Wielkanoc w Wenecji Euganejskiej

Tutejsza Wielkanoc nie ma takiego świątecznego wydźwięku jak w Polsce: nie ma tradycji święcenia pokarmów, nie ma sobotniego oczekiwania na śniadanie wielkanocne z żurkiem w tle, zapachów pieczonych serników, bab czy dźwięków świątecznego ranka. Nie ma tego ferworu wiosennych porządków – nie dlatego, że tutaj nie sprzątają – robią to jakoś tak, że kobiety nie docierają do świąt zmęczone i padnięte, bo tak trzeba. Jak ktoś zdąży to ok, a jak nie, to nie ma żadnego problemu.

Wielkanocne drzewko mojej włoskiej cioci Antonietty

Z pewnością obchody świąt wielkanocnych zaczyna się od niedzieli palmowej. Z reguły odbywają się krótkie procesje – w mojej miejscowości procesja przechodzi z przedszkola (prywatne katolickie) do kościoła. Dzieci wymachują radośnie gałązkami drzewek oliwnych (to okres przycinania tych drzewek na wiosnę, z reguły każdy przychodzi po przygotowane gałązki i takie poświęcone zabiera ze sobą do domu). Dzieci, które uczęszczają na katechezę (bo oprócz religii w szkole, która raczej ma charakter historii i założeń różnych religii ze szczególnym naciskiem na katolicką, jest osobna katecheza w salkach przy kościele dla dzieci, które przystępują do I komunii św. czy bierzmowania) przygotowują sobie kolorowe ozdoby i wstążeczki na gałązki.

Niedaleko mnie położona jest niewielka wioska, w której jeszcze kilkanaście lat temu w nocy z soboty na niedzielę palmową młodzi ludzie mieli zwyczaj urządzania różnych śmiesznych psikusów starszym gospodarzom – szczególnie tym nie lubianym. A bywały i psikusy dużego kalibru – zdarzało się, że ktoś znajdował wóz na dachu, czy znikał mu sprzęt albo zwierzęta i znajdowano je gdzieś pod lasem czy w szczerym polu. Psikusów właściwie już zaniechano ze względu na problemy natury, ujmijmy to tak, sądowej. W niektórych domach w okresie kilkunastu dni przed Wielkanocą spotyka się tzw. ”drzewka wielkanocne” – jest to podobno tradycja, która przywędrowała tutaj za czasów, kiedy to ten region znajdował się pod rządami Austro-Węgier. Duża gałąź wkładana jest do wielkiej donicy lub do wazonu, jeśli jest podlewana, rozwiną się pierwsze listki i na poszczególnych gałązkach są zawieszane kolorowe jajka, szklane lub plastikowe, czasem wstążeczkami i innymi kolorowymi wiosennymi ozdobami. Niektórzy przyczepiają karteczki w kształcie jajek w wypisanymi życzeniami lub postanowieniami wielkanocnymi.

Wielki Tydzień powiązany jest z różnymi uroczystymi w kościele – mnie osobiście podoba się wtorkowa procesja ulicami wokół kościoła wieczorem, kiedy to w oknach i na parapetach ustawione są lampiony i świeczki, a uliczne latarnie są na też okazję zgaszone. W Wielki Piątek w wielu okolicach organizowane są procesje krzyżowe.

A w sobotę mieszkańcy regionu Wenecji nie zrywają się rannym świtem, by przygotować koszyk ze święconką, czy by pichcić wielkanocne przysmaki. Mało kto samodzielnie w domu piecze świąteczne ciasto drożdżowe znane jako „colomba” czy bardziej typowo wenecką „fugassa veneta” – ciasta raczej są kupowane, podobnie jak wielgachne czekoladowe jajka z niespodzianką w pięknych opakowaniach.

Na wielkanocnym stole nawet nie musi stać ciasto, ważne by było czekoladowe jajo, najlepiej, gdyby było przygotowane przez lokalnego cukiernika z czekolady najwyższej jakości. Sobotni ranek czy popołudnie to czas na zakupy, wyjście na miasto, spacerek, spotkanie na wspólną kawę ze znajomymi. Kto wierzący w niedzielę wielkanocną wybierze się do kościoła, ale tak na spokojnie bez zrywania się z łóżka – nie ma porannej mszy skoro świt. W południe świąteczny obiad, często w gonie większej rodziny, gdzie każdy przyrządza jakąś potrawę po wcześniejszym wspólnym uzgodnieniu menu – weneckie gospodynie podają raczej pasticcio (które w innych regionach zwie się lazanią) lub risotto ze szparagami (szczyt marzeń: certyfikowane szparagi z Bassano del Grappa) lub risotto z wiosennymi leśnymi ziołami (ewentualnie dzikimi szparagami), jakaś pieczeń, do tego sałata, radicchio. A w roli świątecznego ciasta – czekoladowe jajo. W niektórych miejscowościach odbywają się zawody righea (rodzaj wyścigu jajek, kto szybciej doturla swoje kolorowe jajko do mety przy użyciu różnych narzędzi – miotły, wędki, specjalnego uchwytu.

Righea – okolice Vittorio Veneto

Albo wyścig jajek tzw. „rottura delle uova” (Noventa Vicentina i okolice) – dość podobny wyścig, przy czym zawodnicy mogą też zbijać jajka swoich przeciwników. Wygrywa ten, którego jajko pierwsze dotrze do mety w całości.

Drugi dzień świąt, kiedy to w Polsce wszyscy oblewają się wodą, tutaj w domu też nikt nie siedzi. Jeśli tylko pogoda jest piękna i słoneczna pobliskie wzniesienia (tutti in campagna – wszyscy na wieś) lub parki niektórych weneckich willi wypełniają się piknikującymi rodzinami. Piknikuje się zwykle z przyjaciółmi zgodnie z zasadą znaną wszystkim Włochom – „Natale coi tuoi, Pasqua con chi vuoi” – Boże Narodzenie (świętujesz) z rodziną, a Wielkanoc – z kim chcesz!

Z Wielkanocą tutaj kojarzy się również „drzewa Judasza – albero di Giuda” nazwa pochodzi od tego, że zazwyczaj zakwita ono przed Wielkanocą i ze względu na kolor kwiatów skojarzyło się ze zdradą Jezusa przez Judasza.

Foto: Wikipedia

 

 

Korespondencja z Wenecji Euganejskiej: Agnieszka Kluzek

 

 

ALL RIGHT RESERVED

 




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *