Leonard Pietraszak: Elegant o złotym sercu

Polacy zapamiętali go jako pułkownika Dowgirda z serialu „Czarne chmury”, doktora Karola z „Czterdziestolatka” czy bankiera Kramera z komedii „Vabank”. Był jednym z najbardziej pogodnych i spełnionych aktorów swojego czasu. 1 lutego zmarł Leonard Pietraszak, znany aktor filmowy i telewizyjny.

Bydgoszcz, 10.11.2012. aktor Leonard Pietraszak odslonil swoj autograf w Alei Bydgoskich Autografow na ul.Dlugiej w Bydgoszczy.,Image: 428127171, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Jaroslaw Pruss / Forum

Na świat przyszedł 6 listopada 1936 roku w Bydgoszczy jako syn żołnierza korpusu ochrony pogranicza, powstańca wielkopolskiego. Imię Leonard otrzymał z przypadku, nazwano go tak na pamiątkę patrona dnia, w którym się urodził. Bliscy do końca życia nazywali go Lolek. Własnego tatę poznał bliżej dopiero jako dziesięciolatek, ponieważ ojciec po kampanii 1939 roku przebywał na Zachodzie i do kraju wrócił dopiero po wojnie. On sam wojnę spędził z mamą z mamą i z siostrą w Bydgoszczy, zajadając się makaronem, który matka wynosiła z fabryki, gdzie pracowała przy taśmie. Po wojnie nie wiodło im się wiele lepiej. Mieszkali w kilkoro w jednym pokoju z kuchnią, a Lolek do szkoły często szedł bez śniadania. Ojciec załapał się na posadę księgowego, w dodatku musiał dojeżdżać codziennie do Solca Kujawskiego. On miał najmniej z całej rodziny złudzeń co do nadciągającego ustroju. Powtarzał jednak synowi: „Pamiętaj, zawsze miej dobrze wyczyszczone buty!”, co w jego ustach znaczyło: trzymaj fason, nie poddawaj się, miej swoją godność, walcz o swoje.

Początkowo fason Lolkowi pomagał mu trzymać boks – aż do Mistrzostw Pomorza Juniorów, z których wrócił z wywichniętą szczęką. Wcześnie też zafascynował się kinem, zwłaszcza po obejrzeniu Królewny Śnieżki i drugiej połowy Zakazanych piosenek, ponieważ spóźnił się na projekcję. Kiedy podrósł, chadzał do bydgoskiego hotelu „Pod Orłem”, by prosić do tańca wytworne panie. Raz się udawało, a raz dostawał kosza.

Gdy po maturze trzeba było wybrać jakiś zawód, wahał się między obleganym dziennikarstwem w Warszawie i chemią w Toruniu, wybierając ostatecznie to drugie. Zrezygnował jednak po kilku miesiącach i wrócił do Bydgoszczy, by zostać koordynatorem do spraw prenumeraty w sieci kiosków „Ruchu”. Robota była łatwa: wystarczyło przyjść do zakładu pracy i zaproponować dyrekcji prenumeratę „Trybuny Ludu”. Były lata 50., więc żaden nie śmiał odmówić.

Ale przedpołudnia Lolek spędzał na szczęście w lokalnym Studium Dramatycznym. Spróbował szczęścia na egzaminie na wydział aktorski w łódzkiej Filmówce i o dziwo, zdał. Na ekranie pojawił się po raz pierwszy w epizodycznej rólce w filmowej Awanturze o Basię Kornela Makuszyńskiego. Wystąpił tam jako wymuskany amant. Pedagodzy mawiali: „Z taką urodą zrobiłby pan przed wojną karierę w filmie”. A tymczasem Leonard miał apetyt na karierę w tej Polsce, w jakiej właśnie zaczynał. Pierwszy angaż teatralny otrzymał w Poznaniu. Pensja była groszowa, na stałe mieszkał właściwie w garderobie teatralnej, ale za to grywał, ile dusza zapragnie. Nawet po sześćdziesiąt spektakli miesięcznie – od Fredry po Operę za trzy grosze Bertolta Brechta. Do legendy przeszły libacje młodych aktorów w kultowej poznańskiej restauracji „Smakosz”, położonej naprzeciw teatru. Młodzi aktorzy byli na tyle zakolegowani z obsługą, że kredytowano im jadło i napitek. Mieli zapłacić z następnej gaży. W „Smakoszu” odbyło się też jego przyjęcie weselne, kiedy Leonard pojął za żonę Hankę, dziewczynę poznaną w klubie studenckim. Wystartował do niej z ryzykownym tekstem już na pierwszej randce: „Nie udawaj, nie udawaj. I tak zostaniesz moją żoną”. Co ziściło się zaledwie po miesiącu.

Rok 1965 oznaczał dla niego przenosiny do Warszawy i angaż w Teatrze Klasycznym. Oraz perturbacje w życiu osobistym. Pierwsze małżeństwo okazało się, niestety, zawarte pochopnie, i dopiero tu spotkał Wandę – kobietę swojego życia. Ze swoją wybitną urodą grywał też angielskich gentlemanów w Teatrze „Kobra”. W serialu o kapitanie Klossie rzucał hasło: „Najlepsze kasztany są na placu Pigalle”. Było tak bezsensowne, że utrwaliło się w zbiorowej pamięci. Wreszcie jako przystojniakowi zaproponowano mu główną rolę w serialu Czarne chmury. Jazdę konną ćwiczył razem z Tadeuszem Łomnickim i Danielem Olbrychskim, którzy w tym samym czasie grali w ekranizacji Potopu. Serial kręcono „domowym sposobem”. Do tego stopnia, że szable wykonywano z lekko przekutych resorów z samochodu Syrena.

Czarne chmury leciały jeszcze w telewizji, kiedy Jerzy Gruza zaprosił go do udziału w serialu Czterdziestolatek, do roli lekarza, przyjaciela inżyniera Karwowskiego. Pozwolono mu nawet zostawić brodę zapuszczoną do poprzedniej roli. Zagrał przemiłego kumpla, zatwardziałego starego kawalera, który sekunduje rodzinnym perypetiom Karwowskich. Dzięki tej roli pokazał się widzom, ale także dyrektorom teatrów. I słynny reżyser Janusz Warmiński zaproponował mu angaż marzenie: do Teatru Ateneum. Tu grał z największymi: z Gustawem Holoubkiem, z Romanem Wilhelmim, z Janem Świderskim.

I wtedy właśnie ze strony początkującego reżysera Juliusza Machulskiego pojawiła się propozycja, by zagrał po raz pierwszy w swoim filmowym dorobku postać zdecydowanie negatywną: nielojalnego bankiera, który wsypuje własnego kumpla i wspólnika, choć razem dokonywali skoków na banki. To miała być komedia retro: miała tytuł Vabank. Jego partnerem, kasiarzem o nazwisku Kwinto, postacią z gruntu pozytywną, był ojciec reżysera Jan Machulski. Młody reżyser wprawdzie obawiał się, że wszyscy będą mu wypominać, iż angażuje własnego tatę, ale zaraz po premierze okazało się, że duet Machulski-Pietraszak to był strzał w dziesiątkę. Kręcono w pośpiechu; ostatnie ujęcia kończono o piętnastej, aby aktorzy zdążyli przejechać z Łodzi do Warszawy na popołudniowy spektakl w teatrze. Film był do tego stopnia udany, iż niebawem nakręcono część drugą, a w projektach była również trzecia część Vabanku. Tu Gustaw Kramer miał przeżyć nawrócenie i zginąć na barykadach powstania warszawskiego. Do sfilmowania tej historii jednak nie doszło: z braku pieniędzy. Przez wiele lat zdarzało się, że ludzie na ulicy, rozpoznając aktora, chwytali się za koniuszek ucha, powtarzając jego filmową kwestię: „Ucho od śledzia!”.

W nowszych czasach widzowie pokochali pana Leonarda za udział w serialu Siedlisko: pogodnej, pełnej ciepła opowieści o ludziach, którzy pędzą szczęśliwe życie na Mazurach. W późniejszych latach, kiedy zaczął się wycofywać z aktorstwa, Leonard Pietraszak zaraził się pasją kolekcjonerską. Zbierał obrazy i grafiki, ale tylko takie, które „do niego mówiły”, na przykład prace Tadeusza Kulisiewicza czy pejzaże Jana Stanisławskiego i jego uczniów. Prace tego ostatniego malarza zdecydował się przekazać w darze swojemu rodzinnemu miastu Bydgoszczy.

Ostatnie lata spędził w swym ukochanym domu. A tam każdy dzień zaczynał od wyjścia do karmnika pod wiekowym jałowcem, gdzie czekała już na niego spora gromada ptaków.

Tekst Wiesław Kot, doktor nauk humanistycznych ze specjalnością literatura współczesna, profesor uniwersytecki SWPS, krytyk filmowy i publicysta. Autor ponad 30 książek, w tym ostatnio wydanej: „Manewry miłosne. Najsłynniejsze romanse polskiego filmu”.

Źródło DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *