Serdecznie zapraszamy na rozmowę z Dorotą Zduńską, malarką i rzeźbiarką z Ligurii.
Pani Doroto, co sprawiło, że zdecydowała się Pani zamieszkać we Włoszech?
Po jednej z moich artystycznych wystaw dostałam piękny list od miłośniczki koni mieszkającej z mężem w Toskanii. Nasza rozmowa zakończyła się zaproszeniem mnie do Włoch, w celu namalowania portretów ich koni. W czasie trzymiesięcznego pobytu namalowałam wiele prac. A przy okazji poznawałam okolicę Toskanii, także z wysokości grzbietu konia, którego miałam tu do dyspozycji.
Cieszyłam się niezwykłymi chwilami samotnych spacerów po parku krajobrazowym, oraz między uprawami kukurydzy i krzewami winogron. A czasami galopowałam za dzikimi królikami, czy w chmurze stada zrywających się do lotu i krzyczących bażantów. Te piękne i niepowtarzalne chwile sprawiły, że od tej pory częściej myślałam o tym kraju.
Gdy kilkukrotnie zwiedzałam Ligurię, zawsze fascynowało mnie jej niepowtarzalne piękno. We Włoszech od lat mieszka moja mama, która zainteresowała mnie pięknem i kulturą tego kraju. Miałam dzięki temu możliwość zamieszkania we Włoszech już wiele lat temu. Zdecydowałam się przyjechać do Genui, gdzie mieszkam od półtora roku.
Po przyjeździe zaraz rozpoczęłam naukę języka włoskiego w tutejszej szkole.
Obecnie maluję i rzeźbię pod okiem profesorów z Szkoły Artystycznej w Genui. Bardzo dobre opinie na temat moich prac u profesorów sztuki dodają mi skrzydeł.
Pani wielką pasją są konie, czy tylko w sztuce, czy równie fascynuje Panią jeździectwo?
Konie maluję od dziecka i jest dla mnie tak naturalne jak to, że od dycham.
W koniach „od zawsze” jestem bezgranicznie rozkochana. Jednak w okolicy mego domu nie było ośrodka jeździeckiego. Jako zdeterminowana nastolatka, zdecydowałam się na edukację w Technikum Hodowli Koni w Chojnowie oddalonym o niemal 500 kilometrów. Tam nauczyłam się, że konie to nie tylko infantylne piękno. To także trudna do okiełznania siła.
Moja edukacja i praktyki w wielu stadninach i ośrodkach jeździeckich w kraju i za granicą, a potem także praca instruktora jazdy konnej na początku okupiona była wieloma upadkami, kopniakami, potem i łzami. Ale nie poddawałam się. I na przykład po pobycie w szpitalu z połamanymi żebrami, w skutek groźnego upadku z konia, po zaledwie 2 tygodniach wskoczyłam na grzbiet tego samego konia. Pasja i miłość wygrały. Musiałam poznać i zrozumieć naturę koni, nauczyć się rozmawiać w ich języku. A z czasem praca zamieniła się czystą przyjemność. Konie jeszcze bardziej zafascynowały mnie swym pięknem, siłą i energią, a przy odpowiednim traktowaniu – pokładami łagodności.
Natomiast po kupnie, prawie 10 lat temu, własnej klaczy Poświata, stałam się najszczęśliwszą osobą na świecie Choć ta początkowo „nie-ujeżdzalna” klacz dała mi nieźle popalić… Ale stała się moim najlepszym nauczycielem i najwspanialszym darem od losu.
Jednocześnie rozwijała Pani swoje zdolności artystyczne…
Równolegle z tą pasją rozwijałam swoje malarstwo. Wychowałam się podziwiając albumy obrazów Juliusza Kossaka, Maksymiliana Gierymskiego, J.Suchdorskiego, oraz fotografików koni – Z. Raczkowska, M.Gadzalski, a później G.Boiselle i R.Vavra.
Tworzyłam w oparciu o wewnętrzne odczucia. Pierwszą wystawę indywidualną miałam w wieku 16 lat.
Studiowałam anatomię koni na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Właśnie anatomia, oraz „sztuka” umiejętności uchwycenia prawidłowych proporcji, wydają mi się najważniejsze przy realistycznym malowaniu koni.
Zawsze staram się także pokazać fascynujące mnie piękno koni, drzemiącej w nich siły, oraz tak bliskiej mi dziś ich natury i emocji. Właśnie to czuję. Tu widzę piękno, harmonię i magię.
Jak określiłaby Pani własny styl artystyczny?
Maluję tylko to co czuję, czasem nieco eksperymentując, ale zdecydowanie unikając pewnego rodzaju mody w malarstwie, czy powielania stylu, a odkrywając własną drogę artystyczną, być może powołanie.
Uważam, ze w sztuce nie tylko chodzi o szukanie drugiego dna i podtekstów, ale przede wszystkim o zbudowanie konkretnych emocji widza. Chyba najbliższy jest mi realizm, może nawet idę w kierunku zbliżonym do hiperrealizmu. Systematycznie podnoszę sobie poprzeczkę i nadal czuję, że muszę iść dalej. Skupiam się na konkretnym stworzeniu, często nawet „zapominając” o całym świecie wokół. Staram się docierać do ludzi pokazując im piękno świata poprzez niezwykły świat koni, tak by i oni poczuli czyste piękno i harmonię w sercach.
Gdzie nasi czytelnicy mogą oglądać Pani prace?
Moje pracę pokazywałam na wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą (Montecatini – Italy).
Należę do artystów grupy Equine Artist Fin Art America. Moje obrazy są w kolekcjach w Polsce, we Włoszech, w Niemczech, Belgii, Danii, Wielkiej Brytanii czy USA. A za parę dni kolejna praca na wyjeździe do Afryki.
Wykonałam również około pięćset ilustracji do podręcznika instruktażowego Akademia Jeździecka Cz. 1 Wacława Pruchniewicza, autoryzowanego przez Polski Związek Jeździecki. Z książki tej uczą się technicy hodowli koniu, studenci i przyszli instruktorzy.
Coraz bardziej pasjonuje mnie także rzeźbiarstwo. Wykonałam relief z terracoty i pracuję nad kolejnymi rzeźbami.
Obecnie część moich prac można obejrzeć w Horse Club Rapallo, gdzie spędzam czas przy koniach.
W najbliższym czasie planuję zorganizować kolejną indywidualną wystawę, aby pokazać moje prace szerszej publiczności.
https://d-zdunska.blogspot.it/
https://www.facebook.com/Dorota.Zdunska.Equine.Art
Dziękuję serdecznie za rozmowę i czekamy z niecierpliwością na następną wystawę.
Rozmawiała Agnieszka B. Gorzkowska