Podróże Marii Konopnickiej do Włoch, cz.4

Pod koniec lat 80-tych XIX wieku Maria Konopnicka podejmuje decyzję o wyjeździe z kraju. Za ucieczką poetki kryją się kłopoty rodzinne z mężem i córką Heleną oraz ciężar utrzymywania dorosłych, ale niezaradnych dzieci.

Do końca życia Konopnicka nie wróci już na stałe do kraju, przez dwadzieścia lat będzie podróżowała po zachodniej i południowej Europie, utrzymując z rodziną, oprócz kilku przygodnych wizyt, kontakt niemal wyłącznie korespondencyjny. Z honorariów za wiersze opłacała koszty podróży, wynajmowane pokoje, wyżywienie i pomagała dzieciom w Polsce.

Listy te stanowią rodzaj dziennika z informacjami o planach, codziennym życiu, opisem kolejnych mieszkań, pogody, cen. Ale dzięki nim można poznać obyczaje panujące wówczas w Niemczech, Szwajcarii, Włoszech, poczuć klimat i barwę ówczesnego świata. Nie jedno może nas zdziwić.

Do Włoch przyjeżdżała w latach 1891, 1892, 1896, 1901 – 1902, 1906 – 1907.

We Florencji Konopnicka dowiedziała się o procesie dzieci z Wrześni, który odbył się w Gnieźnie w listopadzie 1901 r.1 Zaprotestowała w prasie włoskiej, napisała wielce emocjonalny wiersz „O Wrześni”, rozpowszechniała apel kobiet polskich w obronie dzieci. Sprawa ta została bardzo nagłośniona we Włoszech, protestowały uniwersytety i środowiska robotnicze, na łamach prasy ukazało się wiele artykułów na ten temat. Zebrano sto dwanaście tysięcy podpisów Włochów pod protestem przeciwko takiemu traktowaniu dzieci. Tak o tym pisze: „Ale wszystkie nasze nadzieje przechodzą Włochy. Dzienniki w Rzymie, Mediolanie, tu we Florencji, w Wenecji, w Weronie, w Genui, w Turynie pomieściły nasze wezwanie i wszystkie stowarzyszenia kobiece popierają naszą akcję. Jakaś pani, Edvige Salvi [1858 – 1937, poetka włoska, autorka książek dla dzieci i młodzieży – I.G.] przysłała mi śliczny, rzewny wiersz do dzieci polskich. Inna znów pani z Rzymu, margrabina Tartarini [publicystka i działaczka społeczna – I.G.]zapowiedziała swój przyjazd do Florencji, aby mi pomagać. Stowarzyszenia kobiece z Mediolanu przysłały tu swoją delegatkę, żeby się ze mną porozumieć, a nawet jakiś wieśniak z Altopascio pisze, żeby i tam do nich listy protestu posłać, bo chcą podpisywać. Ba! Nawet ogrodnik, u którego bierzemy warzywa, dopomina się o miejsce do podpisu dla swojej rodziny. Już to oczywiście obudziło uwagę Niemców. Zaczęli zaprzeczać, że cała sprawa wrzesińska to sprawa kilku klapsów. Mamy silne plecy w tutejszej prasie. Czasem aż to rozrzewnia. Dziś był reporter z Mediolanu, który mówił, że rozmowę ze mną w tym przedmiocie ma do dziennika swego telegrafować i że mu redakcja wyznaczyła na to 150 franków.” I w kilka dni później: „Tu co dzień dobre wiadomości. Sprawę protestu nazywają santa crociate per la Polonia. Bardzo te Włochy poczciwe. W Mediolanie dr Arccari miał piękny odczyt o Polsce. W Genui zawiązał się nowy komitet „Pro Polonia”. Zamierzają tam rozrzucać odezwy między ludem”.

                                                        Foto Wikipedia

Lekarze wysyłają ją nad morze. W czerwcu 1902 r. jedzie do Rimini, gdzie „miasteczko małe, kąpiele drugorzędne, więc tańsze”. Zamieszkały z Dulębianką nad samym morzem. „Tak więc mamy widok czarujący, bo Adriatyk jest bardzo kolorowy, szafir, zieleń, pawie jakieś barwy mieszają się w tych wodach, a stale bije mniejsza albo większa fala, mieniąc się, szumiąc i hucząc.(…) Brzeg morski obudowany jest rzadko willami w ogródkach, łazienkami (pięknymi) kąpielowymi. Teraz aż do połowy czerwca pusto.(…) Widoki są prześliczne, szczególniej, kiedy łodzie rybackie jedna za drugą, do 50 i więcej, pod żaglami czerwono-złotymi płyną na połów. Tylko malować.” Jest zadowolona z pobytu, z mieszkania. Spaceruje nad morzem, zbiera muszelki. Narzeka jedynie na jedzenie. „Żywią nas – arcylicho, a dość drogo. (…)Dają nam fatalną kawę, kozie mleko, tudzież bułki nędzne. Potem o 12 półmisek makaronu albo omlet albo jajka – wszystko na starym maśle, po czym ryba albo kawałek mięsa – szkaradnie przyrządzonego. Potem zaś o 7 jakaś zupa z parmezanem i makaronem – i znów po kawałku mięsa. Przy obu tych daniach – na deser czereśnie”.

W lipcu w Rimini zaczyna się sezon, tłumy, komary. Konopnicka wyjeżdża na dalszą kurację do Franzensbad (obecnie: Franciszkowskie Łaźnie w Czechach).

Ostatni raz była we Włoszech w Rzymie zimą 1906/1907. Choruje, coraz więcej czasu spędza w sowim dworku w Żarnowcu, ofiarowanym jej jako dar narodu polskiego w 1902 r. Umiera we Lwowie w 1910 r. i zostaje pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim.

Źródło: Maria Konopnicka, Listy do córek i synów. Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, 2010.

1

 W kwietniu 1901 r. władze pruskie oświatowe wydały zarządzanie o nauczaniu religii w języku niemieckim. W katolickiej szkole ludowej we Wrześni ukarano aresztem szkolnym i karą chłosty dzieci, które nie chciały się temu nakazowi podporządkować. W wyniku procesu przeprowadzonego w dniu 19 listopada 1901 r. 24 osoby zostały skazane na kary więzienia. Pomimo represji strajk szkolny trwał aż do 1902 r., kiedy został brutalnie złamany przez rząd pruski.

Korespondencja: Izabela Gass




One thought on “Podróże Marii Konopnickiej do Włoch, cz.4

  1. Renata

    Wielka szkoda, ze we Wloszech nie mozna kupic polskiej zywnosci. Czesto juz nie wiadomo w co „zeby wbic”, bo poza makaronami, pizza i grilowanym, kiepskim miesem
    ( jak w czasach M. Konopnickiej ) nie ma nic. Dania w chinskich czy indyjskich restauracjach sa zalosne, nie mozna kupic potrzebnych produktow. Wyprawa do Prato ( 150 km.)by zaopatrzyc sie w skape azjatyckie produkty to wszystko co mozna tu zdobyc.
    Nie wspominajac nawet czegos tak zwyklego jak boczek do upieczenia Nazywaja go tutaj pancetta a w Polsce to jest po prostu slonina. Mozna wymieniac bez konca… Och, zjadloby sie choc sledzika pod pierzynka na Wigilie… marzenia.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *