Zapraszam serdecznie na rozmowę z artystką malarką, panią Elżbietą Cyran z Genui
– Pani Elżbieto, może zacznijmy od tego, jak na ogół prezentują Panią komentatorzy i dziennikarze w mediach włoskich: „Elisabeth Cyran, artystka holenderska polskiego pochodzenia”… Faktycznie w 1989r. przyjęła Pani obywatelstwo Holandii, chociaż od lat mieszka Pani na stałe we Włoszech, w Genui…, czy to oznacza, że z Polską łączy Panią już tylko pochodzenie?
Urodziłam się i wyrosłam w Polsce. Obywatelstwo mam holenderskie. Zameldowanie i zamieszkanie w Genui we Włoszech. Może mnie Pani zinterpretować jako pewien rodzaj trójkąta bermudzkiego.
Tak, jest wpływ Polski w mojej sztuce. Świadomość moja i ekspresja kształtowały się w Polsce, w której bunt wyrażany w sztuce przeciwko okupacji sowieckiej, przybierał podobną formę jak za cara: metaforą, przenośnią i niedopowiedzeniem.
Byliśmy mistrzami w czytaniu i mówieniu między wierszami. Ta pewna symbolika – ukształtowana w dzieciństwie i młodości, pozostała do dziś.
Maluję oczy, które mówią. Ciała, które opowiadają.
Narracja ta jest selektywna, architektura i człowiek, wnętrze i człowiek, pejzaż i człowiek.
Również samotny kwiat w pejzażu, to przede wszystkim kolor i kompozycja, ale również opowieść o życiu.
A jak mnie życie zmęczy – „odpoczywam” wsród barwnej botaniki i w towarzystwie fauny.
– Powróćmy może do początków Pani kariery, pochodzi Pani z Sopotu, ale studiowała Pani na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, czy łatwo było w latach 70-tych zaistnieć w świecie artystycznym w Polsce, czy też dlatego właśnie zdecydowała się Pani opuścić kraj na stałe i rozwijać swój talent na Zachodzie?
Pokolenie moje nie emigrowało dla tak luksusowych przyczyn jak np. żeby zaistnieć w artystycznym świecie zachodnioeuropejskim. Emigrowało się by osiągnąć lepsze życie, takie które dawało możliwości, życie bezpieczniejsze.
Żałuję że musiałam opuścić Polskę. Nigdzie w środowiskach, w których dane mi było żyć, nie skonfrontowałam się z tak wielką wrażliwością i żywotnością intelektualną, z tak wielkim głodem kulturowym – jak w Polsce.
Oboje z mężem byliśmy działaczami Solidarności, a w konsekwencji azylantami politycznymi.
Patrząc jednak na rozwój dzisiejszej Polski wiem że warto było.
I zrobiłabym wszystko tak samo – raz jeszcze.
– Podczas Pani pobytu w Iraku i w Holandii zdobyła Pani sobie już ugruntowaną pozycję artystyczną, czy Włosi równie szybko odkryli Pani talent, czy też świat artystów, mecenasów sztuki i wpływowych środowisk we Włoszech jest bardziej hermetyczny?
Świat włoskiej kultury nie jest hermetyczny. Ale świat genueński – jest.
Jednak każdy we własnym domu i na wlasnej ziemi ma naturalne prawo do wyrosłej z tej ziemi natury.
Może to być dla niego – w czasach takich jak dzisiejsze – niekorzystne, i może mu uniemożliwiać udział w i tak już zaistniałym melanżu międzynarodowym. Ale ma prawo tkwić i być tym, z czego wyrósł.
– W Pani dorobku twórczym dominują przede wszystkim portrety współczesnych postaci, czy koncentruje się Pani na wydobyciu ich podobieństwa, złożoności ich charakteru, czy może emocji…? Czy zdarza się Pani w pewien sposób „upiększyć” swój model, czy zawsze pozostaje Pani bezwzględnie wierna jego rysom.
Portrety kochałam malować od dzieciństwa.
Człowiek. Ten człowiek, który w Polsce musiał sławić system i państwo, ale nie człowieka, był upadlany. A więc znowu Polska. I nasze ukochanie Renesansu włoskiego. Jego piekna, indywidualności i talentu.
Niczego nigdy nie upiekszałam. Widziałam piękno w każdym człowieku.
I chciałam by również portretowani – to piekno widzieli. I cieszyli sie nim. I byli z siebie zadowoleni. Człowiek zadowolony jest lepszy dla wszystkich.
Ale piękno musi być szczere i przekonywające.
No, co najwyżej mogę zdjąć komuś na życzenie kilka kilo i nie widzieć zmarszczek.
W takim wypadku robię najszybszy na świecie, bezbolesny lifting.
– Jaki jest Pani stosunek do kolorów, cieni, światła…?
Cienie i kolory? Nie mam i nigdy sobie na ten temat nie tworzylam żadnej teorii.
Albo mnie budowa formy cieniem i światłem lub jakaś wizja barwna urzeka albo nie.
Jeśli nie, buduję te trzy elementy tak długo aż mnie urzekną, gdyż służą mi do wyrażenia własnych upodobań, własnego temperamentu.
Sztuka, z jakichkolwiek środków i elementów by nie powstala – płótno, laser, światło, video, tkanina, drzewo, metal, plastik, akryl, szkło, papier toaletowy, wizje statyczne, wizje ruchome, etc. etc. – musi być szczera.
Poszukiwania i ekspresja artysty powinny wynikać z niego samego, z jego głębokich potrzeb takiej a nie innej kreacji, nie z przelotnej chęci szokowania, gdyż sztuka taka szybko umiera.
Trzeba więc panować nad wszystkim tym, co nas zalewa od zewnątrz i co nas napiera od wewnątrz.
Artysta to zdyscyplinowany, kontrolowany wariat. Jeśli nie jest ciekawy i jeśli nie jest wariat – to tylko ten, który już umarł. Ale jak nie jest zdyscyplinowany – to nie panuje nad tym co robi i utłucze go jego własne ego, a skutki pracy będą żałosne.
– Wśród Pani portretów znajdujemy takie osobistości jak Fabrizio De Andrè, Vittorio Gassman, Nicolò Paganini… Jak bardzo związana jest Pani twórczość z kulturą włoską?
Z kulturą włoską łączy mnie pewien rodzaj kultu dla indywidualności ludzkiej.
Włosi nie są masowi. Każdy z nich jest środkiem świata. Dlatego stworzyli tyle wspanialej i uczuciowej sztuki.
– Maluje Pani głównie na zamówienie, jak długo zajmuje Pani wykonanie takiego portretu, czy wymaga Pani obecności danej osoby w swojej pracowni, czy wykonuje Pani także portrety ze zdjęcia?
W dawnych czasach pozowanie malarzowi bylo formą życia towarzyskiego.
Nikt juz dzisiaj nie ma ani czasu ani chęci na siedzenie i pozowanie.
Jedna panienka wręcz powiedziała: „Chcę mieć obraz, ale bez tego siedzenia po kilka godzin jak nieżywa!”.
Maluje się więc z fotografii, lub raczej w oparciu o fotografię.
Na ogól proszę „Przynieście mi wszystkie swoje fotografie, te które wam się podobają”.
Czasami, jeśli to możliwe, sama fotografuję modele.
Czasami na jednej fotografii są dobre ręce, a na innej piękna głowa. Itd, itp…
Dobrze jest też zrozumieć człowieka jakiego ma się przed sobą.
Oko ludzkie powinno widzieć więcej niż oko obiektywu.
Są też dni do pracy lepsze i gorsze.
Salvadore Dali stawiał sobie pasjansa. Jak pansjans nie wyszedł, do studia nawet nie wchodził.
Natomiast Edgar Degas w rozmowie o konieczności natchnienia powiedział: „Jakie natchnienie? Nic o tym nie wiem! Idę rano do studia i maluję. Praca jest pracą…”
– Na zakończenie przypomnijmy czytelnikom gdzie można obecnie oglądać Pani prace?
Prace moje można oglądać w stałej ekspozycji w Genui – w Teatrze Politeama, w Kurii Biskupstwa, w kościele św. Katarzyny i w kościele Santo Padre, w Domu Nicolò Paganini, w Museum Fondazione Genoa, w restauracji „Zeffirino”; w Polsce w Sopocie – w Kościele św. Jerzego; w Sądzie Miedzynarodowym w Hadze w Holandii; na Uniwersytecie w Yale w USA.
Stanowią również własność prywatną wielu osób we Włoszech i za granicą.
Dziękuję serdecznie za rozmowę
Rozmawiała Agnieszka B. Gorzkowska