Aleksander Fredro – krytyczny entuzjasta dawnej Polski

W swoich komediach ośmieszał tych, którzy do zgody się nie garną, a siebie uważają za pępek świata. Z ustanowienia Sejmu rok 2023 jest rokiem Aleksandra Fredry – najwybitniejszego polskiego komediopisarza, a także żołnierza kampanii napoleońskich.

Fredro urodził się w zubożałej rodzinie szlacheckiej w 1793 roku, w południowo-wschodnim rożku dzisiejszej Polski – ziemi przemyskiej, „z dawien dawna gniazdowej siedzibie rodziny Fredrów” – jak napisał po latach. Wykształcenie i szlachecką ogładę dawali mu „guwernerzy” najniższej rangi, bo tylko na takich było stać zubożałą szlachtę: „Pan Płachetko nic nie robił, nie robiłem i ja nic. Polowałem i jeździłem konno”. Nic więc dziwnego, że już w wieku 16 lat zaciągnął się – z ojcowskim przyzwoleniem – do Wojska Księstwa Warszawskiego po dowództwem Księcia Józefa Poniatowskiego. Już w 1912 r. jako żołnierz armii napoleońskiej wyrusza na Moskwę. Z tym, że już zimą tego samego roku, podczas wielkiego odwrotu francuskiej armii, omal nie runął w odmęty lodowatej Berezyny, kiedy jego koniowi obsunęła się noga na prowizorycznym moście. Przekradł się do Drezna i wkrótce stał się oficerem łącznikowym samego Napoleona. Tu także ocierał się o śmierć, a to z tego powodu, że często bywał w otoczeniu Napoleona, w którego sztab wymierzone były wszystkie działa. Wkrótce wystąpił z wojska w Paryżu i wrócił w rodzinne strony, na początek do majątku Rudki: „Wyjechaliśmy razem, nie z równych pobudek,/ Napoleon na Elbę, ja prosto do Rudek”.

Zakochany rymopis

Przygodę z literaturą zaczął Fredro już w wojsku od krotochwilnych wierszyków. Jeden z nich streszczał awanturę, jaką wywołał jego pułkowy kolega, gdy Aleksander przez pomyłkę zabrał jego dolną bieliznę. Kolega czyni wyrzuty służącemu: „Franciszku! Gdzież są gacie moje?”. Cały pułk znał ten wierszyk na pamięć i zanosił się od śmiechu. Młody oficer popisywał się także poezją obsceniczną, której nawet dzisiaj przy damach czytać nie należy. Choć na przykład Daniel Olbrychski w latach 80. czytał ją na antenie Radia Wolna Europa.

Nudząc się na prowincji, były wojskowy zaczął pisać farsy, choć bez szczególnego polotu. Zdarzało się zatem, że sam autor, zawstydzony, wycofywał je z teatru po jednym przedstawieniu. I byłby zrezygnował z pisania dla teatru, gdyby – całkiem niespodziewanie – jego komedia „Pan Geldhab” (1821) nie spodobała się w Warszawie. Fredro tak dalece bał się kompromitacji w stolicy, że polecił wystawić swój dramat anonimowo. Tak było i z następnymi sztukami, gdyby jeden z dyrektorów teatrów lwowskich nie umieścił – wbrew wyraźnemu zakazowi autora – jego nazwiska na afiszu. Fredro przebywał wtedy we Włoszech, machnął więc ręką i od tej pory podpisywał wszystkie swoje dramaty.

W tym czasie z siłą pioruna spadła na niego miłość – do dziewiętnastoletniej Zofii z hrabiów Jabłonowskich. Niestety matka wydała Zofię za bajecznie bogatego ekscentryka Stanisława Skarbka. O nim wiele mówi fakt, iż ze Lwowa do Wiednia podróżował karetą wyposażoną w łoże, a kiedy dotarł do celu, wchodził jeszcze do hotelu, aby wyspać się do syta. Zakochani spotykali się ukradkiem aż do roku 1827, kiedy to formalnie unieważniono małżeństwo Zofii z hrabią Skarbkiem. Ostatecznie jednak jesienią 1828 roku Zofia i Aleksander pobrali się i zamieszkali we dworze w Beńkowej Wiszni (wieś w obwodzie lwowskim); tam też urodził im się pierwszy syn Jan Aleksander. Mimo wszystko jednak małżeństwo Fredrów uważane było w wyższych sferach towarzyskich za skandal.

Szlachta – krew z krwi

Wszystkie „spliny” i „czarne melancholie”, które go nawiedzały przez całe życie, rozwiązywał w swoich komediach na sposób humorystyczny. Kilkuletnie cierpienia nieszczęśliwie zakochanego oddał w brawurowej komedii „Damy i huzary” (1825). Tu intryga, w trakcie której każda z osób na scenie gra kogoś innego niż jest, pędzi w tempie galopu. W tempie galopu pracował również sam autor. Upadek powstania listopadowego (1830) – tragedia, którą mocno przeżył, paradoksalnie przejawiła się najświetniejszymi komediami, jakie wyszły spod jego pióra. To wtedy właśnie powstał „Pan Jowialski”, „Śluby panieńskie” i „Dożywocie”. A 17 lutego 1834 roku to jedna z najważniejszych dat w historii polskiej literatury. Tego dnia bowiem we Lwowie miała premierę „Zemsta” Aleksandra hr. Fredry. Tutaj niezapomniane postacie dwóch lokatorów tego samego zamczyska, Cześnik i Rejent, uosabiają wszystko, co było w polskiej szlachcie jednocześnie zabawne i ponure. Wprawdzie sztuka kończy się małżeństwem i zawarciem zgody (wymuszonej!), ale nie przesłania to faktu, iż sportretowana tu szlachta tonie wręcz w odmętach obłudy, zakłamania, braku zasad moralnych, a zwłaszcza chciwości. Bohaterowie jego komedii byli jakby żywcem wyjęci z polskiej historii, z gawędy szlacheckiej, z opowieści sąsiedzkich. „Dla mnie żyją, gdzieś ich widziałem, gdzieś słyszałem, gdzieś znałem – pamięcią kopiowałem rys po rysie…” – tłumaczył.

.

Foto DlaPolonii.pl

W szponach melancholii

I właśnie wtedy, kiedy Fredro był u szczytu powodzenia, zamilkł, jako komediopisarz, na całe 20 lat. Zdecydował się na ten krok po fali ataków na jego sztuki, którym zarzucano szkalowanie szlachty, „najwspanialszych synów naszej ojczyzny”, i to w czasach, gdy ta ojczyzna „jęczała w niewoli”. Zdaniem krytyków miało to charakter zdrady narodowej. Nawet honorowe obywatelstwo Lwowa (1839) otrzymał nie jako autor ogromnie popularnych sztuk teatralnych, lecz za pracę na rzecz Towarzystwa Kredytowego. W odpowiedzi na te ataki Fredro pogrążył się w „melancholii”, którą dziś nazwalibyśmy głęboką depresją.

Z czasem Fredro wrócił do pisania komedii, ale tylko na użytek domowy; nie proponował tych tekstów teatrom: „Ale już dzisiaj tworzę tylko dla szuflady,/ Po pochwałom nie wierzę, za późno na rady”. W tych późnych komediach Fredro wylewa żal za odchodzącym światem, a przede wszystkim narzeka na nowe czasy, których nie rozumie i nie potrafi zaakceptować. W „Panu Geldhabie” z goryczą przedstawia galicyjskiego szlachcica Ambrożego Jenialkiewicza, który w nowych czasach czuje się jak ryba w wodzie. Jest w stanie przeprowadzić każde trudne przedsięwzięcie, wcielić w życie każdy zamysł, ominąć każdą trudność. Człowiek pozbawiony zasad, śliski, dla którego liczy się tylko kariera i pieniądze.

Z karabelą u pasa

Tymczasem sam Fredro pod koniec życia występuje do władz o pozwolenie na noszenie karabeli – szabli szlacheckiej na znak przywiązania do obyczajów dawnej Rzeczpospolitej. Umiera znękany chorobami w wieku 83 lat, 15 lipca 1876 roku. Kondukt pogrzebowy przeszedł ulicami Lwowa, ale ciało złożono w jego parafialnym kościele w Rudkach w krypcie rodzinnej. Odejście pisarza było aktem na tyle doniosłym, że kilkakrotnie wykonano jego fotografię trumienną – w czasach kiedy fotografowanie stanowiło wybitną nobilitację.

Krypta w kościele w Rudkach za czasów radzieckich mocno ucierpiała, więc w roku 1990, po 114 latach od pierwszego, odbył się powtórny pochówek autora „Zemsty”. Szczątki złożono w dębowej trumnie umieszczonej w sarkofagu z piaskowca. Rodzinę Fredrów reprezentowała prawnuczka pisarza.

Tekst Wiesław Kot, doktor nauk humanistycznych ze specjalnością literatura współczesna, profesor uniwersytecki SWPS, krytyk filmowy i publicysta. Autor ponad 30 książek, w tym ostatnio wydanej: „Manewry miłosne. Najsłynniejsze romanse polskiego filmu”.

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za granicą 2023 r.
*Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Źródło DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *