Kobiety przez duże K. Polki w Italii nie zawsze słonecznej. Beata Brożek: Nie lubię słowa spełniona – jest takie zamykające, a ja ciągle zmieniam się i rozwijam.

W zamierzeniu Redakcji – Polki w Italii nie zawsze słonecznej – to cykl reportaży i wywiadów Ewy Trzcińskiej o Polkach zamieszkujących Półwysep Apeniński.

Jakie one są? Jak sobie radzą we Włoszech? Z danych statystycznych wynika, że we Włoszech zdecydowanie jest więcej kobiet niż mężczyzn z Polski, oddajmy im głos. Opowiedz mi swoją historię…

Nie lubię słowa spełniona – jest takie zamykające, a ja ciągle zmieniam się i rozwijam

Beata Brożek w rozmowie z Ewą Trzcińską

Urodzona w Milanówku pod Warszawą, do wyjazdu do Włoch mieszkała w Pruszkowie i Komorowie. Absolwentka Wydziału Geologii UW, uzyskała też Master in Marketing and Business Management na SGH w Warszawie. Ukończyła również roczne podyplomowe studium nauczania.

.

.

Manager operujący na rynku farmaceutycznym, w marketingu, business development i general management/zarządzanie. Pracowała w Polsce, Szwajcarii, Włoszech i Wielkiej Brytanii.

Entuzjastyczna dyletantka squasha, siatkówki, nurkowania, biegania, jazdy na nartach i jazdy na rowerze. Uwielbia łazić po górach, zwiedzać piękne miasta, zachwycać się sztuką i czytać. Niezmordowana wolontariuszka udzielająca się od lat w Women&Tech i mniejszych, lokalnych inicjatywach. Mentorka i jedna z założycielek programu WEP, mentora Elle-Active.

Mama Ali i Mateusza i… żona Mario, z którym od ponad 20 lat tworzy polsko-włosko-szwedzki dom w Mediolanie.

Beato, zaczniemy klasycznie – jak zaczęła się Twoja włoska przygoda?

Zaczęła się od mojego męża. Gdy się pobraliśmy, pojawiło się pytanie, gdzie będziemy mieszkać. Mario ma polskie pochodzenie i świetnie mówi po polsku więc jedną z opcji była też Warszawa. Jednak ja miałam wielką ochotę na wyjazd z Polski i co za tym idzie, wielką przygodę i nowe życie! W Polsce miałam ugruntowaną pozycję społeczną i zawodową, wszystko było dość przewidywalne … wiec wiało nudą 

Zawodowo przeszłaś długą drogę…

Tak, to prawda. W Polsce pracowałam w sektorze farmaceutycznym, zrobiłam bardzo szybką karierę i od lat zajmowałam kierownicze stanowiska. Ostatnim był country manager na Polskę z odpowiedzialnością za Środkową Europę. Po przyjeździe do Włoch byłam zawodowo absolutnie nikim! Przez pierwszy rok zamykałam  jeszcze pracę w starej firmie, ale potem zostałam sama.

Nie mówiłam po włosku, myślałam, że angielski będzie wystarczający; nie miałam kontaktów, ani żadnego doświadczenia z rynkami Europy Południowej. Planowany Master na Bocconi nie wchodził w grę, bo musiałabym mieć zajęte wszystkie weekendy, a te były zarezerwowane dla Ali, mojej córki.

Przeprowadzka była rewolucją w jej życiu: w przeciwieństwie do życia wśród bardzo licznej rodziny w Polsce, tu byliśmy sami (Mario nie ma żadnej rodziny we Włoszech). Obcy kraj, obcy język, szkoła międzynarodowa… weekendy musiały być nasze.

Rozpoczęłam od „łapania” wszystkich możliwych kontaktów, pomógł mi z tym oczywiście też Mario, byli koledzy, headhunterzy z Polski, znajomi. Szybko zrozumiałam, że muszę robić coś innego niż to, co byłoby klasyczną pozycją menadżerską w firmie. Wymyśliłam sobie to, co dzisiaj nazywa się „Temporary Management” czyli praca na jasno określonych celach i w ściśle określonym terminie (np. 10 miesięcy). Oczywiście w sektorze farmaceutycznym miałam wiele do zaoferowania, ale kulturowo, zupełnie nie pasowałam do Włochów więc pierwszy kontrakt podpisałam z międzynarodową firmą w Lugano. Pracowałam 2/3 dni w tygodniu (Ala) i zajmowałam się tak zwanym „Business Development”. Po dwóch latach współpracy ta właśnie firma poleciła mnie włoskiej firmie z Mediolanu, która chciała rozwijać się międzynarodowo. I tak to się potoczyło… Po paru latach otworzyłam własną firmę konsultingową, do której po jakimś czasie dołączył również mój mąż. Powoli budowałam swoją pozycję zawodową.

.

.

Cztery lata temu zostałam zaproszona do przeprowadzenie restrukturyzacji firmy francuskiej, stworzenie i realizację nowego planu strategicznego … i tak powróciłam po latach do pracy w firmie i do stanowiska country manager …

Czujesz się spełniona zawodowo i osobiście?

Nie lubię słowa spełniona – jest takie zamykające, a ja ciągle zmieniam się i rozwijam. Z pewnością jestem bardzo zadowolona z tego co robię. 

Codziennie dzieje się coś nowego i ciekawego, codziennie czegoś się uczę, to bardzo stymulujące. Po prostu bardzo też lubię moją pracę i moich kolegów, spotykam wielu interesujących ludzi, mam duży wpływ na to co dzieje się wokół mnie, jestem też ceniona i często dostaję wyrazy sympatii i uznania… Jednym słowem: jest dobrze 🙂 

Udało mi się też zbudować moje życie towarzyskie, mam przyjaciół, znajomych. Co ciekawe odkryłam siłę solidarności świata kobiet. To ten świat daje mi dodatkowy oddech, niebanalne inspiracje i ekstra siłę w ciężkich chwilach. Koleżanki z pracy, mamy ze szkoły, koleżanki z organizacji Women&Tech i oczywiście moje cudowne Lwice Mediolanu dodają mi skrzydeł 🙂 

Czy to, że jesteś Polką w jakiś sposób Ci pomaga, przeszkadza czy po prostu nie ma znaczenia?

Bycie Polką, czy szerzej obcokrajowcem jest moim zdaniem ogromnym obciążeniem. Nigdy nie mówimy perfekcyjnie w lokalnym języku, nie znamy świetnie lokalnej kultury, nie imponujemy cytatami z literatury ani znajomością kulisów polityki. Jednym słowem stajemy się „głupsi”, ale z drugiej strony wnosimy coś nowego i odmiennego do każdego środowiska w jakie wkraczamy; dajemy nową perspektywę, nowy punkt widzenia, więc jesteśmy interesujący i inspirujący. 

Jako Polka dodatkowo reprezentuję bardzo odmienny sposób bycia kobietą, w porównaniu do klasycznego wzorca – jestem bardziej bezpośrednia, ostra, niezależna, pewna siebie, taki mały kataklizm ;))) W sytuacjach krytycznych uśmiecham się szeroko i mówię „sono una straniera” („jestem cudzoziemką” tłum. Redakcja)

Beata Brożek to przede wszystkim…

Pełna energii uśmiechnięta osoba. 

Spotkałyśmy się już ładnych kilka lat temu na konferencji w Mediolanie, byłaś jedną z prelegentek. Świetnie przygotowana, mówiąca doskonale po włosku… tylko to nazwisko… Pomyślałam sobie: „jeśli to Polka to rewelacyjnie nas reprezentuje”. Czujesz się taka ambasadorką Polski we włoskim świecie biznesu?

Tak, jestem dumna z tego jacy jesteśmy i jak ukształtowała mnie Polska…  Przebojowość, poczucie odpowiedzialności, pracowitość, fantazja, ale też przygotowanie zawodowe, wysoka kultura i bardzo dobre ogólne wykształcenie, to cechy, które zabrałam z Polski.

Interesujesz się tym, co dzieje się w Twoim kraju ojczystym? Twoje dzieci mówią po polsku, przekazujesz im historię i tradycje kraju pochodzenia?

 Jestem Polką i nic tego nie zmieni. W naszym domu mówimy po polsku, a błędy językowe, jeśli się pojawią, są bezlitośnie wytykane! Nasza biblioteka jest pełna polskich książek, dzieci chodziły do polskiej szkoły; mówią, piszą i czytają po polsku. Mateusz wychował się na Lokomotywie i uwielbiał przygody Tomka Wilmowskiego. Ala zna wszystkie utwory Taco Hemingwaya, co roku jedzie na „Opener” i zabiera tam przyjaciół z całego świata … No i oczywiście wszyscy oni muszą przeczytać przynamniej jedno opowiadanie Sapkowskiego (bo film jest do niczego!).

Często i chętnie bywamy w Polsce, wtedy też zawsze chodzimy do teatru. Robimy wycieczki po Polsce, objadamy się polskim jedzeniem, obchodzimy też po polsku święta, czytamy i dyskutujemy o sytuacji społecznej i politycznej w kraju … Ostatnio Mateusz pierwszy raz przeżywał 1 listopada w Polsce i mimo że to smutny dzień to był tym doświadczeniem po prostu oczarowany. 

Co dało ci życie we Włoszech a co zabrała emigracja z Polski?

Życie we Włoszech stworzyło i rozwinęło drugą cześć mojej osobowości, tę włoską: więcej się uśmiecham, lepiej radzę sobie z relacjami międzyludzkimi, ale też nauczyłam się np. dużo lepiej negocjować. Moja kultura poszerzyła się, to samo dotyczy znajomości historii, rozumienia procesów społecznych, polityki. Nowe odmienne doświadczenie poszerza horyzonty…

Poza tym Włochy to też cudowny kraj. Każda podróż, nawet do mało znanych zakątków jest nowym, wspaniałym odkryciem, nie wspomnę już o nartach, żeglowaniu itd.

Co straciłam? Poczucie swojskości, bezpieczeństwa, silny sens przynależenia. Straciłam też cześć mojej bazy społecznej – kontakty, znajomości, przyjaźnie.

Tu, gdzie mieszkam, we Włoszech zawsze jestem „inna”, czasem nawet „obca” … 

Co możesz doradzić młodym Polkom: co zrobić, aby w Italii dobrze się czuć, przy wielu różnicach kulturowych, które poznaje się przy dłuższym pobycie? 

Być otwartym na wszystkie kontakty, inne obyczaje, inne sposoby. Chłonąć jak najwięcej i poznawać „to nowe” jak najszybciej, nie grymasić i nie porównywać. A potem wybrać kto i co nam odpowiada, a kto i co nie …

.

.

Stworzyć sobie własny świat i własny model bycia „Polką we Włoszech”. Cieszyć się każdym nowym doświadczeniem, bo to daje dużo pozytywnej energii. Pielęgnować polskie korzenie i polskie kontakty, bo do pozwala odetchnąć w naszym bezpiecznym, swojskim ciepełku zanim znowu rzucimy się w obcy świat. 

Patrząc z Twojej perspektywy, może też przez własne doświadczenia – z jakimi problemami i ograniczeniami borykają się polskie kobiety tutaj, w Italii?

To mogę obserwować przede wszystkim na polu zawodowym. Ogólnie rynek pracy we Włoszech jest bardzo trudny dla przyjezdnych i młodych ludzi i jeszcze trudniejszy dla kobiet. 

Gender Employment Gap jest jedna z największych w Europie, to samo dotyczy Global Gender Gap. Bardzo dobra znajomość włoskiego jest niezbędna. Wielu Włochów jest bardzo przyjaznych i otwartych w kontaktach osobistych, ale to nie przekłada się zupełnie na kontakty zawodowe. W Italii bardzo ważne są kontakty i przynależność do jakiejś grupy; to cały system polecania, rekomendowania. Bez nich nowy start jest jeszcze trudniejszy. No i oczywiście ciągle obecny tradycyjny model kobiety jako matki, żony.

.

Beata Brożek jako Mediolańska Lwica, Polska

.

Aby zakończyć pozytywnie: jako te „inne” mamy też szansę być bardziej widoczne i zdobyć więcej dzięki przebojowości, odmienności jaką oferujemy.

Jako te „straniere” czyli cudzoziemki mamy prawo do naszych małych dziwactw, za jakie Włosi uważają np. niechęć do oglądania filmów, gdzie znanych aktorów się dubinguje (staram się chodzić na firmy w wersji oryginalnej lub w Polsce), ale też… tęsknotę za polskim chlebem (właśnie przywiozłam z Polski zapas; choć na krótko, ale mam!) czy zupami. Brakuje mi też polskich elementów świątecznych – dzielenia się opłatkiem przy dźwiękach kolęd czy zanoszenie koszyczka ze święconką. Czego co polskie Tobie brakuje, a co włoskie nadal zadziwia lub jest nie do przyjęcia?

Ciągle „jestem w kontraście” do włoskiego wizerunku kobiety, zarówno tego reprezentowanego przez mężczyzn, jak i kobiety… Widzę też, że ja jako kobieta jestem dla Włochów nie do końca zrozumiała…, ale po tych wszystkich latach machnęłam ręką i przestałam się tym przejmować…

Czego mi brakuje?

Brakuje mi nieba z naszymi chmurami, naszej muzyki z lat 80-tych i 90-tych, filmów, teatru…

I naszej pięknej Wisły. Gdy tylko jestem w Warszawie, od razu lecę nad Wisłę i maszeruję albo jadę na rowerze wzdłuż brzegów…

Beato, bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy, może w szerszym gronie razem z naszymi kochanymi Mediolańskimi Lwicami, które choć w ten sposób pozdrawiamy…

Z Beatą Brożek rozmawiała Ewa Trzcińska

Zdjęcia z archiwum Beaty Brożek




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *