Wiele przewodników, publikacji internetowych czy po prostu relacji
przyjaciół z dalekich podróży zawiera mniej lub bardziej kompletną listę: 7, 10,
czy 100 rzeczy, które ,,prostu trzeba’’ i tu można dowolnie uzupełnić:
zobaczyć… zjeść… przeżyć…
Również i ja, mam taką prywatną listę, na której pośród produktów i
potraw ,,koniecznie do spróbowania”, znalazł się bicerin.
I szczególnie teraz, zimą, choć słońce w mieście dopisuje, z
przyjemnością zasiadam w małej kawiarni, aby rozgrzać się tym prostym, a
jednocześnie wykwintnym turyńskim deserem. Deserem, który zyskał też
miejsce w menu merenda reale – królewskiego podwieczorku.
I niby to nic trudnego. Do jednego dużego kielicha albo szklanki wlać po
kolei espresso, gorącą czekoladę i kremowa śmietankę i nie mieszać, ale jednak,
do smaku potrzeba jeszcze historii bicerin, całkiem odległej, bo liczącej już
ponad 250 lat.
Jak głoszą opowieści i internetowe źródła, na początku był gorący napój:
Bavareisa, składający się z warstw kawy, czekolady i śmietanki słodzonej syropem i podawany w dużych
okrągłych kieliszkach. A potem już całkiem oficjalnie kawiarnia: Caffè Al
Bicerin przy Piazza della Consolata rozpoczęła jego serwowanie w XVIII wieku
pod znaną do tej pory nazwą.
Zachwycali się nim m.in. pisarz Aleksander Dumas i polityk Camillo
Benso Conte di Cavour, który w maleńkim Caffè Al Bicerin bywał regularnie i
miał tu nawet swój ulubiony stolik.
Bicerin, który w 2001 roku został wpisany na listę tradycyjnych (i
chronionych) produktów regionu Piemont, rzeczywiście wart jest swojej tradycji
i smaku.
I choć dziś, wiele jest opinii na temat, w której z historycznych kawiarni
w centrum miasta można wypić najlepszy bicerin, każdy ma prawo do własnych
odkryć i oceny. Smacznego!
A to jeden z dostępnych przepisów:
Korespondencja z Piemontu oraz fotografia: Katarzyna E. Dyrska, prawniczka, pasjonatka nie tylko włoskiej kultury [email protected]