Polska – Polonia. Jak siebie nawzajem widzimy?

Co Polacy w kraju sądzą o tych, którzy wyjechali? Chcąc znaleźć odpowiedź na to pytanie, rozmawiałem z dziesiątkami osób. Oto najczęściej powtarzające się opinie.

Odważni

Emigracja to smutna rzecz. Taka ostateczna  – mówi Basia. Ma dwadzieścia osiem lat. Pracuje w branży IT i jak sama zaznacza, żyje jej się dobrze. – Ja nie mogłabym wyjechać. Jestem za bardzo zżyta z rodziną, z moim miastem, z przyjaciółmi… Nie brakuje mi pieniędzy, to prawda, z moim narzeczonym naprawdę dobrze zarabiamy, ale nawet na wakacje wyjeżdżamy najczęściej na Mazury. Trudno to wytłumaczyć. Dobrze mi tu i to jest moje miejsce. Nie wyjechałabym, nawet gdyby było mi źle… Może również dlatego, że bałabym się? – Basia odwraca głowę i zamyśla się na chwilę. Patrzy przez szybę kawiarni. Po chwili zwraca się do mnie: –  Wiesz, podziwiam ich. Tę całą emigrację. Ludzie wyjeżdżają z Polski od wielu, wielu lat. Nie wiem dokładnie, od kiedy, ale nie ma miejsca na świecie, gdzie nie byłoby Polaków. Chyba.  – Śmieje się, ale po chwili poważnieje. –  Trzeba być odważnym, żeby zostawić tu wszystko, wyjechać do obcego kraju i zaczynać wszystko od nowa. Naprawdę trzeba być odważnym i ambitnym. Do odważnych świat należy, nie? Takie przysłowie jest. Może jestem odważna, ale nie aż tak. Naprawdę ich podziwiam.

 Odpowiedzialni
Dla mnie to normalne, że wyjeżdżają z Polski do Anglii, Niemiec, Austrii czy gdziekolwiek  – twierdzi Mariusz, trzydziestokilkulatek,  ciągle w ruchu. Pracoholik. Prowadzi działalność gospodarczą albo zakłada firmy, a jak idzie źle, to szuka pracy na etat albo na umowę, i tak w kółko. Nawet teraz cały czas kręci się na barowym stołku i kopci papierosa za papierosem. – Wiesz, kto emigruje? Ludzie odpowiedzialni. Odpowiedzialni za swoje życie i za swoje rodziny. Tak to widzę. Skoro tam, a nie w Polsce, mogą zapewnić lepszy byt swojej rodzinie, to właśnie tak robią. Ja dużo pracuję i dlatego moja rodzina żyje spokojnie. Ale zapewniam cię, jeśli coś się sknoci i nie będę już mógł zarabiać tyle, co teraz, pakuję manatki, wyjeżdżam za granicę, znajduję pracę, dom, ściągam rodzinę. Odpowiedzialność i lojalność to moje cechy. Jak widać, także i Polonii, mój drogi. – Dźga mnie palcem w pierś. Zauważam, że palenie tylu papierosów nie jest zbyt odpowiedzialne. – Rzucę, już niedługo – zapewnia.

Dezerterzy
Emigranci to dezerterzy –  twierdzi mój następny rozmówca, Piotr. Powinienem się spodziewać takich słów od niego. Jednak trochę mnie zaskakuje, gdy od razu wysuwa taki osąd. Fakt, jest niezwykle pewny siebie, dumny, młody i ambitny. Ojczyznę kocha ponad wszystko, tak mówi. Właśnie kończy studia inżynierskie i udziela się w młodzieżówce partii, którą popiera. – Nasze miejsce jest tutaj. To jest nasz kraj i nasza ziemia. Nasi ojcowie i dziadowie przelewali za nią krew. Zapłaciliśmy bardzo wysoką cenę za wolność i nasz kraj. I teraz co, jak coś ci się nie podoba, to najłatwiej prysnąć za granicę, prawda? Najtrudniejsze, to zostać tutaj i zmieniać kraj, zmieniać swoje otoczenie, zmieniać ludzi. Budować lepsze jutro. Pracować dla kraju, pomnażać jego bogactwo, zmieniać państwo tak, by było coraz lepsze. Zmagać się z przeciwnościami losu dla przyszłych pokoleń. To jest nasz obowiązek! Prysnąć zawsze najłatwiej. Dlatego uważam, że emigracja to banda dezerterów. I zdrajców  – dodaje dobitnie.
Zaczynam protestować. Mówię, że to bardzo niesprawiedliwy osąd, że nie zna powodów wyjazdu wielu ludzi, że tak nie można nikogo obrażać i że tu nikt nikogo i niczego nie zdradził. – Tak uważasz? – Widzę błysk w jasnych oczach Piotra. – Najwięcej Polaków na emigracji żyje w Ameryce. Tam pracują, płacą podatki, głosują w wyborach, czyli budują USA i wspierają rząd. Amerykański rząd, który nas zrobił w konia z tarczą antyrakietową, oszukał przy pakiecie offsetowym, wizy zniósł wszystkim naokoło, a nam nie, który guzik dał za pomoc w Iraku i Afganistanie, a teraz jeszcze poucza polski, demokratyczny rząd, co ten ma robić! Co z tym fantem robi nasza cudowna amerykańska Polonia? Nic! Dla mnie to współudział. Zaczynam mówić, że Polonia jest mocno związana z krajem, że dba o interesy Polski, ale Piotr wstaje i wychodzi, mówiąc, że się spieszy.

Wykształceni
Wiesz, kiedyś było tak, że ludzie wyjeżdżali, aby się dorobić. Po wielu latach bardzo często wracali, czasem bogatsi, czasem nie. Ale za to z bagażem doświadczeń, po przygodach. Wracali, bo bardzo mocno tęsknili za Polską i tu chcieli dożyć ostatnich dni. Na ziemi przodków. Takie to romantyczne było. – Dorota uśmiecha się. Jest rehabilitantką, prowadzi własną praktykę, ma mnóstwo pacjentów i nie narzeka na brak pracy. O emigracji nie myśli, na razie, jak zastrzega. Ale wielu jej znajomych wyjechało. I powodzi się im doskonale. – Polska emigracja to ludzie różnego sortu, nie ukrywajmy. Są wśród nich i czarne owce, ale zdecydowana większość to poczciwi, dobrzy ludzie. Ciężko pracują, czasami na niższych stanowiskach niż ich kwalifikacje, ale nie marudzą. Wspierają bliskich w kraju, przestrzegają prawa, asymilują się, zakładają rodziny, biorą udział w lokalnych przedsięwzięciach, udzielają się społecznie, są pracowici, solidni, pomocni.  Słucham jej uważnie, notuję i pytam, czy jest tego wszystkiego pewna. – Oczywiście. Wielu moich przyjaciół i znajomych wyjechało. Jesteśmy w kontakcie, odwiedzamy się. Obserwuję ich i jestem zdumiona! Te wszystkie stereotypy, w które wierzymy tutaj, w kraju, że Polacy to głównie nadają się „do bitki i hulanki”, są nic nie warte. Nasi emigranci są wykształceni, solidni, nowocześni. Jestem dumna z mojego pokolenia.
Niedorajdy
– I po co to było wyjeżdżać, panie redaktorze? I co oni tam mają? – mówi z kolei pan Stanisław, grubo po sześćdziesiątce. Od kilku lat jest na emeryturze, ma dużo czasu i jak mnie zapewnia, bardzo uważnie śledzi wszystkie wydarzenia w kraju i za granicą. – Wyjeżdżają, bo im się wydaje, że tam kraina miodem i mlekiem płynąca. A potem widzą, jak jest naprawdę, i zaczyna się płacz. – Rozkłada ręce. Pytam, o co dokładnie mu chodzi. Pan Stanisław od razu przechodzi do sedna: – Słyszał pan, jakie regulacje przeforsował angielski premier? Skończą się zasiłki dla dzieci emigrantów. Naszych też. Przeliczyli się! – Złośliwie chichocze. Usiłuję mu wytłumaczyć, że tam mało kto żyje z socjalnych dodatków, a akurat nasi rodacy mają w krajach UE opinię bardzo dobrych pracowników. – Ja tam, panie, uważam, że za granicę to niedorajdy życiowe jeżdżą. Bo jakby byli obrotni, to i tutaj biznes by zrobili. I są łatwowierni, wie pan? Tam im obiecują wygodne życie, pensje wysokie i ładne domy. A co mają? Pracy jak rodowity Niemiec, Francuz czy Austriak nie dostaną. I zawsze będą wytykani, jako ci obcy. A teraz jeszcze ta cholerna Merkelowa im na głowy muzułmanów ściągnęła! Widział pan, co się w Niemczech działo? A wie pan, że nasze rodaczki w Szwecji to boją się same po ulicach chodzić? To ja się pytam, po co było wyjeżdżać! Głupota to, i tyle. – Macha ręką. Pytam, co robił i czy był na tyle obrotny, by się dorobić. Znowu macha ręką. – Panie, ja uczciwie pracowałem całe życie. Kokosów nie było, ale też i wiele mi nie trzeba. Jakieś tam wyjeżdżanie na saksy to nie dla mnie, to niepotrzebne. Ja, panie, tutaj rzetelnie pracowałem jak trzeba. Dzieci odchowane i na swoim. –  Uderza ręką w stół. A gdzie dzieci? – A pojechali, panie. Emigracji im się zachciało! Głupie to, i tyle!  
Emigrujesz – nie głosujesz!
W zupełnie innej sprawie wpadam do urzędu miasta i natykam się znowu na Piotra. Jest z żoną. Niewysoka blondynka z miłym uśmiechem. I spokojem bijącym z oczu.  Pytam, czy ma takie samo zdanie o emigracji, co Piotr. – Oczywiście. Jak możesz budować Ojczyznę gdzieś daleko? Jak możesz potem mówić, że jesteś z niej dumny, skoro nic do niej nie wniosłeś? Po prostu uciekłeś. A kim będą twoje dzieci? Czy jeszcze Polakami, czy może Irlandczykami, Włochami, Austriakami, może Norwegami? Kto ma budować Polskę i jej przyszłe pokolenia? – mówi bardzo spokojnie. Wtrąca się Piotr: – Myślałem o naszej rozmowie i chcę jeszcze coś dodać. I bardzo chcę, byś to napisał. Otóż uważam, że polski rząd powinien zabrać emigrantom prawo wyborcze. Głosują w wyborach państwa, w którym żyją. I to jest OK. Ale jeszcze głosują w polskich wyborach i to już nie jest w porządku. A wiesz dlaczego? Bo oni sobie dalej żyją w Anglii czy Danii, a my ponosimy konsekwencje ich wyborów. Mieszkasz w Polsce, to głosujesz. Nie mieszkasz, wara od urny. Głosują, a nie mają pojęcia, co się dzieje w kraju – dodaje stanowczo. Zaznaczam, że dzięki globalizacji i nowoczesnej technologii Polak żyjący gdziekolwiek na świecie jest dobrze zorientowany, bo ogląda wiadomości TV albo czyta gazetę w Internecie. – Media głównego nurtu kłamią – ucina Piotr.
Nasza wizytówka
I jak? Zaskoczony? – pyta Paweł i uważnie przygląda się szklance z piwem. Siedzimy w jednym z barów na sopockim „Monciaku”. Paweł trzyma obok siebie laptopa, bo ma najbardziej komfortową pracę na świecie. Jest administratorem serwerów pewnej amerykańskiej firmy i może wykonywać swoje obowiązki z dowolnego miejsca pod warunkiem, że jest tam sieć. Właśnie opowiadam mu o przeprowadzonych rozmowach. – Nie, nie jestem zaskoczony. Wiesz, co Polak, to opinia – mówię i kładę na stoliku swój magnetofon. Paweł kiwa głową. – Jeśli mógłbym coś dodać… – zawiesza głos. – Wal – Włączam nagrywanie. – Coraz więcej ludzi traktuje emigrację nie jako dramatyczną decyzję czy też szansę na lepsze życie, ale jako normalny etap życia. Na przykład, myślą tak: skończę dobrą, polską politechnikę, wyjadę na staż do Belgii, potem zacznę pracować dla Tesli, a po kilku latach przeniosę się do Doliny Krzemowej, gdzie założę własną firmę, a gdy będzie już doskonale prosperować, otworzę jej oddział w Polsce. Takich ludzi jest coraz więcej i już działają. To też najlepsi, najbardziej wartościowi Polacy. Ale każdy nasz rodak coś wnosi, i do kraju, w którym żyje, i do swojej Ojczyzny. Tego nie da się rozdzielić. Bo zobacz – wypija łyk piwa – pracują w Austrii czy Holandii, płacą tam podatki, zakładają firmy, prowadzą różne działalności, ale… pokazują też, samym sobą, jaka jest Polska, pokazują naszą kulturę i zwyczaje, pokazują to, że jesteśmy częścią tej właśnie zachodniej cywilizacji od wieków, mimo że wujciowie Hitler i Stalin chcieli inaczej. – Uśmiecha się złośliwie, ale szybko poważnieje. – To jest bardzo istotne. Dbają o historię. O prawdę. No bo kto protestował pierwszy przeciwko „polskim obozom”? No kto? – pyta, ale odpowiedź doskonale zna. – Z ludźmi wszędzie jest tak samo. Wyrabiają sobie opinię od razu, po pierwszym kontakcie z człowiekiem z innego kraju, z innej kultury, innej religii. I wiesz, co sobie właśnie pomyślałem? Nasza emigracja to nasza wizytówka. Stylowa, porządna, klasyczna. Budząca zaufanie. Spokojna i dobra. Można na nią liczyć. To nasza najlepsza wizytówka.

 

Tekst: Sławomir Walkowski, Polonika nr 253, marzec/kwiecie 2016
fot.  © nuvolanevicata

 




One thought on “Polska – Polonia. Jak siebie nawzajem widzimy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *