A jednak przeżyłam

II wojna światowa była wojną totalną – angażowała ludność cywilną w nieznanym dotychczas stopniu. We wrześniu 1939 ziemie II Rzeczpospolitej zostały podzielone między dwóch okupantów: Niemcy i Związek Radziecki. Kobiety musiały się mierzyć z trudami życia pod okupacją, trafiały do
więzień, obozów. Były też zmuszane do migracji – czy to kiedy uciekały przed frontem, czy jako ofiary zsyłek i deportacji. Dotkliwym skutkiem polityki okupacyjnej III Rzeszy była praca przymusowa. Niemcy początkowo werbowali ludzi ochotników w Rzeszy, ale przynosiło to niewielkie efekty. W związku z tym władze okupacyjne stosowały różne formy przymusu. W październiku 1939 wprowadzono obowiązek pracy,
którego ignorowanie wiązało się z surowymi karami. Stosowano też tak zwane łapanki –przypadkowo zatrzymanych przechodniów wywożono między innymi na roboty.
Początkowo obowiązkiem pracy przymusowej objęto osoby od 16 roku życia, ale dolną granicę wieku stopniowo obniżano. Od 1941 roku do zgłaszania się na roboty zobligowane były już dwunastolatki. Średni wiek kobiet pracujących na rzecz Rzeszy wynosił 20 lat. Robotnicy przymusowi pracowali w przemyśle zbrojeniowym, rolnictwie, budownictwie prywatnych firmach i gospodarstwach domowych. Ich łączna liczba z całych ziem okupowanych według różnych szacunków wynosiła od 1,4 do 2,8 miliona, czyli nawet 12% populacji przedwojennej Polski. Ponad
połowę stanowiły kobiety.

1944-1945, III Rzesza Niemiecka. Janina Pawowska, siostra Jana Pawowskiego, wywieziona z Polski na roboty przymusowe. Fot. NN, udost€pnili Barbara i Jan Pawowscy, zbiory Orodka KARTA

Irena Wielgat, robotnica przymusowa, we wspomnieniach
Musiałam podjąć pracę bardzo wcześnie, jako piętnastolatka, by pomóc finansowo mojej rodzinie. Na początku marca 1941 roku umówiłam się więc z koleżanką i razem poszłyśmy do Arbeitsamtu [urzędu pracy] zarejestrować się i poprosić o pracę na miejscu. I tu przeżyłyśmy rozczarowanie. Natychmiast zatrzymano nas na miejscu i dołączono do koleżanek z łapanki. Było nas razem około 30 dziewcząt. Nie pomogły łzy i prośby. […] 13 marca 1941 roku, po wielogodzinnej jeździe dojechałyśmy do
miejsca przeznaczenia – do miasta Bielefeld w Nadrenii-Północnej Westfalii. Na dworcu czekali na naszą 30-osobową grupę trzej cywile i żandarm. Przesiadłyśmy się do autobusu, który zawiózł nas do miasteczka Brackweda […]. W Brackwedzie ulokowano fabryki, produkujące różnego rodzaju tkaniny, ale również broń. […] Właśnie w jednej z tych fabryk – Spinnerei Vorwarts – zatrudnione zostałyśmy do pracy. […] Z początku – ze względu na nasze młodziutkie lata – pracowałyśmy po osiem godzin
dziennie. Ale ten przywilej trwał tylko do końca 1941 roku. Potem musiałyśmy pracować już po dziesięć godzin. […] Od czasu do czasu w niedzielę wolno nam było samodzielnie wychodzić poza teren obozu. Robiłyśmy to bardzo chętnie, bo było to pewne oderwanie się od smutków codziennego obozowego życia. Przed wyjściem musiałyśmy pamiętać o przypięciu litery „P”. […] Gdyby nas zatrzymano i po wylegitymowaniu stwierdzono, że jesteśmy Polkami przywiezionymi na przymusowe roboty, to za brak litery „P” groził nam areszt.
Łódź, Brackweda, marzec 1941 [Z dziecka niewolnik, Gütersloh 2017]
Halina Dengler, robotnica przymusowa, we wspomnieniach
Dostałam więc wezwanie do stawienia się w urzędzie [pracy]. […] Wchodząc do gabinetu (sama, bez matki) płakałam ze strachu, podobnie jak inne dzieci. […] Niemiec w mundurze Wermachtu wręczał każdemu pismo, które było nakazem wyjazdu na przymusowe roboty do Rzeszy. W piśmie w ostrej formie zaznaczono, że w razie niestawienia się danej osoby wywieziona zostanie cała rodzina. Był to najstraszniejszy dzień w moim dotychczasowym życiu – poniedziałek 19 maja 1941 roku. Zebrali nas o ósmej przed siedzibą Arbeitsamtu, a następnie poprowadzili przez ulice miasta z transparentem, który głosił, że są to polscy ochotnicy na roboty do Niemiec. Nazywano nas ochotnikami i robiono zdjęcia do różnych gazet. […] Nie było żadnej możliwości odwołania się od decyzji okupanta. Nie chcąc narazić na represje całej rodziny – musiałam jechać. Na dworcu o
jedenastej załadowano nas do wagonów i wieziono w kierunku Jarocina, tam dołączono jeszcze kilka wagonów z młodzieżą. Cały transport, około 2 tysięcy dzieci i młodzieży, skierowano do Rzeszy.
Środa Wielkopolska, 19 maja 1941 [P 2039 w: Z literą „P”, wyb. R. Dyliński, M. Flejsierowicz, S.Kubiak, Poznań 1976]

1943, Niemcy Robotnicy przymusowi pracujący przy zbiorze kapusty, z prawej stoi Aleksander Tumiłowicz. Fot. NN, zbiory Ośrodka KARTA, udostępnił Jan Stanisław Tumiłowicz


Anna Bukar, robotnica przymusowa, w czasie przesłuchania
W lecie 1943 roku otrzymałam wezwanie do Urzędu Zdrowia (Gesundheitsamt) przy ulicy Kanoniczej, a następnie po zbadaniu krwi zostałam przymusowo umieszczona w obozie koncentracyjnym w
Płaszowie w burdelu. […] W obozie płaszowskim w burdelu byłam przez sześć miesięcy. Burdel w Płaszowie mieścił się w jednym z baraków i było w nim zatrudnionych 9 prostytutek, które rekrutowały się z więźniarek karnych w obozie, a które [przed wojną] były z zawodu prostytutkami.
Warunki w burdelu były straszne. Burdel otwierano o godzinie 5 wieczorem i był otwarty do godziny 10 wieczór. […] Za stosunek cielesny płacono nam po 2 zł, za które nic nie mogłyśmy kupić. […] Nie
było ono [jedzenie] wystarczające i stale byłyśmy głodne. Tak zwany Trinkgeld [napiwek] nie wolno nam było od gości brać, gdyż za to groziło nam bicie ze strony zarządzającego burdelem SS-mana, co w rzeczywistości niejednokrotnie się zdarzyło.

Kraków, lato-jesień 1943 roku [Protokół przesłuchania świadka Anny B. o stosunkach w burdelu obozu koncentracyjnego w Płaszowie za: J. Ostrowska, Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie
II wojny światowej, Warszawa 2018]

Janina Dębicka-Malińska, robotnica przymusowa, we wspomnieniach
Moje prawdziwe zmartwienie na co dzień – w co się ubrać! Przydziały od Niemców były niewystarczające, a odzież szybko niszczyła się przy pracy w polu, a najbardziej w stajniach. […] Brakowało mi wszystkiego, na przykład bielizny, a zwłaszcza ciepłej odzieży na jesienne i wiosenne
chłody. Zima była jednak najbardziej niewdzięczną porą roku dla takich jak my biedaków, którzy musieli godzinami wykonywać różne prace w obejściu gospodarskim. Na przykład do takich prac należało wybieranie i wożenie taczkami buraków pastewnych dla krów. Przy tej pracy nieraz chciało mi się płakać. Zimno doskwierało z powodu braku odpowiedniego odzienia, bolały ręce od ciężaru taczek, a buraki woziłam dwa razy w tygodniu – za każdym razem mniej więcej po dwadzieścia taczek.
Hohenbodman, 1943 [Miałam wtedy 19 lat w: Z literą „P”, wyb. R. Dyliński, M. Flejsierowicz, S. Kubiak, Poznań 1976]
Zofia Kłopocka, robotnica przymusowa, we wspomnieniach
Budynek, do którego nas wpędzili, był stary i podrapany. Wokół stali na warcie Niemcy. Wewnątrz było pełno ludzi. Na drewnianych pryczach siedzieli razem mężczyźni i kobiety, a nawet całe rodziny z dziećmi. Ściany ogromnej sali, w której się znaleźliśmy, zapisane były nazwiskami i adresami tych, których okrutna okupacja przepędziła przez te ponure pomieszczenia. Zatrzymałam się i zaczęłam czytać te smutne napisy. Wszystkie były podobne: data, nazwisko i wiek. Po przeczytaniu kilku
wyjęłam z kieszeni mały ołówek i napisałam: „Zofia Kłopocka, lat trzynaście, marzec 1943 rok”.
Warszawa, marzec 1943 [za: S. Hodorowicz Knab, Naznaczone literą „P”, Warszawa 2018]
Julia Gawryłkiewicz-Kodelska, robotnica przymusowa, we wspomnieniach
Dziś po raz pierwszy zaczęłam poznawać pracę robotnicy fabrycznej w hitlerowskiej Rzeszy, zatrudnionej przy robocie wykonywanej normalnie przez mężczyzn. Pierwsze wrażenie było okropne. Hałas, zgiełk i jazgot maszyn w dużej hali rozsadzały czaszkę. Na naszym oddziale pracują przeważnie kobiety w wieku od 15 do 60 i więcej lat: Polki, Ukrainki i nieliczne Niemki. Wśród mężczyzn zatrudnionych w większości na innej hali są wywiezieni z innych krajów okupowanych Francuzi, Czesi Ukraińcy i kilku Polaków. Natomiast robotnicy niemieccy są przeważnie ułomni: najczęściej bez jednej ręki lub nogi, względnie oka. […]. Pewnego dnia zemdlałam przy maszynach. Sanitariusze fabryczni przyszli z noszami, zaaplikowali krople i zaprowadzono mnie do obozu. Lekarz fabryczny po zbadaniu wydał kartkę zalecającą lżejszą pracę tylko na cztery tygodnie. Majster był bardzo wściekły. Lekarz. Słowo to w opinii naszej przestało określać kogoś, kto przynosi ulgę w cierpieniu. „Tu nie sanatorium”. „Tu trzeba pracować”. Albo „Polki powinny odzwyczaić się od lekarza”. Tymi słowam zniechęcał każdą chorą do zasięgania porad.
Świdnica, sierpień 1944 [Z Powstania Warszawskiego na roboty przymusowe do Rzeszy w: Z literą „P”, wyb. R. Dyliński, M. Flejsierowicz, S. Kubiak, Poznań 1976]
Zofia Kubusiak, robotnica przymusowa, we wspomnieniach
Kiedy gospodarz dowiedział się, że jestem w ciąży, skierował mnie do lekarza, aby ciążę usunąć. Ani lekarz, ani ja nie chcieliśmy usunięcia tej ciąży, ponieważ było zbyt późno. Skierowano mnie jednak do szpitala na badanie, gdzie lekarz wypytywał się mnie, czy dziecko czasem nie jest niemieckie. Kiedy zapewniłam go, że nie będzie to dziecko z Niemcem, otrzymałam od niego zaświadczenie, że należy mi się praca lżejsza. Kiedy wróciłam do domu, gospodarz był z takiej decyzji niezadowolony. […] Po
dwóch miesiącach po przyjeździe ze szpitala z dzieckiem gospodarz polecił mi oddać je do żłobka przyszpitalnego. Jednak nie zgodziłam się na to i doszło między nami do poważnej kłótni. Po upływie dwóch tygodni gospodarz oznajmił mi, abym się spakował do wyjazdu od niego […]. Spakowała swoje manatki i wsadzono mnie z dzieckiem na jedną z furmanek, które przewoziły ludzi do pracy przy okopach.
Kleinbockenheim, luty–październik 1944 [A jednak przeżyłam w: Praca przymusowa Polaków na rzecz III Rzeszy w latach 1939–1945, wyb. S. Kasperski, K. Lenart, Przemyśl 1999]

Opis obrazu: Plakietka z literą „P” przyszywana do ubrań Polaków wywiezionych do pracy przymusowej. Data wydarzenia: 1939 – 1944


Gabriela Kapska, robotnica przymusowa, w dzienniku
Nareszcie. Nareszcie doczekałyśmy się tego momentu. Jesteśmy wyzwoleni! Przyszli ci, na których tak długo czekaliśmy. Przez wejście, które było dotąd dla nas zamknięte, napływał teraz tłum koleżanek i kolegów. W magazynie stały porozbijane skrzynie. Były już puste. W mieszkaniach wszystko
poprzewracane. na stołach stały kubki z niedopitą kawą. Chleb pokrojony, marmolada. Ślad dotychczasowych lokatorów. Teraz musieli wszystko zostawić – tak jak my przez 5 laty!
Ulm, 25 kwietnia 1945 [Praca przymusowa. Niemcy, robotnicy przymusowi i wojna, red. J. Wagner, Weimar 2013]

Zofia Sacher, robotnica przymusowa, we wspomnieniach
Od maja do października 1945 roku przebywałyśmy w obozie dla obcokrajowców w Hanowerze, zorganizowanym dla robotników przymusowych, którzy spędzili parę lat w III Rzeszy. Aby nas odżywić, przygotować do wyjazdu do upragnionej ojczyzny. Do Polski przyjechałam 1 listopada 1945 roku. Nie mogłam jednak wrócić do mojego pięknego miasteczka Skole, bowiem tereny te zostały przyłączone do ówczesnego Związku Radzieckiego.
1945 [Praca przymusowa Polaków na rzecz III Rzeszy w latach 1939–1945, wyb. S. Kasperski, K. Lenart, Przemyśl 1999]




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *