Izabela Dziadosz: „Zawsze znajdę sposób, aby opowiedzieć Wam historię”

Z Panią Izabelą Dziadosz rozmawia Pani Sylwia Woźniak, koleżanka i nauczycielka
Szkoły Polskiej w Rzymie.

Pani Izabela Dziadosz jest nauczycielką wiedzy o Polsce w Szkole Polskiej im.
Gustawa Herlinga – Grudzińskiego przy Ambasadzie RP w Rzymie
od 2005 roku.


Sylwia Woźniak: Kiedy zdecydowała Pani zostać nauczycielką historii?
Izabela Dziadosz: W moich czasach, w szkole podstawowej naukę historii zaczynaliśmy w piątej
klasie. Na jednej z pierwszych lekcji, gdy pani od historii zaczęła opowiadać o
starożytnym Egipcie pomyślałam sobie, że miło by było zostać opowiadaczem
historii. Nie chciałam być nauczycielką tylko opowiadaczem.


Później prawie wszystko co robiłam, czytałam i studiowałam zbliżało mnie do tej
profesji. Do tej pory nie jestem pewna czy jestem opowiadaczem czy prawdziwą
nauczycielką (Pani Iza uśmiecha się figlarnie).


Sylwia Woźniak: Jak rozpoczęła się Pani kariera w zawodzie nauczyciela?
Izabela Dziadosz: Przez kilkanaście lat pracowałam w wiejskiej szkole na Pomorzu. Szkoła była
wyjątkowo piękna, nowoczesna i dobrze wyposażona. Klasy były liczne a uczniowie
żywiołowi. Gdy po wielu latach pracy zdecydowałam zburzyć moją małą stabilizację,
odejść z pracy i poszukać nowych wyzwań, to było mi trochę smutno ale byłam
pewna, że życie toczy się także gdzie indziej i może to nowe życie będzie jeszcze
ciekawsze i pełniejsze wrażeń.


Sylwia Woźniak: Jak to się stało, że trafiła Pani do Polskiej Szkoły w Rzymie?
Izabela Dziadosz: Po wielu podróżach, przeprowadzkach, zmianach pracy (pracowałam nawet w
banku) postanowiłam pojechać do Rzymu. Przyjechałam do Wiecznego Miasta tylko
na trzy miesiące. Zwiedzałam muzea, kościoły, poznawałam miasto i okolicę.
Czytałam dużo przewodników i książek o historii Rzymu i wtedy to w rozmowie z
panią bibliotekarką w Instytucie Polskim dowiedziałam się o wakacie na stanowisku
nauczyciela historii w Polskiej Szkole przy Ambasadzie RP w Rzymie. Zaniosłam
tam moje dokumenty i zostałam przyjęta.


Pamiętam pierwszą rozmowę z ówczesną panią dyrektor tej szkoły Ewą Bilińską.
Przyznałam się, że nie mówię po włosku. A pani dyrektor z ulgą w głosie
odpowiedziała „I chwała Bogu!”.

Teraz już wiem co miała na myśli.


Sylwia Woźniak: Jak wyglądały pierwsze lata Pani pracy w Szkole Polskiej w Rzymie ?
Izabela Dziadosz: Bardzo cierpiałam z powodu wieczornych godzin pracy. Przez kilka lat nie
mogłam się do tego przyzwyczaić. Poza tym wyszłam ze szkoły o wielkich
słonecznych klasach, o szerokich korytarzach… A tu ciasno, skromnie. Na szczęście
z uczniami nie było problemu. Wszyscy w tym czasie świetnie mówili po polsku.
Więc mój brak znajomości języka włoskiego nikomu nie przeszkadzał, a był wręcz
mile widziany. Moja polszczyzna była bez obcych naleciałości.


Sylwia Woźniak: W Szkole Polskiej w Rzymie pracuje Pani już szesnasty rok, jak zmieniła się
praca nauczyciela w szkole za granicą na przestrzeni ostatnich lat?
Izabela Dziadosz: W naszej szkole, tak samo jak w innych szkołach za granicą Polski, zmieniło się
wiele w ostatnich latach. Na początku zmiany były niewielkie. Czasami trafiali się
uczniowie, którzy słabo mówili po polsku, pojawiali się uczniowie z rodzin
mieszanych i tacy, którzy urodzili się w Rzymie. Obecnie większość naszych
uczniów jest z rodzin mieszanych a prawie wszyscy urodzili się w Rzymie. Z tymi
faktami wiąże się często słaba umiejętność posługiwania się językiem polskim.
Początkowo uczniowie używali języka polskiego jako języka ojczystego jednak teraz
polski jest ich językiem drugim lub nawet obcym. Zmiany te w porę zauważyła nowa
dyrektor szkoły, która rozpoczęła pracę z nami w 2008 r. Przeanalizowaliśmy
sytuację i rozpoczęliśmy naukę – tym razem my- nauczyciele aby przygotować się do
nowych warunków i do potrzeb naszych uczniów. Nauczyciele naszej Szkoły zaczęli
wzbogacać dodatkowo wykształcenie podejmując studia podyplomowe, uczestnicząc
w licznych szkoleniach, konferencjach ze specjalistami z Polski i całej Europy
organizowanymi systematycznie przez Dyrektora Szkoły Panią Danutę Stryjak.
Dużo się nauczyłyśmy. Zdążyłyśmy na czas. Na szczęście mój język włoski też się
poprawił i czasami żeby dogadać się z którymś z moich najmłodszych uczniów
muszę użyć języka miejscowego.


Sylwia Woźniak: Co podoba się Pani w pracy w szkole polskiej za granicą ?
Izabela Dziadosz: Podoba mi się wszystko to czego na początku nienawidziłam. Tzn. szybkie
zwroty akcji. Przed rozpoczęciem roku szkolnego na pierwszej radzie pedagogicznej
opracowujemy dokładny plan działania. Miesiąc po miesiącu, data po dacie
zapisujemy wszystkie wydarzenia, które mamy zamiar zrealizować. A później…z
różnych powodów prawie wszystko wywraca się do góry nogami. Dlaczego? Jest
wiele powodów, np.: jakaś szkoła zaprasza nas na ważną konferencję, albo nagle
„wyskakuje” bardzo ważny konkurs, w którym powinniśmy uczestniczyć, albo
pandemia, której nie mogliśmy przewidzieć. W związku z tym musimy szybko się
przeorganizować i pracować dalej jakby nigdy nic się nie stało.

Sylwia Woźniak: Czy do pracy w tej szkole musiała się Pani przygotować w sposób specjalny?
Izabela Dziadosz: Aby zostać nauczycielem w rzymskiej szkole musiałam przedstawić dokumenty
ukończenia wyższej uczelni pedagogicznej. Przedstawiłam dyplomy ukończenia
dwóch fakultetów jednego na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Słupsku a drugiego
na Uniwersytecie Gdańskim. Później, żeby bardziej wdrożyć się w pracę naszej
dwujęzycznej szkoły skończyłam studia podyplomowe na Uniwersytecie
Pedagogicznym w Krakowie oraz Uniwersytecie Jagiellońskim. Jednak chyba
najważniejszymi studiami były te z glottodydaktyki czyli nauki o dwujęzyczności
przeprowadzone przez profesorów z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Poza
tym co roku biorę udział w wielu szkoleniach, podobnie jak moje koleżanki z pracy.
Prywatnie, podążając też za moją pasją, inspirowana licznymi i bogatymi obiektami
muzealnymi w Rzymie, ukończyłam też studia podyplomowe z zakresu
muzealnictwa.


Sylwia Woźniak: Co sprawia Pani największą satysfakcję w pracy z polskimi uczniami w Rzymie?
Izabela Dziadosz: Ponieważ uczę w naszej szkole od dawna, mam okazję obserwować rozwój
naszych podopiecznych. Etap po etapie. I chociaż każdy z uczniów jest inny to etapy
w ich życiu są takie same, tak samo przeżywane.


Wiele razy prowadząc lekcje w klasie 4 czy 5 mówię uczniom „Nie mogę się
doczekać kiedy dorośniecie!”, a w klasie 6 i 7 „Niech się już ten okres dojrzewania
skończy!”. A później przychodzą pierwsze miłości i nowe wyzwania… I uczniowie
kończą liceum i odchodzą żeby zacząć dorosłe życie. Odchodzą jako przyjaciele a nie
tylko jako uczniowie. A ja znowu dostaję czwartą klasę i zaczynamy wszystko od
początku.


Sylwia Woźniak: W jaki sposób zachęciłaby Pani rodziców do wysłania dzieci do Szkoły Polskiej?
Izabela Dziadosz: Jedyne co mogłabym im zaproponować to poszerzenie horyzontów ich dzieci.
Bogactwem jest dzisiaj znajomość kilku języków i rozmaitych kultur. Ale to nie
wszystko. Nasi uczniowie wchodzą w inny „dodatkowy” świat. Świat przyjaciół
mówiących po polsku, świat szkoły wystrojonej na Boże Narodzenie, świat
obchodzący święta narodowe, świat w którym śpiewa się „My pierwsza brygada” i
„Z kopyta kulig rwie” Skaldów.


Czy to nie wystarczy żeby zachęcić rodziców do przyprowadzania dzieci do naszej
szkoły?


Sylwia Woźniak: Czy udaje się Pani przekazywać swoje prywatne pasje uczniom?
Izabela Dziadosz: Tak, myślę, że tak. Uwielbiam przyrodę, chodzenie po górach, lasach, pływanie
kajakiem, spanie w schroniskach lub pod namiotem. W związku z tym kładę wielki
nacisk na przedstawienie uczniom, szczególnie piątych klas, piękna polskiej
przyrody. Poświęcam wiele lekcji na pokazanie polskich parków narodowych i innych wyjątkowych miejsc. Opowiadam o wędrówce na szlakach, o kontaktach z ludźmi i zwierzętami. Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą kocham, to zwiedzanie miast i muzeów. Od lat powtarzam moim uczniom, że mieszkając w Rzymie muszą znać to
miasto, jego pałace, kościoły i muzea. Bo jeżeli nie oni, to kto ma je znać? Dlatego
jestem szczęśliwa jeżeli udaje mi się wyjść z nimi na „spacer po mieście”. Zabieramy
czasem także rodziców. To bardzo zabawne wspólne wyjścia.

Sylwia Woźniak: Jak wyobraża sobie Pani swoje życie, swoją karierę bez Szkoły Polskiej w
Rzymie?
Izabela Dziadosz: Co bym robiła gdybym nie pracowała w Szkole Polskiej w Rzymie? Na pewno
znalazłabym dla siebie jakieś inne zajęcie. Ale czy byłoby tak ciekawe, inspirujące,
intrygujące, szarpiące nerwy i satysfakcjonujące? Nie wiem. Chyba nie.

Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Pani Izabeli Dziadosz.




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *