Legendy polskiej muzyki: Marek Grechuta

Piosenki Marka Grechuty przywróciły Polakom najpiękniejsze strofy naszej poezji romantycznej. Przy nich miliony rodaków zakochiwały się i wyznawały sobie miłość. A refren „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy” stał się nieformalnym hymnem Polski i Polonii w czasie walki z pandemią Covid-19.

Początkowo wybrał zawód architekta i w tym kierunku kształcił się na Politechnice Krakowskiej. Choć jego wykładowca, prof. Wiktor Zin, znany z telewizji popularyzator sztuki, wspominał, że „Marek zawsze miał zamyślone spojrzenie. Chwilami wydawało się, że nie uczestniczy w wykładzie, ponieważ patrzył gdzieś bardzo daleko poza ściany sali, ale egzaminy zdawał dobrze”. Sam piosenkarz uzupełniał: „W trakcie pracy nad jednym z projektów architektonicznych usłyszałem w radiu zespół The Beatles. Pomyślałem sobie: co ja właściwie robię przy desce kreślarskiej?” I już niebawem organizował zespół muzyczny Anawa, dla którego komponował Jan Kany Pawluśkiewicz, a w którym na skrzypcach przygrywał młody muzyk Zbigniew Wodecki. Zachęcony sukcesami w uczelnianych klubach Marek wystartował w krakowskich eliminacjach Festiwalu Piosenki Studenckiej. Przez eliminacje przebrnął dzięki poparciu divy ówczesnej piosenki Ewy Demarczyk, która uparcie twierdziła, że w tym nieśmiałym chłopcu drzemie wielki talent – tylko trzeba się na nim poznać. W rezultacie jury, w którego składzie zasiadał Wojciech Młynarski, przyznało drugą nagrodę jego „Tangu Anawa”. Przed młodym studentem architektury otwierała się droga do kariery na estradzie.

Od samego początku kariery, od końca lat 60., Marek Grechuta radykalnie odcinał się od tłumu estradowych wesołków. Po prostu stał na estradzie nieruchomo, patrzył wprost w jakąś panią w pierwszym rzędzie i melodeklamował: „Pani mi mówi – niemożliwe / pani mi mówi – mnie się zdaje / pani mi mówi – nie do wiary / pani mi mówi – że to żart… / a pani nie wie, co ja czuję / gdy śpiewam tango Anawa”. Ten nieruchomy wzrok to nie była tylko forma ekspresji, ale też skutek podrażniania spojówek przez reflektory sceniczne.

„Z Bogiem!” i – w trasę

I tak za jego sprawą płynęły z estrady strofy Mickiewicza, które słuchacze znali na pamięć jako lekturę szkolną – teraz w nowym olśniewającym blasku: „Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?”. Grechuta tłumaczył: „Za swoją misję uważałem pobudzanie do marzeń, wywoływanie w odbiorcy emocji, o których zapomina w codziennym życiu”. I te marzenia – miłosne i subtelne – słychać w kolejnych tytułach, które nuciła cała Polska: „Będziesz moją panią”, „Nie dokazuj”, „W dzikie wino zaplatani”, „Twoja postać”…

Swój „kamienny liryzm” Marek Grechuta prezentował na niezliczonych koncertach. Było ich dużo, bo aby utrzymać siebie i rodzinę, musiał być w nieustannej trasie. Muzycy startowali zazwyczaj z Krakowa, gdzie zespół zbierał się przed budynkiem tamtejszej „Estrady”, której szefował – jak to często bywało – „towarzysz” zesłany na ten odcinek z branży mięsnej. Zesłany – bo kiedy był szefem sieci sklepów wędliniarskich, najwidoczniej kradł zbyt bezczelnie. A w epoce „późnego Gomułki” za takie rzeczy szło się do więzienia na długie lata, w „aferach mięsnych” zapadały nawet wyroki śmierci. Ów towarzysz i tak miał szczęście, że tylko „rzucili go na estradę”. Kiedy więc już muzycy się zebrali, wychylał się z okna gabinetu i krzyczał: „Wzmacniaki wzięli?” (to znaczy: czy technicy nie zapomnieli aby sprzętu). „Wzięli” – padała odpowiedź. „No to z Bogiem!” – żegnał ich towarzysz dyrektor. Tak to subtelna poezja Grechuty, mięso i partyjna nomenklatura przeplatały się w ówczesnej Polsce.

Lata 70. Marek Grechuta.,Image: 431352243, License: Rights-managed, Restrictions: UWAGA!!! Cena minimalna dla publikacji w prasie i ksiazkach – 200 PLN xxxx, Model Release: no, Credit line: Marek Karewicz / Forum

Podryw „na Grechutę”

A zespół Anawa z Markiem Grechutą na czele był wprost rozchwytywany. Często dawał po dwa koncerty w jedno popołudnie. W warszawskim Teatrze na Woli artyści przez wiele lat byli po prostu na stałe wpisani w grafik – bilety były zawsze wyprzedane do ostatniego miejsca kilka miesięcy naprzód. „Grechutomania” trwała w najlepsze – zwłaszcza od momentu, gdy Marek udzielił wywiadu popularnemu wówczas tygodnikowi młodzieżowemu „Na przełaj”, a pismo podało adres do korespondencji. Listy od wielbicielek zaczęły przychodzić dosłownie workami. Czytywała je głównie żona, bo Marek był ciągle w trasach, które trwały po dwa, trzy tygodnie. Dziewczyny pisały, że podoba im się jego „cherubinkowa” uroda, że jest „strasznie grzeczny”. Do tego stopnia, że takiego przedstawiciela muzyki – było nie było – „młodzieżowej” nie wstyd zaprosić na uroczystość rodzinną i przedstawić rodzicom, a nawet dziadkom. W tamtych czasach nawet podrywało się „na Grechutę”. Wystarczyło, że chłopak włączył płytę Grechuty i pan Marek za niego wyznawał uczucia z adapteru Bambino. Starsi słuchacze mogą pamiętać, jak w wakacyjnym serialu „Podróż za jeden uśmiech” pewna dziewczyna ma akurat złamane serce i w tym bolesnym zapamiętaniu słucha bez przerwy płyty Grechuty. Problem w tym, że płyta zacina się ciągle w tym samym miejscu i jak się nie stuknie w gramofon, to ta żałoba z towarzyszeniem śpiewu Marka Grechuty staje się nie do wytrzymania dla reszty domowników.

Władza ludowa próbuje zwerbować poetę

Ale „władza ludowa” chciała też uzyskać z Grechuty jakiś pożytek propagandowy. Uparła się, żeby Marek wystąpił na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Nie pomagały żadne tłumaczenia, że Grechuta nie dysponuje repertuarem typu „Chabry z poligonu”. Artysta po kolejnym koncercie w warszawskiej Sali Kongresowej dostał ultimatum: albo Kołobrzeg, albo może zapomnieć o następnych płytach i koncertach. Grechuta postawiony pod ścianą zrozumiał, że nie ma wyjścia, bąknął, że zaraz wróci, tylko załatwi coś pilnego. A tymczasem zwiał do toalety, zamknął się od środka i – czekał. Czekał tak długo, aż nabrał pewności, że wszyscy się rozeszli i że ten menedżer od wojskowego festiwalu też się zniechęcił i sobie poszedł. Faktycznie – Grechuta go przeczekał i w Kołobrzegu nie wystąpił. Za to bez specjalnego namawiania pod koniec lat 80. na dziedzińcu wawelskim zaśpiewał dla Michaiła Gorbaczowa. Uznał, że Gorbaczow to już nowy typ przywódcy, że należy dać mu wsparcie. Zaśpiewał specjalnie wybraną piosenkę, w której przestrzegał, by nie odwracać biegu rzek, co, jak wiadomo, zdarzało się z opłakanym skutkiem w Związku Radzieckim. Gorbaczow niezbyt dokładnie rozumiał, o co chodzi, i obecny tam generał Jaruzelski podjął się roli tłumacza. Piosenka i występ Grechuty poszły jednak w zapomnienie, bo wszystko przebił wówczas Andrzej Rosiewicz piosenką „Michaił, Michaił”. Ale i tak sporo znajomych wypominało Markowi, że Gorbaczow Gorbaczowem, pierestrojka pierestrojką, ale polski artysta nie powinien występować przed radzieckim dygnitarzem – i już.

I tak jednak najmocniej zapamiętaną piosenką Marka Grechuty pozostała lekka „Wiosna – ach, to ty”, w której miłość do wybranki odmieniana jest przez cztery pory roku. Śpiewał ją często na koncertach dla Polonii – na przemian z piosenkami pisanymi na bieżąco pod wpływem fascynacji nowymi miejscami. W Nowym Jorku powstała piosenka „Jak wielkie jabłko”, w Australii zachwycił się gmachem narodowej opery i napisał „Operę w Sydney”, w Kanadzie – „Niagarę”. Jego ostatnim artystycznym akordem był udział w zbiorowym wykonaniu wierszy Karola Wojtyły, gdzie zaśpiewał utwór „Niech będzie imię Twe błogosławione”. Płynie z niego ufność wobec wyroków Stwórcy.

Marek Grechuta zmarł w 2006 roku. Jego postać z pomnika na krakowskim Cmentarzu Rakowickim podąża w dal, zapatrzona w coś, co lśni na horyzoncie. Jego koleżanka z estrady, Magda Umer, mawiała, że Marek trafiał zarówno do robotnicy pracującej przy taśmie fabrycznej, jak i do profesora uniwersytetu. I tak jest w zasadzie do dziś.

Tekst Wiesław Kot, Doktor nauk humanistycznych ze specjalnością literatura współczesna, profesor uniwersytecki SWPS, krytyk filmowy i publicysta. Autor ponad 30 książek, w tym ostatnio wydanej: „Manewry miłosne. Najsłynniejsze romanse polskiego filmu”.

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za granicą 2021 r.
*Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Źródło: DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *