Nasz kolega Chopin. Rozmowa z Paolo Martinim, aktorem z Fredrikstad w Norwegii

  • Witamy w Hajnówce! Bierze pan udział w próbach do spektaklu „Tańcz” w reżyserii Dariusza Skibińskiego.
  • Nareszcie! Próby odbywają się na żywo. Z powodu pandemii, od blisko roku, nasze zespoły aktorskie pracowały online – oddzielnie w Polsce i w Norwegii. Zupełnie inną energię i emocję odczuwamy w bezpośredniej współpracy. Cieszę się, tym bardziej, że pracujemy w nowym miejscu na mapie kulturalnej Polski – w „Hajnówce Centralnej. Stacji Kultury”.

  • Co pan sądzi o przeobrażeniu starego dworca w obiekt służący kulturze?
  • Jestem oczarowany. Ma wielki potencjał. Przekonamy się za dwadzieścia lat, jak ważne będzie to miejsce dla światowego teatru. Przypomina mi, jak starowali najsłynniejsi esperymentatorzy teatralni XX wieku, moi mistrzowie. Wspomnę choćby „Teatr 13 rzędów” Jerzego Grotowskiego w Opolu, „Teatr Cricot 2” Tadeusza Kantora w Krakowie, „Odin Teatret” Eugenio Barby w Oslo… Artystyczne idee niekoniecznie rodzą się w stolicach. Bywa, że za sprawą twórczych ludzi nagle niewielkie ośrodki zyskują wielką rangę. Współczesny teatr kształtowali tacy twórcy, jak Stanisławski, Meyerhold, artyści Bauhausu, liczni sprawcy teatralnego fermentu lat 60. i 70. w Japonii, w Indiach… Kiedyś ich postacie i miejsca pracy nie były znane. Teraz wie o nich cały kulturalny świat. To byli kreatorzy naszego dzisiejszego artystycznego doświadczenia. To byli ludzie, którzy stworzyli szkołę dzisiejszego teatru. I to się działo w dużej mierze na wschodzie Europy. Zachód rezonował tym, co dla teattru zrobił wschód.

  • To bardzo zobowiązujące porównania dla „Hajnówki Centralnej” i zespołu Dariusza Skibińskiego.
  • Zapewniam, że uzasadnione. O miejscach, w których rozwijali swoje twórcze idee wspomniani wybitni artyści, a także wielu innych twórców cenionych w świecie teatru, także niekt wczesniej nie słyszał. A teraz weszły do kanonu kultury ludzkości.
Foto M. Zakrzewski
  • Jak pracuje się panu nad spektaklem „Tańcz”?
  • Pracujemy tu szybko i twórczo. Wykorzystujemy potencjał starego dworca, przeistaczanego z roku na rok w miejce tętniące kulturą. Wyczuwamy tu niesamowitą energię. I widzimy efekt przemiany. Obiekt jest unikatowy. Ma kształt lokomotywy. W Europie są ponoć dwa takie dworce, tu i w Sztokholmie. Opuszczony przez kolej, przekazany artystom, ocalał dzięki temu przed rozbiórką. I przekształca się w miejsce niezwykłe. To wymarzona przestrzeń dla twórczego rozwoju młodzieży, dla szerzenia się idei wolontariatu. Staje się piękne, przyjazne, niesamowite! Udziela się nam zapał wszystkich osób, zangażowanych w projekt „Hajnówki Centralnej”. Imponuje pasja pracowników, współpraca z młodymi wolontariuszami. Spektakl, nad którym pracujemy, jest częścią większej całości, która składa się na projekt polsko-norweski projekt „Następny przystanek. Sztuka blisko ludzi”. Czuję się tu znakomicie mogąc być jego uczestnikiem. Nie pierwszy raz jestem w waszym kraju,. Zawsze doświadczam gościnności i czuję, że jestem tu bardzo mile widziany.

  • Teraz sytuacja jest szczególna, we wschodniej Polsce, przy granicy z Białorusią wzmocnione są patrole policji i wojska, panuje stan wyjątkowy. Czy to nie rzutuje negatywnie na waszą pracę artystyczną?
  • Nie przesadzajmy! Zawsze są gdzieś żołnierze, jakieś strzeżone granice, czasem wewnątrz jednego kraju, wspomnijmy choćby fawele w Brazyli… Żyłem w Italii w latach 70., gdy mafia i ataki terrorystyczne spędzały Włochom sen z powiek. Nie robi mi to różnicy, czy granic oraz porządku broni więcej wojska, czy mniej. Skupiamy się na spektaklu. Nareszcie spotkaliśmy się i gramy razem. Pracujemy bardzo intensywnie. To wspaniałe uczucie, gdy z godziny na godzinę widać jak zespół kierowany znakomicie przez reżysera, tworzy fantastyczny spektakl.

  • Potwierdzam, jako widz, który ma unikatową możliwość obserwowania prób. Spektakl „Tańcz” to opowieść o ludziach, którzy przyszli zatańczyć tango ale także o skomplikowanych emocjach, które ujawniają się przy tej okazji. Fantastyczna muzyka – tanga, przetykane fragmentami utworów Chopina – znakomicie wzbogacają widowisko. Jest ono ogromnie angażujące. Czy sądzi pan, że publiczność zechce przyłączać się do aktorów, razem zatańczyć milongę po przedstawieniu?
  • Taki jest zamysł reżysera. Przyznam, że muzyka do spektaklu zauroczyła mnie. Nigdy wcześniej nie występowałem, jako aktor, do utworów chopinowskich. I to był błąd, bo przecież Chopin był nie tylko wielkim kompozytorem, ale był też człowiekiem teatru. Można powiedzieć – był naszym kolegą po fachu, przy zachowaniu wszelkich proporcji w tym porównaniu. Improwizował teatralne przedstawienia wraz z Georg Sand i jej dziećmi. Tworzył improwizowaną muzykę do ich wspólnych spektakli. Był to czas twórczej zabawy i nauki teatru. Jego przyjaciółka napisała przedmowę do książki swego syna – Maurice Sand, w rzeczywistości Maurice Dudevand, bogato ilustrowanej i poświęconej maskom i postaciom włoskiej komedii. To był przegląd typów postaci w commedia dell’arte – komedii dobrze znanej w nowożytnej Europie, komedii improwizowanej. Choć wywodziła się z moich rodzinnych Włoch, tyle, że z epoki Renesansu, to zyskała ponownie popularność w Europie czasów Chopina. Zwykłe postacie – komiczne sługi, młodzi kochankowie, żołnierze – każdego z nich można było rozpoznać po stylizowanych kostiumach, maskach i przesadnych gestach. My także nawiązujemy w spektaklu do stylistyki comedii del arte, traktujac jako punkt wyjścia współczesną modę na tanga i milongi, która owładnęła świat. Ludzie spotykają się nie tylko żeby zatańczyć, ale żeby z pasją odegrać swoją rolę w takich miniaturowych spektaklach tanecznych. Dla aktorów jest to bardzo ciekawe wyzwanie. Ukazujemy tradycję tańca, jako proce. Chcemy ukazać, że tradycja to nie jest reprezentacja przeszłości ale podanie ręki nowej generacji. Gdy spotykają się stare z nowym, gdy dziadek okazuje się dla wnuka młodym człowiekiem ze zdjęcia, który też tańczył, kochał, żył – doznajemy szczególnego rodzaju zjednoczenia. Mamy poczucie kontynuacji. Zabijając tradycję, zabijajmy przyszłośc, zanim nadejdzie. Bo przyszłość, dzieje się teraz.
Foto M. Zakrzewski
  • Wspamniał pan czas Chopina, o którego muzyce krytyk i kompozytor epoki romantyzmu, Robert Schumann, napisał, że jest jak „armaty ukryte w kwiatach” – potężna, buntownicza i niebezpieczna dla władzy, protestująca…
  • Mówimy o muzyce epoki Romantyzmu, a więc Fryderyka Chopina w Polsce i we Francji, a także Edvarda Griega w Norwegii, Giuseppe Verdiego we Włoszech. Oni nie komponowli w próżni społecznej. Inspirowali się ludowością, folklorem, ale widzieli i reagowali w utworach na dotkliwą biedę, ubóstwo dzieci, narodziny proletariatu w miastach. Te zjawiska miały miejsce w ich epoce. Muzyka romantyków odzwierciedlała je w przepiękny sposób. Była porywająca, osadzona mocno w znanych motywach ludowych. Ludzie utożsamiali się z tymi kompozycjami. Zachwycali się i wykonywali je w sposób dostępny im w sytuacjach codziennych, życiowych. A zatem słyszalna była nie tylko na salonach i w salach koncertowych. Grano ją w miejscach spontanicznych spotkań, na weselach, w knajpach portowych, w salach ludowych. Spotkali się przy niej głównie mężczyzni. Śpiewali i tańczyli do tego typu muzyki, w Argentynie, w Szwajcarii, gdzie popularność zyskiwało tango oraz foxtrot. Kobietom nie wypadało tam bywać, były to miejsca zbyt „zakazane”. Mam takie zdjęcia rodzinne, na którym moi nieżyjacy już bliscy tańczą tango, bawią się w grupie znajomych. Mając na uwadze te muzyczne skojarzenia, uważam, podobnie jak reżyser i koledzy artyści, że Chopin i tango to brzmi jak coś normalnego, naturalnego. Nie traktujemy jego muzyki na klęczkach. Chopinowskie aranżacje mogą być zarówno klasyczne, jak rockowe. Mieliśmy przykłady, jak znakomicie wypadło wykonanie Chopina przez orkiestrę narodową w Oslo, z towarzyszeniem gwiazdy rocka. Lokalne zespoły bez oporów grają muzykę Chopina np. na weselach. Tak jest i tak było. Chociaż myślimy, że to, co teraz tworzymy, jest wyjatkowe i nowe. Ale jest też osadzone w pewnej tradycji i w kanonie. Tak jak tanga i milongi, które były i są obecnie wykonywane w miejscach spontanicznie wybieranych, popularnych…

  • ... i niekoniecznie sięgających muzycznie do wysokiego C?
  • Otóż to! Chopin jako człowiek teatru, został do nas „zaproszony”, po koleżensku, przez nasz zespół i reżysera. I łka tu z nami w „Deszczowym preludium”, protestuje w „Etiudzie rewolucyjnej”, podczas gdy my, artyści, pilnie stawiamy kroki w rytmie wolny-wolny-szybki-szybki…

  • Idżmy więc dalej po tym artystycznym parkiecie. W rozmowach z norweskimi aktorami słyszałam, jak porównują znaczenie Chopina dla światowej muzyki, do znaczenia Grotowskiego dla światowego teatru.
  • Słusznie. Nie mam żadnych wątpliwości, że bez nowatorskich dokonań Gtotowskiego, nie byłoby współczesnego teatru. Widzowie często nie zdają sobie sprawy, że nawet tak zwany teatr środka, czerpie z poszukiwań Grotowskiego. Czynią to najważniejsi artyści, a |Teatr 13 Rzędów, z kameralną salą, na której wystawiano arcydzieła, zacierając podziała na scenę i widownię, jest podziwiany na całym świecie. Ten tetar postawił na obrzęd i wspólnotę, czyli to, co ludziom bliskie, niezbędne, naprawdę istotne. Jak już mówiliśmy, przełom lat 60. i 70. to był czas wielkiego fermentu, teatralnego eksperymentowania. Jako siedemnastolatek, marzący o aktorstwie, otrzymałem wówczas ksiażkę zawierającą m.in. wskazówki Grotowskiego. Cóż to było za odkrycie! Fascynowałem się, powtarzałem gesty, mimikę, próbowałem osiągać ekstazę zgodnie z zaleceniami szkoły hinduskiej. Jak te wskazówki różniły się od oficjalnego programu szkoły teataralnej w stolicy Włoch! Ona przyjmowała 15 studentów aktorstwa rocznie. A inni marzyciele…? cóż, zakładaliśmy własne grupy, których powstało blisko 900. Pracowaliśmy nad warsztatem w oparciu o wskazówki nowatorów, takich jak Grotowski, Barba i inni. Po ukończeniu szkoły w Toskanii, wraz z żoną aktorką, wyruszyliśmy najpierw do Francji, potem zbieraliśmy doświadczenia artystyczne w inych krajach a ostatecznie trafiliśmy do Norwegii, do Bodo, Porsgrunn i ostatecznie do Fredrikstad. Pracujemy tam, w Studium Actoris, od ponad dwudziestu lat. Zrealizowaliśmy dziesiątki wydarzeń, spektakli teatralnych, eventów. Mając na uwadze to doświadczenie stwierdzam, że ten priojekt, który realizujecie w „Hajnówce Centralnej”, ma wielki potencjał.

  • Jak zaczęła się pańska współpraca ze Stowarzyszeniem Kulturalnym „Pocztówka”?
  • W 2012 Agata Rychcik-Skibińska skontaktowała się ze Studium Actoris, dzięki rekomendacji innych artystów, którzy uznali, że powinniśmy się poznać. Rozmowy, a następnie działania wspólne, były bardzo owocne. Najpierw zrealizowaliśmy wspólnie projekt z młodymi wolontariuszami. Ale chceliśmy zrobić także realizację teatralną z dorosłymi, z zawodowymi aktorami. To była najlepsza droga do transmisji naszego doświadczenia, unikatowego know how, jakie zdobyliśmy we Fredrikstad. I wzajemnie, możliwość pozyskania bardzo ciekawej wiedzy o tym, jak działają Stowarzyszenie Kulturalne „Pocztówka”, A3Teatr, Wertep Festival i inne inicjatywy Agaty i Darka Skibińskich z zespołem. My chętnie dzielimy się przemyśleniami na temat tego co i jak można robić w tego typu placówce kultury, jak Studium Actoris , czy „Hajnówka Centralna”.
Foto M. Zakrzewski
  • Które z waszych doświadczeń uważacie zatem za szczególnie przydatne dla Hajnówki?
  • Na tej stacji następuje teraz wielka przemiana. Kilka lat temu, gdy planowano rozebrać stary dworzec, nikt nie sądził, że taka zmiana się tu zadzieje. Zaufano projektowi artystów. Władze samorządowe przekazały im obiekt, a oni dbają o to, by zrealizować wspólnie wypracowany, śmiały zamysł – tu powstaje kulturalne i społeczne centrum Hajnówki. Odwróciła się pierwotna rola dworca – on nie jest miejscem do wyjazdu. Jest miejscem do pozostania. Widziałaś poczekalnię? Jest jak ogród pełen kwiatów piwonii. Zienił się tak za sprawą chorwackiej wolontariuszki, która odkryła w sobie talent plastyczny, malując ściany „Hajnówki Centralnej” w motywy ogrodu, lasu i etno. Można tu poczekać na pociąg, np. do Warszawy! Ponoć znowu tu staje? Przybliża Hajnówkę stolicy. A mówiąc poważnie: ta przestrzeń jest z każdym dniem bardziej oswojona, ocieplona, zaanektowana przez twórców i młodzież. Pamiętaj, że nikt z nas, którzy teraz tu tworzą, nie działa w artystycznej próżni. My mamy we krwi stuletnie doświadczenie polskich, francuskich, włoskich, norweskich, rosyjskich artystów. To oni zmieniali małe miejsca w Opolu, Paryżu, Moskwie, Weimarze i Dessau, gdzie tworzyli artyści z Bauhaus, odciskając piętno swoich talentów. To byli kreatorzy naszego dzisiejszego doświadczenia. Ci ludzie, którzy stworzyli podstawy dzisiejszego teatru, gdyby mogli przemówić, byliby dumni z Hajnówki.

  • Pański entuzjazm uskrzydla.
  • Chciałbym, żeby nigdy nie osłabł. Motywuje do kreatywnego działania. Pamiętam, jak w moich rodzinnych Włoszech, a wychowałam się w La Spezia, przy granicy Toskanii i Ligurii, nad morzem, podejmowaliśmy nowatorskie działania teatralne. Przypływaliśmy np. do portu w Sardynii łodziami i przekształcaliśmy przestrzeń portową w scenę, tworząc performance. Tak działaliśmy też w Norwegii. W naszym Ferdrikstad wybraliśmy strategię współpracy instytucjonalnej, bo tam istnieje wiele instytucji – pięć domów kultury, sala wystawowa, uniwersytet, świetlice, a więc ważniejsza niż obiekt, była nasza oferta, co zachęciło nas do stworzenia atrakcyjnego kontentu. Zrobiliśmy dziesiątki działań, eventów, shows. We współpracy z instytucjami, szkołami, samorządem, stworzyliśmy artystyczną, międzynarodową przestrzeń twórczą. Prowadzimy np. warsztaty dla urzędników, a także dla uczniów szkoły podstawowej. Zagospodarowujemy czas po lekcjach, między godzinami 14 a 16. Zanim rodzice odbiorą ich do domu, dziećmi zajmują się np. klowni. Grają bałkańską muzykę, uczą nut, a dzięki temu dzieci nie tylko dobrze się bawią, ale też stają się kompozytorami swoich utworów. Daliśmy im wachlarz możliwości.

  • A na czym polega wspólpraca z lokalną administracją?
  • Systematycznie spotykamy się w gronie urzędników i aktorów, planujemy wspólne działania, staramy się budować nowy rodzaj koneksji, co nie kosztuje wiele bo nasze warsztaty poświecone działaniom lokalnym są darmowe. Mamy podobne cele jak politycy, bo oni i my wspieramy ludzi, ich egzystencję, pry czym artyści myślą bardziej o zadowoleniu duszy. Działamy projektowo. Ważniejsze jest myślenie o celach, budowanie spójnej strategii lokalnej współpracy, niż skupianie się na pieniądzach. Ale i one są potrzebne. Gdy zawisła nad nami groźba utraty wsparcia od samorządu, z powodu kłopotów z lokalnym budżetem, zaufanie okazały nam centralne instytucje kultury, dofinansowując kwotą ponad mln koron! Wiemy, że to jest efekt naszego myślenia o pracy artystycznej.

  • Co ma pan na myśli?
  • W Norwegii jest zasada, że artyści piszą projekty i ubiegaja się o ich finansowanie. Trzeba pisać wnioski, pozyskiwać środki, a więc swoją aktywność twórczą planować od projektu do projektu. Jest jednak niebezpieczeństwo, że po dwudziestu latach takiego funkcjonowania, jesteś w tym samym miejscu, co na starcie… Nie masz środków, żeby zbudować przysłowiowy most, który zaprowadzi cię dalej, choć zgromadziłeś na swojej drodze kilka wielkich kamieni pod jego przęsła. Ale można tworzyć swoją przeprawę przez rzekę także z małych kamieni. Albo wziąć elektryczny pociąg i przejechać do celu nawet, gdy most jest ciągle niegotowy… My staramy się budować wiele małych ścieżek, wiodących w różnych kierunkach. Bo okazuje się, że wszystkie one prowadzą do różnych artystycznych i społęcznych celów. I taką drogę uważamy za słuszną, także dla „Hajnówki Centralnej”. To miejsce ma moc i potencjał. Trzeba tylko realizować zadania, wyznaczone m.in. w stategii, którą tu niedawo wypracowano. Mocno wierzę w kreatywną moc kultury. Rozwój odbywa się dzięki niej, jak wegetacja następuje w pięknym ogrodzie. Ogród potrzebuje czasu, by zachwycić nas kolorami. Kultura też potrzebuje czasu i oddziaływuje na nas w czasie. Ludzie mówią jednak „czas to pieniądz” i wolą inwestować w krótkoterminowe działania, te łatwiejsze do realizacji. Ale warto być cierpliwym. Bo bez wątpienia przyniesie to obfity plon dla miasta i dla zespołu Agaty i Darka Skibińskich. Za dwadzieścia lat będzie tu inne, ciekawsze miasto – miasto ważne na kulturalnej mapie Europy. Zawsze będę je wspierał.

  • Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Beata Kubiszyn-Puka

Stowarzyszenie Kulturalne „Pocztówka”

Foto: M.Zakrzewski




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *