazał się bardzo trafny.
Przepyszne jedzenie, orzeźwiające piwo i kelner, który uroczo próbował rozmawiać z Nami po polsku. Nie chciało się opuszczać tego miejsca. Jednak werwy dodała nam lodziarnia, znajdująca się tuż przy restauracji. Lody o smaku czekolady z czerwonym winem, gruszki w karmelu, czekolady z chili i ricotty były tak zwaną wisienką na torcie.
Ze smakołykami w rękach ruszyłyśmy na Piazza Navona, gdzie podziwiałyśmy urocze fontanny i kościół św. Agnieszki (trafiłyśmy akurat na koncert organowy, niesamowite wrażenie). Kolejnym punktem zwiedzania był Panteon.
Za każdym razem robi on na mnie tak samo wielkie wrażenie.  Po drodze odwiedziłyśmy sklep Pinokia, nie obyło się bez śmiesznych fotek 😉
Następnie, nieco na oślep i zajadając pieczone kasztany, dotarłyśmy na plac Wenecki. Robiąc rundkę po okolicznych zabytkach ( Forum Romanum, Forum Trajana), w akompaniamencie ulicznej muzyki i przy promieniach zachodzącego słońca, dotarłyśmy pod Colloseum.
Po krótkim spacerze i niezliczonej ilości zdjęć postanowiłyśmy odpocząć przy pysznej pizzy i butelce chłodnego Prosecco. Widok, smak i samopoczucie cudowne! Na koniec naszego pobytu zostałyśmy jeszcze poczęstowane przez kelnerów przepysznym limoncello 😉
Teraz przyszedł czas na zakupy, metrem udałyśmy się na dworzec Termini, gdzie w sklepie zaopatrzyłyśmy się we włoskie przysmaki (sery, salami itp.)
Nieco smutne wsiadłyśmy do autobusu, który zawiózł nas na lotnisko. Tam jeszcze wypiłyśmy ostatnią, pożegnalną kawkę i poleciałyśmy do domu.
Nawet teraz, kiedy opisuję ten dzień, uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Czy było warto? No pewnie!!! Mało tego! Na lotnisku obiecałyśmy sobie, że zrobimy to jeszcze nie raz 🙂 Na dzień dzisiejszy mogę Wam zdradzić tylko tyle: bilety do Mediolanu już kupione 😉
Pozdrawiam serdecznie Magda 🙂



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *