Ewelina Sobiech: relacja z pobytu w Rzymie i maratonu

Zapraszamy do przeczytania relacji Eweliny Sobiech z pobytu w Rzymie oraz maratonu, który ostatnio miał miejsce w Wiecznym Mieście:

Po wielu dniach spędzonych na organizacji, ustalaniu zakwaterowania itp. około północy docieramy do ,,wiecznego miasta”. Mieszkamy w wynajętym apartamencie w bardzo przystępnej cenie.

Jednym z powodów, dla których wybrałam się w podróż do Rzymu był zbliżający się maraton. Tak się złożyło, że data maratonu to rocznica śmierci Jana Pawła II co sprawiało, że było to wydarzenie jeszcze bardziej niezwykłe. Już wcześniej postanowiłam, że przebiegnę ten dystans ,, na spokojnie”, podziwiając okolice, ale z tyłu głowy i tak było to ,że mamy do czynienia z ,,królewskim dystansem”, więc najlepiej by było ostatnie dni przed odpoczywać. Tak jednak nie było- w dzień po przyjeździe, gdy zaczęliśmy odwiedzać kolejne wspaniałe miejsca po prostu nie szło się zatrzymać, na każdym rogu wyłaniały się zabytki warte zobaczenia.

W pewnym momencie patrzymy na zegarek i okazuje się, że mija 10 godzin naszej dzisiejszej wędrówki, więc udajemy się do domu.

Kolejny dzień również pełen wrażeń- odwiedzamy Watykan.

Mimo, że z jednej strony rozpierała mnie radość to pod koniec dnia czułam osłabienie-ból gardła, gorączka. O nie! pomyślałam, nie dwa dni przed maratonem…

Następnego dnia odbieram pakiet startowy ,zwiedzamy miasto, ale nieco mniej intensywnie.

Niedziela i maraton. Czuć było wspaniałą atmosferę, ludzie z całego świata i ta perfekcyjna organizacja. Trasa biegła wśród największych atrakcji, ale z drugiej strony-była dość trudna bo jak wiemy Rzym to miasto na siedmiu wzgórzach, a do tego ta nieszczęsna kostka brukowa..

No i do tego deszcz, który nie wiem czy rozpatrywać jako zaleta czy wada. Lało od pierwszego kilometra przez co było niezwykle ślisko i jeszcze większe prawdopodobieństwo otarć, odcisków itp.

Pod względem kibicowania duży plus. Włosi entuzjastycznie pozdrawiali biegaczy i mimo wcześniej wspomnianego deszczu kibicowali startującym.

Maraton to taki dystans do którego, moim zdaniem, ciężko jest się w pełni przygotować. Oczywiście mądrze to rozplanowując można przebiec i to w dobrym czasie jednak mimo wcześniejszych starań organizm może nas zaskoczyć. Mnie najbardziej bolały stopy (pewnie przez to kostkę brukową), a oprócz tego generalnie trochę gorzej się fizycznie czułam niż rok temu na maratonie. Mimo to udało mi się ukończyć rzymski maraton, który był dla mnie zwieńczeniem pewnych działań. Oprócz studiów dziennych, pracy, treningów, udało się zaplanować tą podróż.

Ostatni dzień to wizyta w Castel Gandolfo i powrót.

Samolot powrotny mieliśmy opóźniony przez co przepadły nam bilety powrotne z Warszawy do Gdańska. Ostatecznie, około 5 nad ranem, meldujemy się w Gdańsku. Fascynują mnie Włochy i choć właśnie skończył się mój drugi wyjazd do tego kraju to niecierpliwie czekam na kolejny.

 




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *