Zapraszamy na rozmowę z prof. dr hab. Jerzym Miziołkiem (z Uniwersytetu Warszawskiego), historykiem sztuki i autorem książki „Nel segno di Quo Vadis” – W kręgu Quo Vadis” (Ed. L’ERMA di BRETSCHNEIDER, 2017)
Czy mógłby Pan przybliżyć naszym czytelnikom temat książki „Nel segno di Quo vadis? Roma ai tempi di Nerone e dei primi martiri nelle opere di Sienkiewicz, Siemiradzki, Styka e Smuglewicz”?
Książka jest próbą opowiedzenia o fenomenie książki Sienkiewicza, która dla wielu mieszkańców Italii, zwłaszcza Rzymu, jest najznakomitszą opowieścią o Wiecznym Mieście w czasach Cesarstwa Rzymskiego. W dwóch pierwszych rozdziałach kolejno omawiane są: droga Sienkiewicza do nagrody Nobla w 1905 roku, uniwersyteckie lata autora „Quo vadis”, proces powstawania tej powieści i jej zawrotna, jedyna w swoim rodzaju sława międzynarodowa, która dotarła też do Hollywood. Postawiona jest teza, że proces tworzenia idei książki, która wyszła w 70 krajach, zaczął się już w październiku 1879 roku, w czasie pierwszego pobytu Sienkiewicza w Rzymie. Oprowadzał go wówczas po tym mieście malarz Henryk Siemiradzki, autor licznych obrazów z czasów Nerona. Te właśnie obrazy, dobrze znane Sienkiewiczowi, są przedmiotem rozdziału III. Mowa jest też o dwóch innych polskich artystach – Smuglewiczu i Styce – którzy również wpisują się w rozważania o wizji Rzymu w czasach Nerona. W rozdziałach IV i V przybliżona jest kwestia innych jeszcze obrazów Siemiradzkiego i zbiory w Muzeum Sienkiewicza w Oblęgorku związane z „Quo vadis”. Książka zawiera też obszerne Aneksy zawierające m.in. piękny opis Forum Romanum, Koloseum i Term Karakalli skreślony przez Sienkiewicza w 1879 roku oraz listy ukazujące okoliczności powstania „Quo vadis”. Zamyka ją rodzaj posłowia prof. Luigi Marinellego z Uniwersytetu Sapienza w Rzymie. Innymi współautorami książki są dr Barbara Brzuska z Uniwersytetu Warszawskiego i prof. Robert Kotowski, dyrektor Muzeum Narodowego w Kielcach.
Jaki był Rzym w oczach Sienkiewicza i artystów XIX w.? Widzieli to miasto tylko poprzez pryzmat Starożytności? Czy są jakieś elementy miasta w powieści Sienkiewicza, które zdradzają wygląd i życie XIX-wiecznego Rzymu?
Dzięki niezwykle wnikliwym, wieloletnim studiom Sienkiewicza nakreślił on niezwykle ciekawy obraz świata antycznego. Często mówi do nas głosem historyków starożytnych, takich jak Tacyt, Swetoniusz i Dion Kasjusz, ale też inspiruje się tekstami Pliniusza Starszego i Pliniusza Młodszego. Niemniej jednak tak Sienkiewicz, jak i Siemiradzki są głęboko osadzeni w XIX-wiecznej wizji antyku i korzystają ze ścieżek myślenia o czasach wczesnochrześcijańskich wypracowanych przez współczesnych archeologów, m.in. De Rossiego i Marucchiego; ten drugi napisał nawet piękny wstęp do włoskich wydań „Quo vadis”. Przypomnijmy, że tych wydań jest w Italii 289. Dodać jeszcze trzeba, że Sienkiewicz jest doskonałym znawcą topografii starożytnego Rzymu i dlatego jego piękna książka nic nie traci do dziś ze swej atrakcyjności. Pamiętajmy ponadto, że Rzym jest obecny również w innych, nieco wcześniejszych dziełach Sienkiewicza, a więc w „Bez dogmatu” i w „Rodzinie Połanieckich”. De facto„ Quo vadis” i te dwa utwory tworzą rodzaj tryptyku rzymskiego. W “Bez dogmatu” – z 1899 roku i opublikowanym w 1890 – ojciec głównego bohatera, Leona Płoszowskiego (Leonzio Plosciovski nella traduzione italiana), mieszka na via del Babuino, gdzie utworzył muzeum sztuki wczesnochrześcijańskiej. Jest przyjacielem Giovanniego Battisty de Rossi’ego, twórcy archeologii wczesnochrześcijańskiej i autorem trzytomowego dzieła Roma sotterranea cristiana. Warto ponownie sięgnąć po tę książkę, bo mamy w niej m.in. piękny opis spaceru po Pincio.
Co najbardziej fascynowało we Włoszech polskich przybyszów tamtej epoki? Mieli te same odczucia i fascynacje sztuką i kulturą co dzisiejsi turyści, czy nasza wrażliwość i postrzeganie piękna są już zdecydowanie inne?
Wiele współczesnych fascynacji nie odbiega od XIX-wiecznego kanonu. Wszyscy idziemy do Koloseum i na Forum Romanum, wielu z nas chce koniecznie zobaczyć ogromne ruiny Term Karakalii. Wszystkie te obiekty i miejsca opisał Sienkiewicz we wspomnianym już „Liście z Rzymu” z 1879 roku. Oczywiście Koloseum i Termy w „Quo vadis” nie występują, bo powstały już po czasach Nerona, ale Siemiradzki jest autorem pięknego obrazu „Pierwsze ofiary Koloseum”. Postrzeganie piękna jest dziś nieco inne niż w XIX wieku, ale „Quo vadis” zachowuje – jeśli można tak powiedzieć – swoją moc bo jest nie tylko arcydziełem literatury (przeczytajmy ponownie m.in. opis wizji na Via Appia, czy opowieść o zmaganiach Ursusa z turem), ale też pięknym portretem Rzymu, w którym zaczyna się rozpalać chrześcijańska wizja świata.
Sienkiewicz ponoć powiedział: „każdy z nas ma w swoim życiu dwie ojczyzny – pierwsza to ta naturalna, ta w której się urodził, druga to Włochy”, Pan się z nim zgadza i czuje to samo?
Zgadzam się z jego słowami całkowicie. Jest jakaś magiczna moc i w Wiecznym Mieście i w całej Italii. W tym roku obchodziliśmy 2770 urodziny Rzymu; jakże to długa historia, jak znakomicie udokumentowana przez historyków antycznych i z późniejszych epok. Znakomite teksty i jedyne w swoim rodzaju zabytki: wspaniale zachowany Panteon i niezwykle malownicze ruiny Palatynu i Forum Romanum. Oszałamiająca jest ilość zabytków antycznych, średniowiecznych, nowożytnych i współczesnych. Piękno kopuły bazyliki św. Piotra, tak wspaniale przywołane przez Sienkiewicza, via Appia, katakumby, kościółek Quo vadis, Domine? i super nowoczesne ekspozycje muzealne w Muzeach Kapitolińskich i w takich muzeach jak Makro na Testaccio i Maxi via Flaminia. A potem Loreto, Ravenna, Neapol, Pompeje, Wenecja i Sycylia. Od 1981 roku poznaję Italię i jej stolicę pozostając, jak Sienkiewicz, nieprześcigniony mistrz pióra, w niekończącym się zachwycie. W „Bez dogmatu” czytamy jak to rzeźbiarz Łukomski (wzorem dla niego był zapewne Pius Weloński, autor słynnego „Gladiatora”): „W Rzymie bawi już od piętnastu lat i tak zwiedza muzea i galerie, jakby wczoraj przyjechał”. Wielu z nas ma coś z syndromu Łukomskiego/Welońskiego; ciągle wracamy do Rzymu i bez końca zwiedzamy jego przebogate muzea i galerie.
Jak dobrze zna Pan Włochy? Gdzie najczęściej zabiera Pan swoich studentów prowadząc we Włoszech seminaria, i jak bardzo wpływają takie podróże na świadomość i wrażliwość młodych ludzi?
Poznałem ten kraj już całkiem dobrze, ale wiele jest jeszcze miast i zespołów zabytkowych na mojej długiej liście do zobaczenia. Studentów zabieram najczęściej do Rzymu, ale zdarzyło nam się wybrać też do Florencji, Sieny, Wenecji i Rawenny. Dotarliśmy nawet do Akwilei, gdzie Karol Lanckoroński prowadził około 1900 roku badania przy tamtejszej katedrze. Te podróże kształcą nie tylko mnie, ale i moich studentów; wielu z nich wraca potem do Rzymu już samodzielnie lub z przyjaciółmi. Ciągle ktoś do mnie pisze o planowanym pobycie i prosi o sugestie kolejnych lektur. Tak więc te seminaria zapadają w pamięć, choć są zbyt krótkie. Zawsze idziemy do kompleksów zabytkowych w sercu miasta (Kapitol. Forum Romanum, Palatyn), na Watykan i do Cinecitta’, czasami na Via Appia i do kościółka Quo vadis z popiersiem Sienkiewicza. Po tulmucie miasta przychodzi dłuższa refleksja w Parku Akweduktów i w Cinecitta’, gdzie nakręcono m.in. hollywoodzką wersję „Quo vadis”. Jest coś niezwykłego w słuchaniu referatów studenckich w cieniu arkad wyniosłego akweduktu cesarza Klaudiusza (Acqua Claudia). Nad nami samoloty lecące na Ciampino przypominają o nieuchronnym powrocie do kraju, ale też pozwalają marzyć o kolejnym powrocie do Rzymu, by chodzić śladami Sienkiewicza i bohaterów „Quo vadis”.
Bywał Pan wiele razy w Muzeach Watykańskich, gdzie znajdują się światowe arcydzieła sztuki, a miał Pan może okazję konsultować także dzieła z Tajnych Archiwów Watykanu? Jeśli tak, to jakie księgi czy dokumenty z tych zbiorów mogą szczególnie zainteresować polskich badaczy?
W Muzeach Watykańskich bywam bardzo często, bo wśród pracowników mam przyjaciół, co ogromnie ułatwia wejście, bez stania w kolejce. Pisałem też niejednokrotnie o sztuce Michała Anioła i jego freskach w Kaplicy Sykstyńskiej oraz o innych działach, m.in. o tzw. Torso Belwederskim. Nie raz miewałem też wykłady w Kaplicy Sykstyńskiej. W Tajnych Archiwach Watykanu nie byłem, ale z nietajnych archiwów można również wiele wyczytać; m.in. o Giuseppe Manocchim, jednym ze współpracowników Stanisława Kostki Potockiego, gdy tworzył w latach 70-tych XVIII wieku swoją wizję słynnej willi Pliniusza Młodszego w Laurentum pod Rzymem, o której napisałem książkę, wydaną podobnie, jak „Nel segno di Quo vadis?”. Wiele miejsc w Muzeach Watykańskich i wiele dokumentów w Archiwach i Bibliotece mogą zainteresować polskich badaczy. M.in. to co dotyczy Franciszka Smuglewicza, polskiego artysty z 2 poł. XVIII wieku, który 20 lat pracował w Rzymie, w tym dla papieży. Gdzieś w Bibliotece Watykańskiej ukryty jest łaciński przekład „Quo vadis” wykonany dla papieża Leona XIII.
W jednym z wywiadów powiedział Pan, że dziś znamy tylko jedną wersję sztuki włoskich mistrzów, ponieważ, jak wiadomo, każde malowidło ścienne i obraz zmienia się w czasie, zmienia swoją kolorystykę, odcienie, a prace konserwatorskie nigdy nie oddadzą wersji oryginalnej sprzed wieków.
Czy dzisiejsi artyści mają więc szansę, aby kiedykolwiek osiągnąć poziom artystyczny Michała Anioła, Leonardo da Vinci, Tycjana, Raffaela, Caravaggia…? Czy może nawet już nie ma takiej potrzeby, bo nasz gust i wrażliwość estetyczna zmieniła się na tyle przez wieki, że nie szukamy takich ideałów piękna, mamy inne kanony?
Oczywiście, że mamy dziś inne kanony, ale dzieła wielkich włoskich mistrzów, podobnie, jak wspaniałe dzieła greckich rzeźbiarzy, tak pięknie przywołanych przez Sienkiewicza w „Quo vadis” (m.in. Fidiasz, Myron, Lizyp i Praksyteles) pozostają ważnym punktem odniesienia czego przykładem jest twórczość niedawno zmarłego polskiego artysty Igora (Jerzego) Mitoraja. Jego twórczość obecna w Muzeach Watykańskich i kościołach Rzymu (m.in. w Santa Maria degli Angeli) choć posiada własne oblicze i liczne cechy oryginalności jest inspirowana nie tylko dziełami antycznych rzeźbiarzy, ale i Michała Anioła.
Powracając jeszcze do pana ostatniej książki, i do szlachetnego gestu, a mianowicie przeznaczenia środków z jej sprzedaży na fundusz odrestaurowania dzieł sztuki uszkodzonych podczas ostatnich trzęsień ziemi w regionie Marche, proszę powiedzieć z kim nawiązał Pan współpracę na terytorium regionu i jakie dzieła sztuki w jakich miejscowościach ta inicjatywa ma zamiar wesprzeć.
Pomysł, na który można by powiedzieć oczekiwałem, wyszedł od Cristiny Gorajski Visconti, honorowej konsul RP w Ankonie. Moja (ale można też powiedzieć nasza) książka, która wypełnia lukę w badaniach nad fenomenem „Quo vadis” powstała w ramach grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Jest oczywiście realizacją mojego pomysłu badawczego, ale przy wsparciu finansowym Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Skoro o humanistyce jest mowa czyż nie jest piękną rzeczą finansowe wsparcie konserwacji dzieł sztuki, które z ducha chrześcijaństwa i humanizmu się wywodzą? Do zakonserwowania wybrany został obraz ukazujący św. Urszulę, która w swym charakterze przypomina przedstawienia Matki Boskiej Miłosiernej swym płaszczem ochraniającą wiernych. Przywrócone do dawnej świetności dzieło, które otaczane jest kultem w jednym z kościołów Regionu Marche zostanie zaprezentowane w Ankonie w dniu 18 lipca br. Stanie się to następnego dnia po obchodach rocznicy wyzwolenia Loreto przez wojsko 2 Korpusu generała Andersa. Ta piękna akcja nie mogłaby zostać zrealizowana bez ogromnego zaangażowania i determinacji Pani Konsul Gorajski, którą – i mnie – wspiera Polski Instytut w Rzymie.
Dziękujemy serdecznie za rozmowę.
Przygotowały: Agnieszka B. Gorzkowska i Anna Traczewska
Przypominamy, że książkę można zamówić pisząc na adresy email: [email protected]