Polka bez granic: „Trzeba wiedzieć kim się jest i skąd się jest”

Krakowianka z Padwy, dr Ewa Denikiewicz-Piacentile – Honorowy Ambasador Polskiej Sieci Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet, członek Rady Warszawskiej Izby Gospodarczej kadencji 2017 – 2020, Wiceprezes Polsko-Amerykańskiej Izby Gospodarczej Florydy i obu Ameryk, Prezes Międzynarodowego Instytutu Kultury Polskiej w Padwie, Wiceprezes Unii Stowarzyszeń Polsko-Włoskich. Od ponad 20 lat organizuje spotkania kulturalne i koncerty oraz wystawy malarstwa, grafiki i rzeźb.

W 2010 r. założyła Unione delle Associazioni Italo Polacche, której celem było wsparcie organizacyjne dla włoskiej Polonii, przede wszystkim w powstawaniu nowych szkół sobotnich na terenie Włoch. 2008 r. założyła Associazione Italo Polacca Padova, przy której powstała pierwsza we Włoszech szkoła społeczna, promująca w Padwie historię kulturę Polski oraz prowadząca kursy języka polskiego dla dzieci i dorosłych z wielkim sukcesem.  Jej wieloletnia współpraca z Polonią została doceniona w 2014 r., kiedy to została poproszona o objęcie stanowiska Wiceprezesa Polsko-Amerykańskiej Izby Gospodarczej Florydy i obu Ameryk. Od 2015 r. reprezentuje Włochy w Kongresie Oświaty Polonijnej, największej organizacji Polonijnej, jest jednym z członków założycieli.

Wielokrotnie nagradzana za swoją działalność społeczną.

Warszawa 2019, Bal Debiutantów z hrabiną Jolantą Mycielską, główną organizatorką

Pani Ewo, od ilu lat nie mieszka Pani na stałe w Polsce?

A to mnie Pani zaskoczyła… Nie zdawałam sobie sprawy, że minęło już
ponad 50 lat!   Czas szybko mija, najpierw Afryka, lata studiów medycznych, powrót do USA gdzie urodziła się moja córka i znowu powrót do Włoch. Miał być na trzy lata i przedłużył się o ponad trzydzieści. 

Pytam o to nie bez powodu… Trudno znaleźć osobę mówiącą piękniejszą polszczyzną. Czym dla Pani jest język polski?

Językiem, z którym się urodziłam… To zasługa mojej mamy, ona wymagała, aby jej dzieci czyli ja, i mój brat, ale i moja córka mówiły po polsku. Mama była adwokatem w Krakowie, ale chciała być polonistką. Język polski, jaki słyszałam w domu był zawsze poprawny i taki, o jaki nawet w Polsce dzisiaj jest trudno. Moja córka nigdy nie mieszkała w Polsce, ale mówi bardzo ładnie, często ludzie nie wierzą, że jest urodzona i wychowana poza Polską. Ja od lat myślę w języku w którym w danym momencie mówię. Tak też śnię –  w zależności gdzie dzieje się akcja i kto jest jej bohaterem, to śnię po polsku, po włosku czy angielsku… …

Urodziła się Pani w Krakowie, ale tuż po szkole podstawowej wyjechała Pani z rodzicami do Ghany, gdzie tata pracował jako lekarz. Tak zaczęła się Pani afrykańska przygoda….

Wychowałam się w bardzo ważnym miejscu, gdzie nie było tradycyjnego podwórka, ale coś więcej. Naprzeciwko był Teatr Słowackiego w Krakowie. Przychodziły tam wszystkie dzieci, wraz z mamami z całego ścisłego centrum Krakowa, to był mój świat. Teraz widzę, ile mi to dało, to miejsce i ludzie, koledzy i koleżanki. Wiele znajomości udało mi się odświeżyć.

Ja mam taki charakter, że tam gdzie mieszkam, tam staram się stworzyć mój świat. Rzadko narzekam.  Dostosowuję się do otoczenia, biorąc z niego co najlepsze. W Ghanie, do której mama mnie zawiozła jako chorowite dziecko, świetnie się czułam i znacznie poprawiło się moje zdrowie. Przestałam chorować i z wątłej dziewczynki rozkwitłam. Wracałam do Afryki kilkakrotnie, Republiki Centrum Afryki, Wybrzeża Kości Słoniowej, do Ghany też z wielkim sentymentem. Odnalazłam dom, w którym mieszkałam najdłużej. Wielkie emocje.


Ostatnio dostałam zaproszenie, aby pojechać do Ghany z oficjalną misją rządową gospodarczą Stanów Zjednoczonych. To jest bardzo zachęcające, trudno mi będzie odmówić. To będzie zależeć od stanu zdrowia. W każdym razie to duże wyróżnienie i docenienie, dla mnie wielka satysfakcja. Wyjechałam z Ghany do Stanów i teraz mogę jechać ze Stanów do Ghany z ważną misją. Życie jest pełne nieprzewidzianych niespodzianek. 

Miami , z architektem Jackiem Schindlerem i Wojtkiem Kras, projekt Centrum Polskiego White Eagle


Wyjazd do Gany i czas spędzony był pozytywnym okresem w życiu ?    

Wtedy wyjazd na czarny kontynent to była duża odwaga. W całym Krakowie było tylko kilku studentów afrykańskich. Zmiana klimatu dla mnie była bardzo dobra, w przeciwieństwie do mojej mamy, która prawie przypłaciła  to życiem,  bo nie tolerowała klimatu. Wyjechałam jako dziecko, tam dorosłam  bardzo szybko. Gdzie mieszkaliśmy mówili, że mój ojciec miał dwie żony, ponieważ ja chodziłam z nim na wszystkie spotkania, przyjęcia itp. Przez wiele lat brakowało mi okresu liceum z rówieśnikami, to odbiło się negatywnie przez długi czas, ale z drugiej strony miałam życie bardzo ciekawe, spotkania z ministrami, ambasadorami. Poznałam prezydenta Kwame Nkrumach, Kofee Anan z ONZ.  Ja, nastolatka, córka lekarza z Polski poznałam i zaprzyjaźniłam się z ludźmi z całego świata, często na bardzo eksponowanych stanowiskach. Te lata, to co widziałam i czego się nauczyłam, bardzo mi pomogły później.

A potem rodzice przenieśli się do USA, a Panią poniosło do … Padwy

W Stanach, gdzie dostał pracę mój tata, ja wtedy nie mogłam studiować medycyny, bo byłam kobietą. Kobiety wtedy były widziane jako żony, ewentualnie jako nauczycielki. Medycyna i stomatologia to był zawód tylko dla mężczyzny. W szpitalu, gdzie mój ojciec pracował  właśnie wtedy amerykański student medycyny wrócił z Włoch  i to on podsunął  mi myśl   o studiowaniu  w Italii. Wyjechałam znając słowa typu grazie i buongiorno …. Wtedy we Włoszech nie było ograniczeń dla studentów zagranicznych.

Z polską maturą w ręku, na studia w Padwie i to na medycynę… Uczyłam się
na początku włoskiego od Amerykanów, duża pomyłka. Dzięki Bogu, akcentu amerykańskiego we włoskim nie nabyłam, ale błędy gramatyczne  potem było trudno poprawić…

Padwa, Urząd Miasta z vice prezydentem miasta Ivo Rossi i prof Demelem


Wędrowanie ma Pani we krwi… Zliczyła może Pani ile tysięcy kilometrów pokonuje Pani w ciągu roku, a może też pokusiła sie Pani o zliczenie  całości?

Chyba bym pobiła wiele rekordów…. Samochodem i samolotem pokonałam
ogromne odległości. Miałam ponad 30 przeprowadzek, większych lub mniejszych, z kilkakrotnym przekraczaniem Oceanu i wygląda, że to jeszcze nie koniec.

Skąd Pani jest Pani Ewo?

Pytanie, które ludzie często zadają. Trudne pytanie … Urodziłam się w Krakowie, z którym jestem bardzo związana, z reguły tak odpowiadam. Moja mama żyje w Stanach, pod Nowym Jorkiem i to tam jest mój dom rodzinny. Mój dom podstawowy jest w Padwie. Jeśli myślę o tym, gdzie chciałabym zamieszkać w przyszłości to widzę siebie na Florydzie. Lubię tamten klimat, ciepło, latinowskie lub afrykańskie podejście do życia,  gdzie zawsze jest jutro. Jednak coraz więcej spraw zdrowotnych i zawodowych łączy mnie z Polską, gdzie spędzam coraz więcej czasu. Widzę, ze dzięki moim znajomościom z wieloma osobami na wysokich pozycjach w medycynie czy innych dziedzinach mogę pomóc  Polakom. Moja  córka i wnuki są w Padwie, trudno żebym z Padwy wyjechała. Giulia ma 5 lat, Leonardo 5 miesięcy. Jak ich widzę to serce mi rośnie, napełniają mnie energią i świat jest bardziej różowy. 

Ewa Piacentile z nagrodą Kobieta Wszechstronna


Teraz, kiedy Polska jest w Unii, kiedy jest o nas głośniej i to w sensie pozytywnym, łatwiej przyznawać się do swojego pochodzenia. Czy miała Pani sytuację, gdzie ciężko było powiedzieć – jestem Polką?

Nawet do głowy mi nie przyszło aby mówić, że jestem np z Wiednia, choć
znam wiele takich osób, które przyjeżdżały do USA w latach osiemdziesiątych i wołały uchodzić za Austriaka czy Niemca. To były inne czasy, teraz wydają się już bardzo odległe i niezrozumiałe. Ja pochodzę z domu, gdzie nie było tego typu kompleksów, nigdy nie wstydziliśmy się swojego pochodzenia. Na dobre czy na złe, zawsze byliśmy Polakami z Krakowa i mówiliśmy po polsku. Nie było innej opcji. Mnie w Polsce było bardzo dobrze, mam piękne wspomnienia z dzieciństwa. W Stanach Polacy wtedy nie mieli zbyt dobrej opinii, kawały o nas  nie były nigdy pozytywne.

W Pani domu mieszały się wielorakie kultury. Jaki wpływ miało to na
Pani    rozwój Pani   córki?

Mama była adwokatem, tata lekarzem, więc mieliśmy możliwości wyjazdów. Wielokulturowość w moim wychowaniu była  obecna, mieliśmy rodzinę w Stanach, znajomych w różnych krajach.  Oczywiście nie tak jak w przypadku mojej córki, gdzie przy stole w ścisłe rodzinnym gronie mieliśmy cztery języki. Obchodząc różne święta, staraliśmy się zachować polskie tradycje. Wigilia to wigilia polska – zawsze łamanie się opłatkiem i podstawowe dania wigilijne jak barszcz, którego mój mąż nie lubił. Na  Thanksgiving -Dzień Dziękczynienia, zawsze był ponad 10-o kilowy indyk i inne dania tradycyjne amerykańskie, a to tego dużo gości, Włochów, Amerykanów, Polaków. To była tradycja w Padwie, że wtedy wszyscy zbieraliśmy się u mnie.

Florencja 2011 z prof. Zalewskim na otwarciu Auditorium Prof Tomaszewskiego

W Padwie, gdzie Pani zamieszkała i gdzie przez wiele lat praktykowała jako stomatolog, odnalazła Pani wiele polskich śladów, ale też wydeptała   swoje  ścieżki…..

Jak przyjechałam na studia, Włosi wtedy byli bardzo otwarci na Polskę. W latach 70-tych byłam dla nich kimś  interesującym i prawie egzotycznym. Byłam zapraszana do ważnych domów, odczuwałam  zawsze duży szacunek tak dla siebie, jak i dla Polski. Teraz jest trochę inaczej. Czasy się zmieniły. Wtedy byłam jedyną Polką, z polskim paszportem, studiująca medycynę na słynnym uniwersytecie.

W Padwie studiowało wielu Polaków, którzy zostawili ogromny wkład w rozwój Uniwersytetu Padowskiego. W Sali, gdzie są portrety najważniejszych dla tego uniwersytetu 40 osobistości, jest 7 nazwisk polskich. To pokazuje siłę polskich uczonych. Jest tu np Ciołek, twórca podstaw optyki, na której opierał się  tak Kopernik, jak i Galileusz.  Jednym z rektorów był Zamoyjski, wybrany przez studentów. Byli bardzo silną i liczną grupą. Wykupili kaplicę w Bazylice Św. Antoniego, do dzisiaj ładne utrzymaną, dwa wolne miejsca uzupełniono o portrety naszego Papieża i Św.Faustyny. Popiersie Św. Jana Pawła II i jego relikwie są w głównej kaplicy z relikwiami Św.Antoniego.

Bardzo ważnym miejscem dla Polaków jest krypta w Dumo z witrażami prof. Ryszarda Demela. 27000 szkiełek kolorowych, unikalna metoda refrakcyjna – dzieło to zajęło 10 lat pracy artysty, żołnierza II Korpusu Armi Gen.Andersa, osoby bardzo zasłużonej dla kultury polskiej we Włoszech, dzisiaj mającej 98 lat.

Zawsze myślałam, że ktoś powinien się zająć utrzymaniem polskich śladów w Padwie. Widziałam w tej roli  jakiegoś profesora, nigdy nie przypuszczałam , że ja mogę być tą osobą.

Ewa Piacentile odbiera nagrode z ktorej jest dumna


Od zawsze bliska była Pani działalność społeczna?
To jakoś samo się stało. Ktoś prosił o radę, o pomoc, a ja znajdowałam rozwiązania. Nigdy nie przypuszczałam, że będę prezesem organizacji . Wydawało mi się, że to nie dla nie… Jednak tak się stało. Cokolwiek robiłam czy robię to wynik tego, że ktoś potrzebował mojej pomocy. Tak dałam się wciągnąć w działalność Izby Gospodarczej w Miami i wiele innych rzeczy. Zrobiłam jedno, a to pociągało za sobą następne działanie ….. Tak powstała Federacja Izb Europy Środkowo Wschodniej w Miami, mająca na celu wspieranie firm europejskich chcących wejść na nowe rynki obu Ameryk.

Proszę mi to troszeczkę przybliżyć…

Moja przyjaciółka  z Chicago poleciła mnie jako osobę, która może wiele zdziałać i być pomocna w Europie Tak się zaczęło w 2014-2015. Pierwsze spotkanie wstępne było zorganizowane w Warszawie w 2015, potem Miami w czerwcu, potem Panama. Wszystko nabierało tempa, a ja już nie byłam tylko zapraszana, ale  organizowałam..  W 2016 roku Kongres Go America w Krakowie, brałam udział w Forum Ekonomicznym w Krynicy, w Kongresie Polonii w Rzeszowie … Następna prawdopodobnie będzie oficjalna wizyta w Polsce reprezentacji Stanu Floryda z przedstawicielami Izb Gospodarczych Ameryki Południowej. Jestem jedną z trzech osób, które założyły właśnie taką federację, która ma reprezentować wiele państw Europy w Stanach.
Polska jest małym partnerem dla tych zza oceanu, stąd pomysł federacji. Amerykanie patrzą na ilości i cyfry, działają z Chinami, Brazylią.  Polska, Czechy czy Węgry nikną, ale jak złączymy nasze siły razem to już powstaje partner godny uwagi. To nasza determinacja spowodowała, że są bezpośrednie loty z Miami do Warszawy. Lot od początku ma pełne odłożenie, a  od marca 2020 będzie 6 razy w tygodniu. Dla nas jako Izby w Miami był to duży sukces, teraz staramy się o cargo.

I kongres Europy Centralnej i Wschodniej, Warszawa, z Marcinem Zamoyskim, prezesem Zarządu Warszawskiej Izby Gospodarczej


Jaki okres był dla Pani najtrudniejszy w Pani życiu?

Moment najtrudniejszy to pierwsze miesiące, a może i lata pobytu we Włoszech. Daleko od rodziców i brata, bez możliwości wyjazdu do Polski, było bardzo ciężko. Na pierwsze święta nie pojechałam do Stanów, jak zrobiło to większość moich znajomych, ze względów finansowych, ale przede wszystkim bałam się, że nie wrócę. Sama, bez znajomości języka,  bez polskiego paszportu…

Chciałam bardzo pojechać do Polski. Teraz nie pamiętamy, że wtedy było to  niemożliwe. Rodzice w USA, ja we Włoszech, kto mi da paszport polski?! Chciałam odwiedzić moją babcię, nikt z nas nie mógł jechać…  

Jednak miałam dużo szczęścia. Zawsze udzielałam się przy imprezach polskich w Padwie, w tym przy dniach filmu polskiego. To pomogło mi w dostaniu paszportu polskiego, mimo że byłam na czarnej liście. To zmieniło moje życie, stałam się Polką z polskim paszportem. Mogłam pojechać do Polski i spotkać się z babcią, która w ten sposób poznała mojego męża. Wyjazdy mimo paszportu nie były łatwe, kontrole graniczne nie kończące się. Paszport polski dobry na polskiej granicy, ale wcześniej dokument emigracyjny amerykański. Raz parę godzin stałam na granicy, w miejscu niczyim –  nie chcieli mi pozwolić jechać dalej, ani wrócić się. Teraz nikt by mi w to nie uwierzył, przeżycia nie do opisania. Obecne pokolenie to obywatele świata, wszystko inaczej wygląda. Dla młodych to co teraz mówię wydaje się jak naciągany film….

Po zmianach i otwarciu granic, jadąc samochodem na widok stojących strażników na granicy, zatrzymałam się odruchowo. Gdy mnie zapytali, dlaczego stanęłam, śmiejąc się odpowiedziałam, że  z przyzwyczajenia….

Lata Solidarności to też wzmożona emigracja do Włoch, gdzie rodzicom
było ciężko się odnaleźć w nowej rzeczywistości, ale dzieci nie miały
łatwiej….


Szkoła włoska zawsze uważa się za najlepszą. Trudno było dostać się do niej do klasy z rówieśnikami, dzieciom groziła utrata roku. Starałam się zawsze pomóc, tym bardziej, że szkoła polska zawsze była na bardzo wysokim poziomie, a dzieci języka uczą się szybko. Muszę jednak z przykrością dodać, że wielu włoskich nauczycieli nie rozumie problemu dwujęzyczności. W latach 80-tych starałam się żeby polskie dzieci poszły do jednej klasy ze swoimi rówieśnikami. Rozwój dziecka zawsze jest na pierwszym miejscu.

Padwa, z Senator Barbarą Borys- Damięcką na otwarciu wystawy prof Demela

16 października 2010 roku Senator RP, Pani Barbara Borys-Damięcka i Pani jako Prezes AIPP, oficjalnie rozpoczęłyście  nowy rok szkolny 2010/2011 w Szkole Polskiej przy AIPP  Padwie. To właśnie wtedy z ust Pani Senator, jako członka Komisji Emigracji i Łączności z
Polakami za Granicą i członka Komisji Kultury w Senacie padły podziękowania dla wszystkich zaangażowanych  za dobrą wolę i chęć podtrzymywania więzi, polskości i korzeni polskich, aby dzieci uczyły się języka polskiego, korzystały z dóbr i kultury polskiej, którą by
przekazywali dalej.

Czy pamięta Pani, co wtedy czuła i jak się to ma do dzisiejszych odczuć?

To była olbrzymia satysfakcja. Zrobiliśmy pierwszą polską szkołę we Włoszech w 2008 roku. Był to punkt odniesienia tak dla dzieci, jak i ich rodziców. Było to wsparcie psychologiczne dla wszystkich. W szkole włoskiej brakuje zrozumienia dla tego typu dzieci. U nas widziały, że jest ich więcej,  gdzie rodzice mówią w innym języku i to nie jest problem. Dziecko polskie startuje z innej pozycji niż włoskie dziecko z dobrego domu, które od urodzenia ma język włoski. Moja córka też miała wiele problemów w szkole z językiem. W szkole średniej nauczycielka mówiła mi, że dziecko nie rozumie po włosku, więc dokładnie znam problem.

W naszej pierwszej szkole społecznej we Włoszech mieliśmy ponad 60 dzieci, które zaczęły wtedy swoją edukację polską, wspierając je w rozwoju, nauce i kulturze polskiej. Uczyły się tańców polskich, przyjeżdżali Krakowiacy z krakowskiego zespołu pieśni i tańca, uczyli poprawnych kroków. Potem pomagaliśmy w tworzeniu podobnych placówek we Włoszech.

Ewa Piacentile i prof Demel a z nimi Krakowiacy

W swojej Padwie znajduje i podkreśla Pani ślady polskie, a takżetworzy historię miasta. Pani zabiegała o to aby Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała we Włoszech. Dzięki Pani staraniom nasz rodak, prof. Ryszard Demel dostał tytuł honorowego mieszkańca Padwy.
Otrzymał go nie tylko jako pierwszy Polak, ale i pierwszy obcokrajowiec…

Orkiestra pierwszy koncert miała w Rzymie. Był to pomysł pierwszego prezesa UAIP Roberta Małeckiego, ja byłam wsparciem merytorycznym i finansowym. Przyjechali znani artyści, między innymi moi przyjaciele Krzysztof Cwynar i Piotr Kuba Kubowicz z Piwnicy pod Baranami. Wszystko nam sprzyjało, włącznie z pogodą i był wielki sukces.

W Padwie zrobiliśmy dzień polski w villa Contarini Palladia, przyjechał zespół Krakowiacy w pełnym składzie, 43 osoby. Impreza wspaniała, Krakowiacy grali i śpiewali też w centrum Padwy, wszyscy byli pod wrażeniem. Prof. Demel uważał ten dzień za jeden z najszczęśliwszych w jego życiu. Powiedział mi wtedy, „ Bardzo ci dziękuje, teraz wiem ze moja praca nie pójdzie na marne, że będziemy zawsze mocno połączeni z Polską”. Miałam łzy w oczach, gdy prof.Pisani, asesor kultury w Padwie powiedział, że  był to najładniejszy spektakl na Placu del Orologgio w Padwie.

Dla mnie zawsze jedną z najważniejszych spraw polskich w Padwie była promocja wielce zasłużonego Polaka,  prof Ryszarda Demela, żołnierza II Korpusu, wykładowcy na uniwersytecie w Wenecji i w Padwie, poety, pisarza, malarza, wielkiego artysty, a prawie nieznanego w Padwie i w Polsce też. W Duomo jest pięć witraży prof. Demela, lecz mało kto o tym wie. Polskie przewodniki też o tym milczą, ale i mieszkańcy Padwy ich nie znali. Z AIPP prof. Demel miał dwie duże wystawy, a mieszkańcy miasta mogli dostrzec piękno witraży, o których nie wiedzieli. Na inauguracji i wystawie  w Duomo była też senator Borys Damięcka, która była zawsze wielkim wsparciem dla działalności AIPP.  

W lutym 2020 planuję wystawę witraży profesora w Krakowie, później w innych miastach w Polsce, tym razem jako Międzynarodowy Instytut Kultury Polskiej w Padwie, II – PCP International Institute of Polish Culture in Padua.

Jako prezes AIPP i Stowarzyszenia Polsko-Włoskiego w Padwie, we współpracy z gminą żydowską i urzędem miasta Padwy przygotowała Pani poruszającą wystawę o obozie Auschwitz-Birkenau….

To był bardzo trudny temat, ale spotkał się z ogromnym zainteresowaniem. Na otwarcie wystawy w styczniu przyszło ponad 400 osób,  między innymi dyrektor muzeum w Oświęcimiu, minister Ewa Juńczyk- Ziomecka i wiele innych gości z Kancelarii Prezydenta. Czas wystawy był przedłużony o dwa tygodnie, miała największą frekwencję ze wszystkich wystaw ostatnich 10 lat, jak mówiły władze UM Padwy. Całość przygotowaliśmy bardzo starannie, w tym
tłumaczenia na najwyższym poziomie. Został po niej pełny katalog. Była pokazana w Ferrarze, na wystawie zorganizowanej przez konsula honorowego Salustro z Bolonii i UM Ferrary. Po 10 latach wystawa będzie w styczniu 2020 roku będzie powtórzona w Padwie. Mam nadzieję, że  uda się zorganizować następne wystawy, taka była intencja prezesa gminy i kancelarii Prezydenta RP.


Jest Pani założycielką Międzynarodowego Instytutu Kultury Polskiej w Padwie, od  kilku lat reprezentuje też Włochy w Kongresie Oświaty Polonijnej, której jest jednym z członków założycieli. Współorganizowała Pani  kongres „Go Americas”, w Krakowie z myślą o polskich firmach, które chcą wejść na nowe rynki….

Może moje trudności w dzieciństwie, zmiany krajów, języków i systemów nauczania dały mi podstawy do zajmowania się edukacją. Naukę języka przećwiczyłam na sobie, na moim bracie i innych znajomych. Kto chodzi normalnie do szkoły,  a potem na studia, nie ma pojęcia o braku znajomości języka i zmianie szkoły, kraju i języka. Dlatego chętnie pomagałam w tworzeniu KOP, organizacji bardzo potrzebnej dla dobra dzieci polskich.

Kongres Go Americas to było wyzwanie, początki bardzo trudne. W Polsce brakowało rozumienia dla jego idei.  Kongres amerykański można robić w Ameryce, a w Polsce robi się kongres według przyzwyczajeń polskich… Teraz, po kilku latach wszystko wygląda inaczej. Wzrosło zainteresowanie otwieraniem firm w Stanach, zniesienie wizy amerykańskiej też będzie pomocne. Wielu przedsiębiorców jeździ na targi, inwestuje. Nowe rynki dla firm polskich są bardzo ważne, zwłaszcza w krajach, gdzie jesteśmy miłe widziani jako Polacy. Argentyna świętuje Dzień Polaka 8 czerwca, o ile dobrze pamiętam. Afryka też jest nam bardzo przyjazna, to są nowe rynki i przyszłość dla polskich przedsiębiorców. Nie ma się czego bać, Libańczycy są tam od zawsze i bardzo sobie chwalą, a Polacy byli już  w latach 60/70 i  byli zadowoleni. 

W tym roku w Rzeszowie odbył się Kongres „60 milionów”.   Co według Pani zasługuje na szczególną uwagę i wsparcie na takich globalnych zjazdach?

Polonia zawsze chciała i chce się łączyć, ale nie bardzo wiemy jak to robić. Od czerwca do sierpnia były przynajmniej 3-4 kongresy gospodarcze Polonii, czy nie można zrobić jednego? Każdy chce zaistnieć, ale sprawie to nie pomaga. Polonia chce wspierać swój kraj i czuć, że to jest doceniane. O wiele lepiej byłoby połączyć siły i mówić jednym głosem, tym bardziej, że w różnych kongresach i tak uczestniczą z reguły te same osoby, tylko pod innym szyldem organizatora.

My ciągle nie potrafimy połączyć się, iść razem,  a to daje większą siłę i dużo lepszy wizerunek.    

Bardziej ekonomiczny jest jeden dobry zjazd niż kilka mniejszych. W styczniu będzie 60 milionów w Miami, organizowane w tym samym czasie z Balem American Institute of Polish Culture Blanki Rosenstiel, wielka tradycji dla Polonii amerykańskiej. Zjeżdżają się ludzie z całego świata,  mam nadzieję, że ja też będę.

14 marca 2019 roku na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odbyła się konferencja finalizująca IV edycję Programu Kobieta Charyzmatyczna. Organizatorem wydarzenia był Magazyn WHY Story, Stowarzyszenie Kobieta Charyzmatyczna oraz WRiTV. Pani miała przyjemność dostać nagrodę Kobiety Charyzmatycznej w kategorii nie mniej, nie więcej jak …. Kobieta wszechstronna …  a Pani taką jest z pewnością…

Jak do mnie zadzwonili z informacją o nagrodzie, to aż się zaśmiałam… Jak  opowiadam, co ja robię na rzecz oświaty czy biznesu, do tego będąca aktywnym stomatologiem, to patrzą na mnie z niedowierzaniem.

Bardzo mnie wzruszyło, że moja kandydatura przeszła jednogłośnie. Było to dla mnie bardzo miłe i ważne. Tym bardziej że grono jest bardzo zacne. Ja staram się nic nie robić sama, odpowiadam na „zaproszenia„ a te przychodzą przypadkowo, w różnych dziedzinach, ale od osób bardzo profesjonalnych. Ja pomagam w detalach organizacyjnych, łączeniu z następnymi w świecie na różnych kontynentach. Łączę w ten sposób medycynę, oświatę, kulturę i biznes. Czasem się bardzo dziwię, że komuś na wysokim stanowisku, z szerokimi znajomościami mogę się przydać… Jak w przypadku konferencji, gdzie pomogłam prof. Skalskiemu,  znanemu kardiochirurgowi dziecięcemu zaprosić profesora z Padwy, co zacieśniło współpracę miedzy dwoma uniwersytetami – krakowskim i padowskim. 

Moja wszechstronność chyba pobiła rekord na ostatnim spotkaniu Whystory gdzie zabrałam głos o wykorzystaniu emerytów w sile wieku, z ich wiadomościami, doświadczeniami i chęcią żeby być dalej potrzebnymi, a nie organizowaniu zajęć które są tak naprawdę tylko dla zabicia czasu. Człowiek musi być czynny i przede wszystkim czuć się potrzebny. 

W temacie emerytów mam zaszczyt współpracować z prof. Rucińskim z uniwersytetu w New Hampshire.

Miała Pani okazję w swoim życiu spotkać wielu wybitnych ludzi, wielu możnych tego świata. Które spotkanie zapamiętała Pani szczególnie?

Miałam zaszczyt poznać rządzących tym światem, tak ze świata polityki jak i biznesu. Najprzyjemniejsze, może też trochę dziwne to spotkanie po latach z profesorem Purchlą. Wychowaliśmy się wspólnie przed Teatrem Słowackiego, co wyleciało mi potem z pamięci. W 73 roku, jak byłam już studentką w Padwie i wybierałam się na wakacje do Stanów,
zostawiłam klucze do mojego domu znajomym z Polski. Jednym z nich był młody, przystojny chłopak Jacek, którego ponownie spotkałam, a właściwie to on do mnie odnalazł  po 35 latach … na otwarciu Audytorium prof. Tomaszewskiego we Florencji. Profesor Purchla, z którym chciałam się spotkać w sprawie wystawy Giotto, ponieważ MCK był to najlepszy adres, ale wszyscy mi mówili, że trzeba 6 miesięcy czekać na spotkanie, okazał się być tym chłopcem sprzed lat, któremu postawiłam lody i zostawiłam klucze do mieszkania… Spotkanie było bardzo serdeczne, ciepłe. Osoba,  którą omijałam,  chciała się ze mną skontaktować przez tyle lat. Byłam bardzo szczęśliwa, że osoba której wtedy pomogłam zrobiła taką karierę. W tamtych czasach możliwość wyjazdu i zwiedzenia Włoch była bardzo kosztowna i nie łatwa. Po spotkaniu we Florencji wspólnie zorganizowaliśmy konferencję o Giotto, która była wielkim sukcesem dla mnie i dla MCK. Było na niej około 300 osób. Współpracuję z wieloma bardzo wybitnymi osobami, szanowanymi na świecie i często myślę, jak to się dzieje, że jesteśmy tak zaprzyjaźnieni i że mnie potrzebują…

Ile jeszcze pomysłów czeka na zrealizowanie?

Przez mój dom przewinęło się bardzo dużo osób, a wraz z nimi wiele pomysłów. Moja gosposia mówiła, że nie zdziwi się jak pojawi się któregoś dnia u nas w domu papież. I zjawił się … w osobie Piotra Adamczyka, który wtedy kręcił we Włoszech film o papieżu…

Poproszono mnie o otwarcie domu kultury imienia Jana Pawła II  w Riese di Pio X i zaprosiłam wtedy Piotra, który się zgodził i przyjechał. Po inauguracji i spotkaniu z gośćmi, zwiedził  Padwę i został u nas w domu. 


Dla mnie wyzwaniem jest teraz zorganizowanie biblioteki, która pomieści zbiory profesora Litworni. Jest to unikatowy na skalę światową zbiór 16.000 tomów, w tym wielu białych kruków, który wdowa po profesorze zdecydowała się przekazać Uniwersytetowi w Padwie. Pomogłam w przekonaniu Krystyny Litworni, że Padwa jest najlepszym, najbardziej prestiżowym miejscem dla zbiorów jej męża. Pomogłam w kontaktach z rektorem uniwersytetu w Padwie i znalezieniu miejsca. Miałam nadzieję, że później wszystko pójdzie już gładko, ale niestety trudności w znalezieniu funduszów okazały się większe niż wszyscy przypuszczaliśmy. Kryzys włoski też nie pomógł i sprawa stanęła w miejscu. Moje problemy ze zdrowiem wyłączyły mnie z działania na kilka lat, ale tę sprawę chcę dopiąć. Mówimy o największych zbiorach literatury polskiej poza granicami Polski, niektórych tomów nie ma nawet Uniwersytet Jagieloński. Mając takie zbiory, Padwa staje się centrum studiów literatury polskiej. Polonistyka w Padwie bardzo by zyskała, taka biblioteka byłaby dla niej niesłychanie pozytywnym bodźcem… (pod wywiadem publikujemy list pani Krystyny, żony prof. Litworni i właścicielki biblioteki, w którym zaprzecza ona przedstawionemu przez panią Piacentile scenariuszowi i nie upoważnia pani Piacentile do jakiegokolwiek działania w tej sprawie.)

Kto mnie zna, mówi, że moja cierpliwość pokona wszystko. Potrafię odczekać, stanąć z boku, ale tu już minęło 10 lat i postanowiłam zacząć działania w szukaniu finansowania, aby prof. Litwornia nie został zapomniany, a jego zbiory były dostępne. Przy tej okazji, będę się też starała stworzyć w Padwie córkę Fundacji Polonia Hall of Fame która powstaje w Stanach. Powinniśmy docenić i zadbać o pamięć naszych rodaków, którzy dostali wysokie odznaczenia jak Nobliści, Polaków którzy wpisali się do historii w wielu krajach. Z miejsc historycznie połączonych z Polską, Padwę uważam za najlepszą.

Pani Ewo, od kilku lat zmaga się Pani z chorobą, jak ona zmieniła Pani
punkt  widzenia?

Choroba mnie utrąciła totalnie. Wszystkie plany się oddalają, dziś jestem, jutro nie. Do wszystkiego jednak można się przyzwyczaić. Mam tyle rzeczy, które chcę zrobić i  tyle miejsc, w których chciałabym jeszcze być. Ważne jest, aby mieć nadzieję. Muszę zwyciężyć chorobę, robię to już prawie 6 lat. Przy wynikach jakie mam, nie powinnam robić wielu rzeczy, wszystko jest dużym ryzykiem. Nauczyłam się tak żyć, aby być mniejszym niebezpieczeństwem dla siebie, nie jest to łatwe. Posiniaczona i zmęczona latam i jeżdżę, a kto mnie widzi mówi…. jak świetnie wyglądasz ….. Oczywiście, bardzo dziękuję. Nie wychodzę, jak jest bardzo źle. Staram się uważać, brać leki. Lekarze się dziwią że daję radę, ale mam ciągle sporo spraw do zrobienia. Nie umiem się poddawać, to na pewno. Mogłabym napisać nowy podręcznik  leczenia białaczki, trzeba dużo odwagi do podejmowania decyzji, jakie podjęłam w ostatnich latach. Jakość życia jest bardzo słaba, towarzyszy wszystkiemu wielka obawa i strach. Skrzepy zawsze mogą się oderwać i może być koniec. Tak się stało z Xymeną w Padwie, pięknym sopranem, a miała tylko 37 lat.

Jak się mówi, do wszystkiego można się przyzwyczaić. To prawda, ale trzeba być otwartym na nowe rozwiązania i technologie dostępne w świecie, mieć przekonanie ze będzie dobrze i być cierpliwym. Trzeba też mieć dla kogo żyć, ja mam dwoje wnucząt. Mała już mówi, że będzie dentystką, więc muszę doczekać. Muszę dopilnować spraw polsko- amerykańskich, chodzi mi o współpracę Polski z Florydą i Ameryką Południową. W Padwie też chcę jeszcze dużo zrobić. W  Warszawie pomagam w Warsaw Medical Center w kontaktach z wybitnymi specjalistami w USA, którzy będą konsultować polskich pacjentów i będą przyjeżdżać do Warszawy.  Nie mogę zapomnieć o Afryce i moim  „Mal d’Africa.”

Czym dla Pani jest polska kultura, polskie pochodzenie ?  

To są moje korzenie, podstawa skąd jestem i kim jestem. To poczucie zawsze miałam  mocne, bez  wątpliwości. Teatr, muzyka i sztuka, z którymi obcowałam od dziecka, zostały we mnie, mimo że były okresy w których nie miałam możliwości chodzenia do teatru czy na koncerty. Kultura osobista, edukacja, szacunek, które wyniosłam z domu, to są moje fundamenty. Były, są i będą. Przysłowiowe z kim przestajesz takim się stajesz może być przejściowe i niewygodne, podstawa czyli to co się wynosi z domu, wychowanie, przyzwyczajenia i tradycje zostają z tobą na zawsze.

Pani Ewo, czekam na zaproszenie na otwarcie biblioteki ze zbiorami profesora Litworni. Było dla mnie zaszczytem i ogromną przyjemnością przeprowadzenie wywiadu z Panią.

Rozmawiała: Ewa Trzcińska, ekspert biznesowy, doświadczony organizator eventów biznesowych i targowych, tłumaczka języka włoskiego. Kontakt [email protected]

Poniżej publikujemy odpowiedź na wywiad nadesłaną przez panią Krystynę Schwarzer-Litwornia dn. 16.12.2019

„W wywiadzie pani dr Piacentile powiedziała: „[…]Pomogłam w przekonaniu Krystyny Litworni, że Padwa jest najlepszym, najbardziej prestiżowym miejscem dla zbiorów jej męża. Pomogłam w kontaktach z rektorem uniwersytetu w Padwie i znalezieniu miejsca.[…].

Inicjatorem moich kontaktów z Uniwersytetem Padewskim był pan prof. Mirosław Lenart, który w tym czasie prowadził cykl wykładów na tej uczelni. Profesora Lenarta, od momentu jego przyjazdu do Padwy tzn. od 2001 roku, łączyły z moim mężem zażyłe kontakty tak zawodowe jak i prywatne. Dobrze więc znał jego bibliotekę. W 2009 roku, z jego inicjatywy, miałam przyjemność i zaszczyt gościć w Udine delegację Profesorów Uniwersytetu Padewskiego, a w parę tygodni później zostałam zaproszona na spotkanie z przedstawicielem władz uniwersytetu. Projekt umieszczenia biblioteki mojego męża na Uniwersytecie w Padwie wspierało wielu wybitnych przedstawicieli świata nauki i kultury. Projekt wspierał również czynnie wiceminister kultury, pan Tomasz Merta, z którym parokrotnie na ten temat rozmawiałam, a którego działania w tej sprawie przerwały tragiczne wydarzenia 10 kwietnia 2010 roku. MKiDN nadal ten projekt wpiera.

W parę miesięcy po rozpoczęciu moich kontaktów z Uniwersytetem Padewskim, pani dr Ewa Denikiewicz-Piacentile dowiedziała się o projekcie i rozpoczęła, bez jakiegokolwiek upoważnienia oraz pomimo moich próśb o zaprzestanie działań, występować w instytucjach państwowych, początkowo w moim imieniu, a później w imieniu Uniwersytetu Padewskiego, starając się przejąć realizację projektu. Wprowadzało to wyłącznie dezinformację oraz ogromne zamieszanie i bez wątpienia przyczyniło się do zwiększenia problemów z realizacją projektu. Tak więc słowa pani dr Piacentile, z którą nie mam żadnych kontaktów, że po 10 latach postanowiła „zacząć działania”, brzmią dla mnie groźnie.

Projekt stworzenia w Padwie silnego ośrodka propagującego polską naukę i kulturę, istniał w zamiarach Polskich władz od początku lat 90-tych . Pierwsze działania zostały podjęte (w pracach tych uczestniczył również prof. Andrzej Litwornia) przez Ambasadora RP pana Bolesława Michałka (amb. 26.06.1990 – 28.02.1995), który w 1991 r. wprowadził w aneksie do Traktatu o przyjaźni i współpracy między Rzeczpospolitą Polską a Republiką Włoską (punkt 18, paragraf 5) propozycję utworzenia katedry języka polskiego i literatury na Uniwersytecie w Padwie. Układ międzyrządowy odnosił się do zamysłu funkcjonowania we Włoszech dwóch silnych ośrodków wspierających kulturę polską: Instytutu Polskiego w Rzymie oraz katedry języka i literatury polskiej w Padwie, spełniającej podobną funkcję. Odpowiadać to miało Instytutom Kultury Włoskiej, w Polsce, znajdującym się w Warszawie i w Krakowie.

Działania te zaowocowały powstaniem w 1994 na Uniwersytecie w Padwie katedry języka polskiego, którą w latach 1994-2006 prowadził pan prof. Jan Ślaski. Po przyjściu na emeryturę prof. Ślaskiego katedrę prowadzi, wspierany przez lektora z wymiany, dr Marcello Piacentini. W latach 2006 – 2010, jako profesor kontraktowy, prof. Mirosław Lenart prowadził wykłady z kultury polskiej.

Starania o umieszczenie biblioteki prof. Andrzeja Litworni na Uniwersytecie Padewskim nadal trwają. Prowadzone są rozmowy na szczeblu ministerialnym, rozważane różne rozwiązania i mam nadzieję, że uda się szczęśliwie połączyć działania najważniejszych polskich instytucji i przerwać wiszące nad tym projektem fatum. W grudniu 2016 roku, dzięki działaniom ówczesnego ambasadora RP, pana Tomasza Orłowskiego, wydawało się, że nic nie może przeszkodzić w szczęśliwym zakończeniu całej operacji o charakterze logistyczno-naukowym. Niestety, w lipcu 2017 zakończyła się misja dyplomatyczna pana Ambasadora, a instytucja, której MNiSW powierzyło realizacje projektu, niestety sobie z nią nie poradziła.

Wierze jednak, że w niedługim czasie wieloletnie starania zakończą się powodzeniem, tym bardziej, że padewskie Ateneum jeszcze ciągle deklaruje gotowość do współpracy i wiele już w tym kierunku uczyniło.

Z poważaniem,

Krystyna Schwarzer-Litwornia”




8 thoughts on “Polka bez granic: „Trzeba wiedzieć kim się jest i skąd się jest”

  1. Aleksandra

    Ciekawy artykul o osobie, ktora pomimo choroby i przeciwnosci losu, wciaz znajduje sile, aby promowac polskie tradycje na calym swiecie. Dziekujemy Pani Doktor za Pani ogromny wklad w zycie polonii wloskiej.

    Reply
  2. Sprostowania do wywiadu

    W obronie pozytywnego wizerunku Stowarzyszenia Włosko-Polskiego w Padwie i dobra Szkoły Języka i Kultury Polskiej w Padwie informuję, że pani Piacentile już od października 2014 roku nie należy do powyższego stowarzyszenia a od stycznia 2015 roku niżej podpisana jest oficjalnym Prezesem AIPP /Associazione ITalo-Polacca-Padova). Szkołą Języka i Kultury Polskiej w Padwie kieruje mgr. Joanna Wesołowska. Pani Wesołowska jest również Prezesem Rady Oświaty Polonijnej we Włoszech (również współzałożycielem)
    ROP jest organizacją parasolową, która Faktycznie reprezentuje Włochy w Kongresie Oświaty Polonijnej.
    Co do KOPu, Kongresu Oświaty Polonijnej, samorządnej organizacji przedstawicieli wszystkich oświatowych środowisk polonijnych i polskich poza granicami kraju – podpowiedziałam Pani Trzcińskiej- autorce wywiadu, aby sprawdziła na stronie: https://www.kop-pl.com/historia/ czy pani Piacentile jest współzałożycielem KOPu.

    Pani Piacentile przypisuje sobie wiele incjatyw, które osobiście nie zrealizowała jak np. Amatorski Zespół Folklorystyczny „Lajkonik Padewski” i Szkoła Języa i Kultury Polskiej w Padwie (którą zniszczyła) a która jest owocem mojej ciężkiej pracy społecznej.

    Poinformowałam panią Trzcińską również panią Ewę Trzcińską o wielu innych niezgodnościach z rzeczywistymi faktami.
    Mówiąc o niezgodnościach, przytaczam tutaj bibliotekę/zbiory Litworni – już od dwóch lat znajdują się w Padwie : https://ilbolive.unipd.it/it/polonia-universita-padova-insieme-fondo-litwornia.

    Od lat nie należy do UAIP, Unii Stowarzyszeń Włosko-Polskich.

    Co do organizacji pierwszego WOSP we Włoszech, p. Piacentile była Tylko sponsorem, – w krąg organizatorów wchodzi niżej podpisana i np. Anna Malczewska – nie przytaczam innych ważnych w organizacji WOSP osób z Rzymu i okolicy (mogą sami się w tym zakresie wypowiedzieć).
    Od października 2014 roku nie ma śladów działalności p. Piacentile w Padwie (jak i we Włoszech!) ani śladów istnienia i/lub działalności Międzynarodowego Instytutu Kultury Polskiej w Padwie – może czytelnicy znajdą tę organizację na stronie: http://www.padovanet.it/noprofit – autorka wywiadu tego nie zrobiła.

    Uważam, że publikowanie błędnych informacji nie jest „Dobrą robotą” szczególnie kiedy wpływa negatywnie na działalność jakiej kolwiek organizacji czy osób prywatnych mocno zaangażowanych społecznie w ramch promocji języka, historii, geografii i kultury Polskiej we Włoszech.

    Dziękuję za uwagę.

    Irena Ludwika Czopek
    Prezes i przedstawiciel prawny Stowarzyszenia Włosko-Polskiego w Padwie

    Reply
    1. odpowiedź na komentarz do wywiadu

      Szanowna Pani,
      w rozmowie telefonicznej, podczas której była Pani bardzo wzburzona i rozdrażniona, wykazałam zainteresowanie Pani działalnością i z chęcią przygotuję o tym materiał. Wywiad z panią Piacentile jest autoryzowany, co oznacza, że ona bierze odpowiedzialność za swoje słowa. Każdy ma prawo do swojej opinii i ma możliwość wypowiedzenia się.
      Może jednak, zamiast wypominać przeszłość, wspólnie budujmy przyszłość Polonii we Włoszech.
      Z poważaniem
      Ewa Trzcińska

      Reply
  3. Anna

    eżeli chodzi o pierwszy WOŚP, który odbył się w Rzymie, organizatorami byli Robert Małecki, Anna Malczewska i Mariusz Dziwiński. Pani Piacentile, tak jak wspomniała Irena Ludwika Czopek-Zanovello była jedynie sponsorem i wspierała organizację tego ważnego wydarzenia. Jeżeli chodzi o UAIP, federacja powstała z inicjatywy kilku prezesów polsko-wloskich stowarzyszeń. Bardzo proszę o sprostowanie

    Reply
  4. Anna

    Ale rzetelny dziennikarz, powinien sprawdzić wiarygodność informacji, pomimo tego, że bohater wywiadu autoryzuje tekst. Zamiast polemizować i udzielać niepotrzebnych rad, może powinna Pani przyjrzeć się jeszcze raz opublikowanemu tekstowi. Błędy się zdarzają, nawet w wywiadach, ponieważ ich bohaterzy opowiadają to, co chcą opowiedzieć. Zamiast radzic, by budować przyszłość Polonii włoskiej wspólnie, radzę sprawdzić co jest prawdą a co nią nie jest. Bo budować wspólnie przyszłość Polonii włoskiej na nie całkiem prawdziwych informacjach i faktach, nie jest dobrym pomysłem. Pozdrawiam

    Reply
  5. i do zobaczenia

    Pani Ewo,
    sprostowałam tylko niektóre tylko wypowiedzi i na tym zamykam.

    Ale rozumiem panią, bo nie jest pani pierwszą osobą, która została oczarowana “fantastycznym gadaniem” tej osoby i na pewno nie będzie pani ostatnią.

    Ja nie wyciągam “śmieci z kosza” tylko idę do przodu otoczona wspaniałymi osobami, z którymi
    robimy coś bardzo ważnego dla naszych dzieci i tutejszej Polonii.
    Nie mamy czasu na “łączenie Polonii” czy też “budowania przyszłości Polonii we Włoszech” czy też “godzić Polonię”.

    Nie pracujemy dla glorii czy też dla medali (które zresztą załatwia się nawet “po znajomości” i bez szczególnych zasług).

    Naszą satysfakcją jest to, że nasze dzieci chętnie chodzą do naszej szkoły, uczą się i bawią, a rodzice tworzą fantastyczną polonijną rodzinę.

    O naszych działaniach można dowiedzieć się ze strony stowarzyszenia http://www.aipp.eu czy na FB, więc nie ma potrzeby specjalnych wywiadów – serdecznie dziękuję za propozycję.

    Oczywiście, jest Pani mile widziana na naszych uroczystościach.

    Życzę powodzenia, sukcesów i bardziej wiarygodnych osób udzielających wywiadu.

    Reply
    1. Polka bez granic.....

      Szanowni Państwo,
      wysłałam mój komentarz bez podpisu. Uprzejmie proszę o podpisanie go moim imieniem i nazwiskiem,
      Krystyna Schwarzer-Litwornia

      Reply
  6. Polka bez granic.....

    Dziennikarz powinien być osobą odpowiedzialną. Tym wywiadem, nie sprawdzając z kim Pani rozmawia, uwiarygodniła Pani osobę niewiarygodną.
    Wystawa o obozie w Auschwitz-Birkenau w Padwie powstała z mojej inicjatywy i dzięki moim kontaktom. Nie będę opisywała sytuacji które, za sprawą pani Ewy Piacentile, miały miejsce ale dużo mnie kosztowało aby ważni goście się nie obrazili i nie wyjechali a Muzeum nie wytoczyło sprawy o nadużycia.
    Trzeba wiedzieć z kim się rozmawia i uprzejmie proszę o nie komentowanie mojego wpisu, że nie należy wypominać przeszłości. Rozumiem Pani dobre intencje ale sprawdzenie z kim się rozmawia należało do Pani.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *