Kobiety przez duże K: Polki w Italii nie zawsze słonecznej

W zamierzeniu Ewy Trzcińskiej, dziennikarki naszej Redakcji – Polki w Italii nie zawsze słonecznej – to cykl reportaży i wywiadów o Polkach zamieszkujących Półwysep Apeniński.

Jakie one są? Jak sobie radzą we Włoszech? Z danych statystycznych wynika, że we Włoszech zdecydowanie jest więcej kobiet niż mężczyzn z Polski, oddajmy im głos.

Opowiedz mi swoją historię…

Ostatnie wybory do polskiego parlamentu pokazały jak mocno Polacy mieszkający we Włoszech czują się związani z Ojczyzną. Wy też stałyście po kilka godzin, aby oddać swój głos, wierząc, że jest ważny…

.

.

Mieszkacie już wiele lat w Italii, zacznijmy klasycznie naszą rozmowę – jak zaczęła się Twoja włoska przygoda?

Beata Brożek: Zaczęła się od mojego męża. Gdy się pobraliśmy, pojawiło się pytanie, gdzie będziemy mieszkać. Mario ma polskie pochodzenie i świetnie mówi po polsku więc jedną z opcji była też Warszawa. Jednak ja miałam wielką ochotę na wyjazd z Polski i co za tym idzie, wielką przygodę i nowe życie! W Polsce miałam ugruntowaną pozycję społeczną i zawodową, wszystko było dość przewidywalne … wiec wiało nudą!

Aneta Malinowska: Moja przygoda a raczej perypetie zaczęły się tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. W lutym 2004 roku przyjechałam po raz pierwszy do Włoch, do Orta Nova w regionie Apulia. Był to swoisty obóz pracy, gdzie płaca i warunki mieszkaniowe były opłakane a w samym magazynie, w którym spędzaliśmy do 12 godzin było niesamowicie zimno. Pilnujący nas boss dbał o to by szybko pracować. Nie było wolno się zatrzymać nawet na chwilę, bez jego zgody iść do toalety, o rozmawianiu czy śmianiu się nie wspominając. Nie było wolno zachorować, pracowało się również z gorączką… Po kilku miesiącach udało mi się uciec do Toskanii, gdzie pracowałam od rana do wieczora w barze. Tu jedna z Włoszek znalazła mi pracę z zamieszkaniem w Bolonii jako niania. Od tego momentu byłam spokojniejsza – powoli zaczęłam uczyć się języka, mogłam też sprowadzić mojego 9 letniego syna. Miałam już do czego…

.

.

Aleksandra Seghi: We Włoszech mieszkam od 1998 roku, na stałe od 2001. Jestem magistrem filologii włoskiej, studiowałam na UW. Podczas studiów, w lato lub zimę, wyjeżdżałam szkolić język włoski u źródła. Podczas takiego jednego wyjazdu do Włoch poznałam mojego byłego męża i tak się to wszystko zaczęło.

Iwona Popczak: Chciałam zarobić na studia, odciążyć rodzinę, być niezależna finansowo. Poza tym zawsze mnie ciągnęło do Włoch. Mam włoskie korzenie i odkąd pamiętam moim marzeniem było przyjechać do Włoch i zwiedzić kraj przodków. Najpierw przyjeżdżałam tu podczas wakacji, opiekowałam się dziećmi w neapolitańskiej rodzinie. W ten sposób zarabiałam sobie na studia. Później obroniłam pracę magisterską (jestem historykiem z wyksztalcenia) i postanowiłam zostać na kilka miesięcy, doszlifować język a później wrócić do Polski, podjąć prace w szkole, tak jak moja przyjaciółka Dorota, z która byłam tutaj. Ona wróciła, ja zostałam. Minęło ponad 20 lat a ja tu dalej mieszkam…

Zuzanna Brocka: W 1992 r. poznałam mojego włoskiego męża na kursie językowym w Cambridge w Wielkiej Brytanii. W 1994 r. przeprowadziłam się na stałe do Włoch. Mieszkam tutaj zatem od prawie 30 lat, czyli większą część mojego życia.

Rodzice wychowali nas na osoby otwarte i ciekawe świata. Zawsze byli gotowi wspierać nasze pasje i marzenia. Bardzo im zależało, żeby każda z nas znała przynajmniej dwa obce języki. Dzięki naszym rodzicom, ja i moje siostry możemy się dzisiaj zdefiniować jako obywatelki świata. Osobiście jednak nigdy nie planowałam zamieszkać poza Polską, a tym bardziej we Włoszech. W moim przypadku, poszłam po prostu za głosem serca. Przeprowadziłam się do Bel Paese ponieważ mój mąż jest Włochem.

Czujesz się spełniona zawodowo i osobiście?

Aneta Malinowska: Dziś z pewnością mogę powiedzieć tak. Syn wyrósł i już pracuje, dokłada się do domowego budżetu i dba o porządek…

Od 2 lat mam własną działalność jak fotografka i artystka. Jestem dosyć znana w moim otoczeniu zarówno polskim jak i włoskim, co oczywiście pomaga w zdobyciu nowych klientów czy nawiązywaniu nowych współpracy. Prowadzę też blog po włosku o ciekawostkach i okolicach Bolonii, to także daje mi dodatkową możliwość pokazania się od strony zawodowej.

Beata Brożek: Nie lubię słowa spełniona – jest takie zamykające, a ja ciągle zmieniam się i rozwijam. Z pewnością jestem bardzo zadowolona z tego co robię. 

Codziennie dzieje się coś nowego i ciekawego, codziennie czegoś się uczę, to bardzo stymulujące. Po prostu bardzo też lubię moją pracę i moich kolegów, spotykam wielu interesujących ludzi, mam duży wpływ na to co dzieje się wokół mnie, jestem też ceniona i często dostaję wyrazy sympatii i uznania… Jednym słowem: jest dobrze! 

.

.

Udało mi się też zbudować moje życie towarzyskie, mam przyjaciół, znajomych. Co ciekawe odkryłam siłę solidarności świata kobiet. To ten świat daje mi dodatkowy oddech, niebanalne inspiracje i ekstra siłę w ciężkich chwilach. Koleżanki z pracy, mamy ze szkoły, koleżanki z organizacji Women&Tech i oczywiście moje cudowne Lwice Mediolanu dodają mi skrzydeł! 

Kamila Niekraszewicz: Jak najbardziej. Urodzenie dzieci spełniło mnie jako Matkę, ale przede wszystkim Kobietę. Moje serce wciąż pozostaje w Polsce. I nie zakładam, że w przyszłości nie wrócę do Polski. Dlatego tak, jak najbardziej interesuje mnie wszystko co się dzieje w Polsce; jest tam moja najbliższa rodzina, przyjaciele i główna siedziba firmy. Ja mówię wyłącznie po polsku z moimi dziećmi.

.

.

Czy to, że jesteś Polką w jakiś sposób Ci pomaga, przeszkadza czy po prostu nie ma znaczenia?

Aleksandra Seghi: Tylko małej garstce Polek udaje się tu zdobyć sukces zawodowy. Jest trudno, jest pod górę i potrzeba ogromnego samozaparcia w dążeniu do zamierzonego celu. Przez pięć lat prowadziłam własną włoską firmę i pamiętam jak raz na jakiś czas wstępowałam do Izby Handlowej w Pistoi i pytałam, czy są jakieś pomoce dla przedsiębiorców w wieku do 30 lat. Zawsze odchodziłam z kwitkiem. Myślę, że dobrym rozwiązaniem dla nas jest współpraca polsko – włoska. Albo sprzedaż czegoś włoskiego w Polsce albo na odwrót. W Bolonii mamy wspaniale działającą Polską Izbę Biznesową we Włoszech CAPI, która pomaga na polu biznesowym. Cieszę się, że powstała i to właśnie dzięki prężnie działającym Polkom w Italii – coś wiesz na ten temat, prawda? W końcu tak jak ja, gdzie się pojawiasz … łączysz Polki.

.

.

Sukces zawodowy nie zależy od pochodzenia. Zależy od silnej osobowości, wiary w siebie, nieustannego dążenia do celu, wykorzystywania możliwości jakie daje nam rynek (projekty, współpraca itp.)

Beata Brożek: Bycie Polką, czy szerzej obcokrajowcem jest moim zdaniem ogromnym obciążeniem. Nigdy nie mówimy perfekcyjnie w lokalnym języku, nie znamy świetnie lokalnej kultury, nie imponujemy cytatami z literatury ani znajomością kulisów polityki. Jednym słowem stajemy się „głupsi”, ale z drugiej strony wnosimy coś nowego i odmiennego do każdego środowiska w jakie wkraczamy; dajemy nową perspektywę, nowy punkt widzenia, więc jesteśmy interesujący i inspirujący. 

Jako Polka dodatkowo reprezentuję bardzo odmienny sposób bycia kobietą, w porównaniu do klasycznego wzorca – jestem bardziej bezpośrednia, ostra, niezależna, pewna siebie, taki mały kataklizm (śmiech). W sytuacjach krytycznych uśmiecham się szeroko i mówię „sono una straniera” („jestem cudzoziemką” tłum. Redakcja)

.

.

Iwona Popczak: W żadnym wypadku! Sukces trzeba sobie wypracować, bez względu na pochodzenie. To jest coś, co zależy wyłącznie od nas, od naszej pracy i odrobiny szczęścia.

Jak tylko mogę to jadę do Polski odwiedzić rodzinę, pobyć z przyjaciółmi. Tu, we Włoszech staram się promować nasz kraj zachęcając znajomych do zwiedzania Polski. Założyłam stowarzyszenie polsko-włoskie pokazujące kulturę i sztukę obydwu państw. Nasze losy na przestrzeni wieków wielokrotnie się splatały. Trzeba o tym pamiętać. Mam nadzieję, że dzięki mojemu stowarzyszeniu uda mi się zorganizować spotkania i eventy promujące Polskę jako państwo nowoczesne, warte zobaczenia. Ważny dla mnie jest też aspekt biznesowy, Polska jest krajem, w którym warto inwestować.

Aneta Malinowska: Osobiście bardzo mi to pomaga, rodacy często szukają współpracy z Polakami we Włoszech nie tylko ze względu na lepsze porozumiewanie się, ale również dlatego, że często wolą wesprzeć swoich i z nimi współpracować.

.

.

Aneto, znamy się już trochę, od lat obserwuję, ile robisz dla Polonii mieszkającej w Bolonii i okolicach, co Cię tak napędza?

Aneta Malinowska: Napędza mnie chęć bycia pożyteczną w moim otoczeniu. Lubię widzieć innych jak sobie dobrze radzą, a ci którym gorzej idzie mogą liczyć na moje wsparcie. Kiedyś nikogo tu nie znałam i pamiętam, jak jest ciężko na początku. Od kiedy zaistniał Facebook to był dobry moment by zacząć organizować spotkania by poznać rodaków mieszkających tuż obok. Brak było mi polskiego towarzystwa, zwłaszcza że po włosku jeszcze dobrze nie mówiłam. Założyłam grupę integracyjno- informacyjną ,,Polacy z Bolonii i okolic”. Na pierwszym spotkaniu było 7 osób, dziś jest nas od 30 do 50 osób. To świetna okazja by poznać nowe osoby, porozmawiać po polsku a nawet … miłość życia! Grupa bardzo pomogła wielu osobom w różnych sytuacjach życiowych a spotkania są też po to by wzmocnić tę więź i razem spędzić czas z tymi, którzy udzielają się też w grupie. To także możliwość dla nowo przybyłych do miasta by poznać tu swoich rodaków i trzymać niezbędne informacje w załatwieniu różnych spraw.

Olu, Portal Polacy we Włoszech stał się w Italii prawie że instytucją, czytają go Polacy, którzy znaleźli się we Włoszech czasowo lub na stałe. Robisz to od tylu lat, całkowicie społecznie…

Aleksandra Seghi: W lutym 2012 roku powstał blog Polacy we Włoszech. Na początku 2013 roku zmienił on adres na www.polacywewloszech.com oraz szatę graficzną i stopniowo przerodził się w formę magazynu informacyjnego. W tym roku mija 11 lat jak wraz z grupą dziennikarzy z pasją tworzymy tę ważną stronę informacyjną. I to właśnie dzięki tej pasji jesteśmy wciąż razem i działamy na rzecz włoskiej Polonii.

.

.

We Włoszech to właśnie polskie kobiety są bardziej widoczne niż mężczyźni, zakładają firmy, integrują się, ale i znajdują czas i ochotę na zachowanie tożsamości narodowej, dzięki ich działaniom polski język, tradycja i kultura są codziennością. Twój portal bardzo się do tego przyczynia. Ileś lat temu powiedziałaś sobie zakładam stronę dla Polaków, bo…

Aleksandra Seghi: Bo taki portal był potrzebny. Brakowało informacji z poszczególnych regionów. W bardzo szybkim czasie do grupy redakcyjnej dołączyły osoby prowadzące już blogi czy piszące dla drukowanych gazet. Staliśmy się taką małą dziennikarską rodziną, z jednym bardzo ważnym celem: przekazywanie jak najwięcej ciekawych i pożytecznych informacji rodakom z Italii. Dodatkowo i my mamy z tego pożytek. Pomimo, że jesteśmy z dala od naszego kraju, to codziennie posługujemy się naszym ojczystym językiem. Piszemy artykuły, przeprowadzamy wywiady, bywamy na polonijnych eventach. Tak jak to powiedziałaś Ty: zachowujemy tożsamość narodową, podtrzymujemy tradycje, kulturę i przede wszystkim język.

Beato, spotkałyśmy się już ładnych kilka lat temu na konferencji w Mediolanie, byłaś jedną z prelegentek. Świetnie przygotowana, mówiąca doskonale po włosku… tylko to nazwisko… Pomyślałam sobie: „jeśli to Polka to rewelacyjnie nas reprezentuje”. Czujesz się taką ambasadorką Polski we włoskim świecie biznesu?

Beata Brożek: Tak, jestem dumna z tego jacy jesteśmy i jak ukształtowała mnie Polska… Przebojowość, poczucie odpowiedzialności, pracowitość, fantazja, ale też przygotowanie zawodowe, wysoka kultura i bardzo dobre ogólne wykształcenie to cechy, które zabrałam z Polski.

Iwono, założyłaś stowarzyszenie polsko-włoskie promujące kulturę i sztukę obydwu państw. Jaką Polskę chcesz pokazać Włochom, a o jakiej Italii mówisz naszym rodakom?

Iwona Popczak: O Polsce nowoczesnej, wartej zwiedzania, inwestycji. O kraju, który kultywuje tradycje, ale patrzy w przyszłość. Zarówno to, co było jak i to, co jest (autorzy książek, reżyserzy, muzyka). Mamy naprawdę dużo do zaoferowania. Jest tyle pięknych rzeczy w Polsce. Warta jest opowiadania, poznania i przede wszystkim docenienia. Czy wiesz, że niektórzy Włosi są przekonani, że Maria Skłodowska Curie to Francuzka!

.

.

Coś na ten temat wiem i ja! Ile dyskusji odbyłam na ten temat … Trzeba przyznać, że wiele jeszcze jest do zrobienia. Włosi, którzy byli, czy bywają w Polsce są pod wrażeniem, ale dla innych to ciągle niezbyt znany kraj, z którego przez wiele lat przyjeżdżały opiekunki do osób starszych i tania siła robocza. Osoby jak Ty mogą zmieniać te stereotypy, czujesz na sobie tego typu odpowiedzialność? Czujesz się „codzienną ambasadorką Polski”?

Iwona Popczak: Jakie piękne określenie! Dziękuję Ewo. W tym roku udało mi się nakłonić moja sąsiadkę do wyjazdu do Polski. Ta kobieta jeździ po całym świecie a po powrocie była zachwycona. Wszystko jej się podobało. Ogromne wrażenie zrobiła na niej czysta i nowoczesna Warszawa. Polska jest pięknym krajem i czasem złoszczę się jak jest pokazywana w formie skansenu. Polska to nie tylko Lajkonik, zespoły folklorystyczne, skanseny to także biznes, innowacja, nowoczesność.

Interesujesz się tym, co dzieje się w Twoim kraju ojczystym? Twoje dziecko mówi po polsku, Twoi znajomi? Przekazujesz im historię i tradycje kraju pochodzenia?

Zuzanna Brocka: Rozpoczynam każdy dzień od lektury prasy polskiej, włoskiej oraz zagranicznej. Znajomość języka polskiego przez moje dzieci to dla mnie priorytet. Mój syn jest dwujęzyczny. Aktualnie studiuje w Polsce. Mam nadzieję, że młodsza córka będzie też płynnie mówić po polsku. Na razie oglądamy razem polskie kultowe bajki.

Nie zapominam również o kulturze, w tym literaturze, kinie, tradycjach świątecznych. Staram się, aby dzieci rosły w duchu polskości i doceniały wagę historii ich polskiej ojczyzny. Przykładowo, mój starszy syn podczas rocznego pobytu w jednym z warszawskich liceów, postanowił się zaopiekować – w ramach projektu Czerwonego Krzyża – jednym z powstańców warszawskich. Było to dla niego ważne doświadczenie.

.

.

Beata Brożek: Jestem Polką i nic tego nie zmieni. W naszym domu mówimy po polsku, a błędy językowe, jeśli się pojawią, są bezlitośnie wytykane… Nasza biblioteka jest pełna polskich książek, dzieci chodziły do polskiej szkoły; mówią, piszą i czytają po polsku. Mateusz wychował się na Lokomotywie i uwielbiał przygody Tomka Wilmowskiego. Ala zna wszystkie utwory Taco Hemingwaya, co roku jedzie na „Opener” i zabiera tam przyjaciół z całego świata … No i oczywiście wszyscy oni muszą przeczytać przynamniej jedno opowiadanie Sapkowskiego (bo film jest do niczego!)

Często i chętnie bywamy w Polsce, wtedy też zawsze chodzimy do teatru. Robimy wycieczki po Polsce, objadamy się polskim jedzeniem, obchodzimy też po polsku święta, czytamy i dyskutujemy o sytuacji społecznej i politycznej w kraju … Ostatnio Mateusz pierwszy raz przeżywał 1 listopada w Polsce i mimo że to smutny dzień to był tym doświadczeniem po prostu oczarowany. 

Aneta Malinowska: Wyrzuciłam mój telewizor na śmietnik – naprawdę nie da się oglądać tego co dziś nadają w tv. Mieszkam tu od prawie 19 lat i skupiłam się na Polonii – by tu w obcym kraju poczuć się swojsko i pielęgnować nasze tradycje. Oczywiście, mój syn mówi świetnie po polsku – przyjechał tu mając 9 lat, chodził też do polskiej szkoły. Jeśli jesteśmy między rodakami to rozmawiamy tylko po polsku, nie ma innej opcji. Do Polski jeżdżę bardzo rzadko gdyż po prostu nie mam już tam do kogo.

Co możesz doradzić młodym Polkom: co zrobić, aby w Italii dobrze się czuć, przy wielu różnicach kulturowych, które poznaje się przy dłuższym pobycie?

Beata Brożek: Być otwartym na wszystkie kontakty, inne obyczaje, inne sposoby. Chłonąć jak najwięcej i poznawać „to nowe” jak najszybciej, nie grymasić i nie porównywać. A potem wybrać kto i co nam odpowiada, a kto i co nie …

Stworzyć sobie własny świat i własny model bycia „Polką we Włoszech”. Cieszyć się każdym nowym doświadczeniem, bo to daje dużo pozytywnej energii. Pielęgnować polskie korzenie i polskie kontakty, bo do pozwala odetchnąć w naszym bezpiecznym, swojskim ciepełku zanim znowu rzucimy się w obcy świat. 

.

.

Zuzanna Brocka: Mieć zaufanie do siebie i wiarę we własne siły, zabrzmi to może jak frazes, ale nim nie jest.

Ogólnie, należy nauczyć się dobrze j. włoskiego i rozważyć, gdzie chce się żyć i mieszkać: w bardziej przemysłowej północy, nie odbiegającej tak bardzo od standardów środkowo-europejskich, czy na południu, o śródziemnomorskim charakterze, bo to prawie dwa różne kraje

Aneta Malinowska: Pierwszą bardzo ważną rzeczą jest umieć porozumieć się po włosku. Włochy są przyjaznym krajem, nie sądzę by były tu jakieś szczególne problemy w zaadaptowaniu się. Uszanujmy ich kraj, mieszkańców z ich tradycjami i kulturą, bądźmy uczciwi to oni uszanują nas. Na pewno, jeśli pokażemy się z dobrej strony dużo nam to pomoże i nie odczujemy, że jesteśmy tu ,,obcy”. Podpowiem jeszcze, że Włosi to podrywacze, więc zanim im całkowicie zaufacie miejcie oczy szeroko otwarte.

Iwono, Ostatnie lata pokazały na ilu włoskich znajomych możesz liczyć. Mam tu na myśli Twoje działania na rzecz walczącej Ukrainy…

Iwona Popczak: Prawdę mówiąc sama byłam zaskoczona, że tyle udało mi się zebrać. Nie spodziewałam się takiego odzewu. Po pierwszym telefonie miałam 20 palet produktów szpitalnych, później kolejne 19, 16… Moje zdziwienie było przeogromne. Każdy chciał pomóc! Znane włoskie firmy Bauli, Barilla, Maina, Schwabe Pharma podarowały dziesiątki palet dla osób potrzebujących. Pomoc napływała z całych Włoch: od Sycylii do Tyrolu. To było coś wspaniałego!

Mój szef dał mi kawałek magazynu firmowego na użytek, pomagali mi koledzy z pracy. Czasami trzeba było obniżyć palety, zabezpieczyć. Tutaj musze podziękować mojej mamie, bo od początku bardzo mi pomagała. To ona praktycznie zarządzała paletami, które były dostarczane do Polski. Zawiadamiała stronę ukraińską, gościła wolontariuszy. Czasami i jej było ciężko, bo dostawała na raz nawet 15 palet.

Co dała ci emigracja do Włoch, a co zabrała?

Beata Brożek: Życie we Włoszech stworzyło i rozwinęło drugą cześć mojej osobowości, tę włoską: więcej się uśmiecham, lepiej radzę sobie z relacjami międzyludzkimi, ale też nauczyłam się np. dużo lepiej negocjować. Moja kultura poszerzyła się, to samo dotyczy znajomości historii, rozumienia procesów społecznych, polityki. Nowe odmienne doświadczenie poszerza horyzonty…

Poza tym Włochy to też cudowny kraj. Każda podróż, nawet do mało znanych zakątków jest nowym, wspaniałym odkryciem, nie wspomnę już o nartach, żeglowaniu itd.

Co straciłam? Poczucie swojskości, bezpieczeństwa, silny sens przynależenia. Straciłam też cześć mojej bazy społecznej – kontakty, znajomości, przyjaźnie.

Tu, gdzie mieszkam, we Włoszech zawsze jestem „inna”, czasem nawet „obca” … Ciągle „jestem w kontraście” do włoskiego wizerunku kobiety, zarówno tego reprezentowanego przez mężczyzn, jak i kobiety… Widzę też, że ja jako kobieta jestem dla Włochów nie do końca zrozumiała…, ale po tych wszystkich latach machnęłam ręką i przestałam się tym przejmować…

Zuzanna Brocka: Nie rozważam mojego wyjazdu do Włoch w kontekście emigracji, nadal pozostaję w Unii Europejskiej. Poznanie nowych miejsc, ludzi, bogatego dziedzictwa kulturalnego, języka, wzbogaciło mnie i pozwala jednocześnie na pełne docenienie własnych tradycji. Włochy to aktualnie moja druga ojczyzna, miejsce, w którym czuje się w domu.

Aneta Malinowska: Emigracja dała mi wiele możliwości nie tylko zawodowych, ale poznania innych ludzi, innej kultury, szerszego spojrzenia na świat. Jestem bardziej tolerancyjna i otwarta na dla ludzi, bardziej pewna siebie i wierzę w moje możliwości. Na emigracji jest nas sporo; możemy spotykać się, organizować rożnego rodzaju imprezy brać udział w polskich uroczystościach. Mamy sklepy z polskimi produktami, biblioteki z polskimi książkami, polska szkołę i to wszystko razem sprawia, że czuje się prawie jak u siebie w Polsce.

.

.

Czy coś mi zabrała? Nie sądzę, ale czasami tęsknię do polskiej ziemi.

Patrząc z Twojej perspektywy, może też przez własne doświadczenia – z jakimi problemami i ograniczeniami borykają się polskie kobiety tutaj, w Italii?

Kamila Niekraszewicz: Największym dla mnie ograniczeniem jest wciąż bariera językowa, w Twoim natywnym języku możesz wyrazić się o wiele płynniej i różnorodniej. Przez wypowiedzi wyraża się Twoją osobowość, więc to wciąż jest dla mnie ograniczenie. Aktualne problemy to miejsca w dobrym żłobku czy przedszkolu. Ale tak naprawdę problemy w Polsce czy we Włoszech są podobne, tylko czasami rozwiązania inne.

Zuzanna Brocka: Uproszczając, kobiety we Włoszech, zarówno rodowite Włoszki, jak, tym bardziej, cudzoziemki, muszą walczyć o miejsce w świecie zawodowym. Jest to kraj nadal oparty na patriarchalnym systemie społecznym. Coś się zmienia, potwierdza to m. in. wybór pani Giorgi Meloni na premiera, czy też nacisk na zapewnienie parytetu płci w zarządach spółek na korzyść kobiet. Jednak, moim zdaniem, proces rzeczywistego równouprawnienia kobiet będzie wymagał czasu i zmiany mentalności.

Brakuje nadal rzeczywistego wsparcia ze strony państwa dla pracujących matek małych dzieci. Dużą rolę odgrywają tutaj rodziny, czyli po prostu babcie i dziadkowie. Wiele kobiet jest jednak zmuszonych do poważnego rozważenia alternatywy: praca czy opieka nad dziećmi.

Beata Brożek: To mogę obserwować przede wszystkim na polu zawodowym. Ogólnie rynek pracy we Włoszech jest bardzo trudny dla przyjezdnych i młodych ludzi i jeszcze trudniejszy dla kobiet. 

Gender Employment Gap jest jedna z największych w Europie, to samo dotyczy Global Gender Gap. Bardzo dobra znajomość włoskiego jest niezbędna. Wielu Włochów jest bardzo przyjaznych i otwartych w kontaktach osobistych, ale to nie przekłada się zupełnie na kontakty zawodowe. W Italii bardzo ważne są kontakty i przynależność do jakiejś grupy; to cały system polecania, rekomendowania. Bez nich nowy start jest jeszcze trudniejszy. No i oczywiście ciągle obecny tradycyjny model kobiety jako matki, żony.

.

.

Aby zakończyć pozytywnie: jako te „inne” mamy też szansę być bardziej widoczne i zdobyć więcej dzięki przebojowości, odmienności jaką oferujemy.

Aneta Malinowska: Ogólnie polskie kobiety są mądre, zaradne i pracowite; dają sobie radę, jest też więcej pracy dla nich niż dla mężczyzn. Jednak z własnego doświadczenia wiem, że samotnym matkom jest naprawdę ciężko, wsparcie ze strony państwa znikome, a w pracy np. na zmiany nikogo nie obchodzi, że musisz zaprowadzić i odprowadzić dziecko do przedszkola czy szkoły. Jest to trudne, zwłaszcza jeśli nie mamy tu nikogo bliskiego kto mógłby pomóc.

.

.

Bardzo Wam dziękuję za rozmowę. Jeszcze raz mogłam przekonać się, jak ważna jest grupa, jak ważna jest kobieca solidarność i wzajemne wspieranie się Polek żyjących poza granicami ojczystego kraju.

Beata Brożek: Ewo, to ja dziękuję w imieniu nas wszystkich za okazję spojrzenia wstecz i za wspólną refleksję na temat oswajania inności i szukania w niej wartości dodanejostatnie słowo należy do Beaty, Mediolańskiej Lwicy Polskiej

Wysłuchała i rozmowy spisała Ewa Trzcińska

Zdjęcia z archiwum wypowiadających się




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *