Legendy polskiej muzyki. Czesław Niemen

Czesław Niemen to było zjawisko. Największy fenomen, jaki trafił się polskiej muzyce rozrywkowej w całej jej epoce. Historię jego życia i dokonań czyta się jak encyklopedię, której hasła odsyłają do Polski z czasów, w których żył i tworzył.

Kiedy zaczynał, był tylko zabiedzonym imigrantem z ZSRR, który próbował zaistnieć w Polsce, śpiewając hiszpańskie romanse. Przyjechał ze Starych Wasiliszek w okolicy Grodna na dzisiejszej Białorusi. W czasie krótkiej odwilży po roku 1956 jego rodzina pospiesznie złożyła podanie o pozwolenie przeniesienia do Polski. To była ostatnia chwila, bo jeszcze rok, dwa i o Czesława upomniałaby się Armia Radziecka i zapewne przepadłby na zawsze w czeluściach imperium. A tak – trafił do Polski. Na początku do Świebodzina na Ziemi Lubuskiej, gdzie dziś na rynku stoi ławeczka z artystą. Można się dosiąść i pstryknąć fotkę. Zresztą Niemen bardzo ciepło zapamiętał przyjęcie, jakie im tam zgotowano. Po latach chętnie w Świebodzinie koncertował, a dochód z występów przeznaczał na przykład na wybudowanie w mieście basenu sportowego.

Nad Niemenem

W dodatku, z punktu widzenia afisza reklamowego, nazywał się fatalnie – Juliusz Czesław Wydrzycki. Nazwisko należało więc natychmiast zmienić. Co się dokonało na kanapie w mieszkaniu redaktora Franciszka Walickiego w Gdańsku, który był „tatą polskiego big bitu” w czasach, gdy Czesław wchodził do rodzimej piosenki. Panowie kombinowali różnie, ale obaj doszli do wniosku, że najlepiej będzie zmienić nazwisko na takie, które nawiązuje do rodzimych stron debiutującego śpiewaka. Stanęło na tym, że najlepiej będzie brzmiało: Niemen. Nazwisko prezentowało się dobrze, zwłaszcza że Niemen po piosenkach hiszpańskich przeszedł na rosyjskie, a potem na polskie. Wielkim przebojem początków jego kariery była ostatecznie śpiewka „Mamo, nasza mamo” wykonywana na melodię „Stary niedźwiedź mocno śpi”. To był hit sezonu 1963. Singiel z tym nagraniem rozszedł się w oszałamiającej – jak na owe czasy – liczbie 270 tys. egzemplarzy, ale Niemen się na nim nie dorobił. Przede wszystkim dlatego, że miał poważne kłopoty z uzyskaniem urzędowego potwierdzenia, iż jest artystą, a nie amatorem. A tylko artystom płacono godziwe stawki. Ostatecznie za artystę władza ludowa uznała go dość późno – dopiero wiosną 1964 roku. Ów do tej pory amator zdał egzamin przed Państwową Komisją Weryfikacyjną Ministerstwa Kultury i Sztuki i otrzymał czasowe (na razie dwuletnie) uprawnienia do występów estradowych z zespołem Niebiesko-Czarni. Wystawiono je z niesmakiem i na odczepnego. Egzaminatorzy, ówcześni koryfeusze piosenki polskiej Kazimierz Rudzki i Ludwik Sempoliński, orzekli, że „w dziedzinie śpiewu Niemen jest zupełnym amatorem”. Ale pieczątkę przystawili. Cóż, dla nich miarą pięknego śpiewu była przedwojenna operetka. I odtąd Niemen mógł występować za stawki profesjonalne.

Kancony dla więźniarek

Wcześniej jeden z najbardziej pamiętnych występów Niemena-amatora (stawka za wieczór to była równowartość trzech dolarów według ceny czarnorynkowej) odbył się w zakładzie karnym. Latem 1962 roku zespół Niebiesko-Czarni, w którym wówczas śpiewał, musiał, pod naciskiem organizatorów, włączyć do swego tournée występ w więzieniu dla kobiet w Grudziądzu. Piosenkarz celował wówczas w tych sentymentalnych balladach hiszpańskich i ktoś wpadł na pomysł, by kilka takich piosenek wykonał solo – w przerwie między bigbitowym łomotem. Nieśmiały chłopiec wszedł więc na estradę i zaczął liryczne pieśni. Odzew więziennej damskiej publiczności był początkowo nieprzychylny. Oczekiwała przebojów, a nie sentymentalnego zawodzenia. Organizatorzy chcieli natychmiast odwołać piosenkarza z estrady i przerwać ten żenujący spektakl. Tymczasem niespodziewanie dla wszystkich na widowni zaszła ogromna przemiana już w trakcie drugiej, trzeciej piosenki. Kobiety się zbiorowo popłakały – cała sala więźniarek dosłownie ryczała. „Czesiek skończył i zszedł z estrady. Bez słowa objąłem go i przytuliłem. Wiedziałem już, że odkryłem skarb…” – wspominał po latach Franciszek Walicki.

Ale Niemen robił wrażenie także na kobietach z zupełnie innych sfer niż więzienne. W 1964 roku Polskę odwiedziła Marlena Dietrich, wówczas aktorka już 60-letnia. Dała recital w Sali Kongresowej. Orkiestrą dyrygował sam Burt Bacharach. W pierwszej części koncertu wystąpili Niebiesko-Czarni. Kiedy Niemen zaśpiewał „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”, Marlena przerwała przygotowania do własnego występu i wsłuchiwała się w piosenkę. Następnego dnia poprosiła Czesława, skromnego polskiego kompozytora, o zgodę na włączenie utworu do swego repertuaru. Ten oczywiście czuł się zaszczycony i zgodził się natychmiast. Artystka sama napisała tekst do piosenki, w której żegnała się ze swoją matką i prosiła ją o wybaczenie wszystkich win. Po latach okazało się, że była to najbardziej osobista piosenka wielkiej Marleny.

Warszawa, 01.10.2021. Mural z wizerunkiem Czeslawa Niemena,Image: 635832366, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Wlodzimierz Wasyluk / Forum

Talent bez granic

Fakt, że Czesław Niemen posiada talent bez granic, potwierdzał się rok po roku. Gdy z Niebiesko-Czarnymi występował w paryskiej Olimpii w roku 1966 i usłyszał francuską piosenkę o Warszawie pod tytułem „A Varsovie”. Autor słów Pierre Delanoë zresztą lubił pisać o miastach. Niemen podchwycił pomysł i z miejsca poprosił listownie kolegę z radia, redaktora Marka Gaszyńskiego, by on mu napisał tekst o Warszawie. Niemen dokomponował muzykę i tak powstała nowa piosenka o stolicy, bo niby dlaczego mają o Warszawie pisać Francuzi? Gaszyński tekściarzem nie był, ale napisał, jak umiał. Niemen tekst wygładził, zaśpiewał i dzisiaj klub piłkarski Legia Warszawa ma swój hymn zaczynający się od słów: „Mam tak samo jak ty, miasto moje, a w nim…”.

Z latami Niemen rozwijał się w wielu kierunkach jednocześnie. Śpiewał wiersze Norwida do własnej muzyki (słynny „Bema pamięci żałobny rapsod”), komponował brzmienia elektroniczne (płyta „Niemen Enigmatic”), doskonale czuł się w rocku progresywnym i w jazz-rocku. Z sukcesem wykonywał piosenkę poetycką – śpiewał do własnej muzyki zarówno wiersze Mickiewicza, jak i Iwaszkiewicza. Nie mówiąc już o białoruskich czastuszkach, które wykonywał a capella, nakładając swój głos kilkunastokrotnie („Jodełki, sosenki”). Pisał dla kina (to on w „Weselu” A. Wajdy śpiewa „Miałeś, chamie, złoty róg…”) i dla teatru. Z powodzeniem koncertował w klubach i na estradach całej Europy – od Włoch po Finlandię.

Dziwny jest ten Niemen

Ale piosenkę, która najsilniej związała się z jego osobą, czyli „Dziwny jest ten świat”, nagrał jeszcze w roku 1967. Niemen długo dojrzewał do tego utworu. Długo słuchał amerykańskiego soulu i kiedy do gotowego podkładu nagrał tę swoją słynną partię wokalną, wszyscy w studiu zdębieli. Nigdy wcześniej nikt nie słyszał czegoś podobnego nad Wisłą. Reżyser dźwięku stał osłupiały, osłupiały stał też przed mikrofonem sam Czesław. Bo nie wiedział, co to znaczy: powtórzyć, zostawić, zmienić? No i niestety trzeba było powtórzyć, ponieważ Niemen dobył z gardła głos tak potężny, że wszystkie strzałki parametrów dźwięku znalazły się na czerwonym polu – nastąpiło drastyczne przesterowanie. No więc powtórzył raz i drugi, nagrało się ciszej, ale to już było nie to. Nie ma cudów – ten numer musiał być na ostro. I w rezultacie na płytę powędrowało nagranie z tym pierwszym, przesterowanym wokalem. Piosenkę po raz pierwszy publicznie zaprezentował na Festiwalu w Opolu w 1967 roku. Podczas prób artysta tylko coś tam zamarkował do mikrofonu. I wyraźnie poprosił panów inżynierów dźwięku: „Proszę, żeby panowie nie regulowali mikrofonu, ja sam będę miksował”. Chodziło o to, żeby się nie przestraszyli i go nie ściszyli, bo wówczas cały efekt prysnąłby jak przekłuty balon. Kiedy Niemen wyszedł na estradę – a transmitowała go telewizja! – z włosami ostrzyżonymi na pazia, do tego w chłopskiej sukmanie, kiedy wykrzyczał ten swój płomienny manifest, wszyscy – i publiczność, i jurorzy, i organizatorzy – w lot chwycili, że to jest fenomen. Tyle że nie wiadomo jeszcze wtedy było, jak się wobec niego ustawić. Zaczęły się nerwowe narady na zapleczu pod hasłem: „Kto tu wpuścił tego wariata, nie tak ma wyglądać piosenka w kraju budującym socjalizm!”, i podobne. Ale coś trzeba było z tym gorącym kartoflem zrobić i Włodzimierz Sokorski, ówczesny przewodniczący Komitetu do spraw Radia i Telewizji, zdecydował przyznać Niemenowi taką „nagrodę boczną”, mianowicie – „za walory ideowe tekstu”. No, jakoś wybrnięto!

Dla Polaków – niezależnie od epoki, środowiska i poglądów – pieśń Niemena pozostaje hymnem nadziei. To „muzyczny płomień”, który wspiera, umacnia, motywuje kolejne pokolenia rodaków. Przypomina, że nie jesteśmy sami, że „ludzi dobrej woli jest więcej”. Wystarczy się tylko rozejrzeć, policzyć i – zmieniać świat na lepsze!

Czesław Niemen zmarł 17 stycznia 2004 r., a 30 stycznia o godzinie 13.30 w momencie, gdy urnę z prochami muzyka składano w katakumbach na Starych Powązkach w Warszawie, niemal wszystkie stacje radiowe jednocześnie nadały piosenkę „Dziwny jest ten świat”. W świat zaś poniosło się: „…lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.

Tekst Wiesław Kot, Doktor nauk humanistycznych ze specjalnością literatura współczesna, profesor uniwersytecki SWPS, krytyk filmowy i publicysta. Autor ponad 30 książek, w tym ostatnio wydanej: „Manewry miłosne. Najsłynniejsze romanse polskiego filmu”.

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za granicą 2021 r.
*Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Źródło DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *