Sportowe espresso: Mediolan – Derby della Madonnina powróciły w wielkim wydaniu!

W niedzielny wieczór oczy całego świata były skierowane na Mediolan. I to zdecydowanie dobry kierunek, nie trzeba było ich przesłaniać, ale raczej przecierać ze zdumienia. Derby della Madonnina powróciły w wielkim wydaniu! 

Obietnice, zaciętość w walce, cios za cios, decyzje na granicy kontrowersji – to wcale nie jest opis kolejnego Gran Derbi. To 217 spotkanie pomiędzy ekipą Milanu i Interu. Drużyn, które są na dobrej drodze, by znów być w Europie czymś więcej niż tylko wspomnieniem.

Już dzień wcześniej czułem, że to będzie coś więcej niż tylko ciekawe spotkanie. Przed telewizor zasiadałem z pewną ekscytacją, która nie opadła aż do ostatniego gwizdka. Jedyne co nie wyszło, to hymn Serie A. Byłem przekonany, że to wina transmisji, ale ponoć to coś na stadionie zawiniło. W każdym razie kibice wcale nie musieli się natrudzić, żeby przegwizdać znienawidzony utwór. Fani namęczyli się za to z oprawami, które były na wysokim poziomie. Ultras Rossonerich nawiązali do Silvio Berlusconiego i podziękowali mu za lata przewodzenia klubowi. Tak, to były ostatnie derby niesfornego Silvio w roli włodarza Milanu.

Rossoneri zaczęli mecz z lekką nieśmiałością. Przewagę zdobyli rywale i starali się strzelić bramkę jak najszybciej. Taki stan rzeczy nie trwał jednak zbyt długo. Donnarumma wybronił swoje i rozpoczęła się prawdziwa batalia, wymiana ciosów.

Inter miał trochę pecha pod koniec połowy, ponieważ kontuzji doznał Medel, a chwilę później zobaczyliśmy ładną akcję w wykonaniu Milanu oraz pokaz umiejętności Suso. Hiszpan dostał piłkę na skrzydle, zszedł do środka i zakręcił nią tak, że Handanović po prostu nie dał rady jej sięgnąć. Strzał przepiękny, trybuny oszalały.

Obydwa zespoły wyszły na drugą połowę jeszcze bardziej zmotywowane. Emocji także więcej, do tego niezłe tempo. Nawet nie dało rady wyjść do lodówki. Czekało się tylko na jeden celny cios z którejś ze stron, żeby podskoczyć i dać ujście temu co gromadzi się w sobie. Coś jak przebicie balonika z powietrzem. Szpilka, a raczej bramka nadeszła dość szybko. Ku uciesze obiektywnych obserwatorów, było to trafienie dla Nerazzurrich, które mogło tylko podsycić ogień.

A strzelcem był Antonio Candreva. Powiem szczerze, że jeśli zawodnik taką bramką zaczyna derby Mediolanu, to aż strach pomyśleć co będzie w przyszłości…

Czytaj dalej: prostozboku.pl

Korespondencja: Jakub Borowicz,  autor bloga Prosto z Boku 

 




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *