Pola Gojawiczyńska – powieściowy głos zwykłych Polek

Była jedną z najchętniej czytanych autorek dwudziestolecia międzywojennego. Dzięki jej powieściom dał się słyszeć głos kobiet, które musiały liczyć przede wszystkim na siebie. I nigdy się nie poddają. 29 marca mija 60. rocznica śmierci wybitnej polskiej pisarki Poli Gojawiczyńskiej.

Była córką warszawskiego stolarza, wcześnie osieroconą, zmuszoną do zarabiania na siebie od najwcześniejszych lat. Jednak od lat najmłodszych to literatura była jej wielką, wydawało się, że na zawsze nieodwzajemnioną, miłością. Wyższe aspiracje zaszczepił jej ojciec, który był wprawdzie rzemieślnikiem, ale jednocześnie członkiem Towarzystwa Sztuk Pięknych „Zachęta”. Warsztat ojca prosperował w warszawskiej dzielnicy Nowolipie, którą autorka będzie uważała za swoją „małą ojczyznę”. Ze szkoły wydalono ją po strajku dzieci w 1905. Edukację nadrabiała potem na kompletach, na prywatnej pensji – w czasach, kiedy ojca stać było na jej opłacanie – i na rozmaitych dorywczych kursach.

Pisywała, co tylko miało zbyt: wierszyki, piosenki dla dzieci na użytek sierocińców, w których pracowała. Już jako mężatka zyskała pierwsze stałe zajęcie jako zastępczyni sekretarza sejmiku w Bielsku Podlaskim, ale też nie na długo, bo wkrótce wróciła do Warszawy i utrzymywała się z dorywczych zajęć na krawędzi przeżycia. Próbowała reperować swój budżet pisaniem, ale teksty zwracano jej w redakcjach nawet bez czytania.

Wspólną cechą jej prób literackich było kreślenie portretów młodych kobiet – wrażliwych, zmagających się z biedą i ograniczonymi perspektywami życiowymi. Przede wszystkim były to słabe i zagubione urzędniczki, ekspedientki, nauczycielki, których głosu w dotychczasowej literaturze niemal nie było słychać. Los uśmiechnął się do niej dopiero z końcem lat 20., kiedy to dzięki protekcji pisarki Zofii Nałkowskiej otrzymała stypendium literackie, które opiewało na napisanie powieści o Śląsku.

Krok po kroku zaczyna poznawać z pierwszej ręki odmienność i niezwykłość tej krainy. Pomysł powieści „Ziemia Elżbiety” (1933) zrodził się z obserwacji dwóch scen: procesji odpustowej w Piekarach na Śląsku i pochodu bezrobotnych z nieodległej osady górniczej. Niezatarte wrażenie przyniosły też spacery po górniczych bieda-osiedlach, po tych „straszliwych więzieniach ceglanych domów, podobnych do siebie i przyprószonych szarym pyłem”.

Centralną postacią powieści jest Agnieszka, która przejęła tradycyjny rodzinny interes: produkcję dewocjonaliów. Skromny stragan przenoszony od kościoła do kościoła zmienia w trakcie upartej rozbudowy swojej firmy w całkiem poważną fabrykę gipsowych świątków, które z czasem eksportuje także poza Śląsk, a ofertę rozszerza o popiersia „mężów stanu”. Jej produkty rozchodzą się na tyle dobrze, iż z czasem stać ją na wspaniałą willę i łożenie na wykształcenie córki. Wydaje się, że teraz zacznie konsumować dorobek swego życia, ponieważ „końce roboty, zaczętej nie przed rokiem, lecz sprzed wieloma laty, zeszły się wreszcie”. I wtedy właśnie dopadają ją rozliczne klęski. Jej syn ułatwił ucieczkę przez granicę komuniście schwytanemu przez policję. Wszczęto przeciwko niemu brutalne śledztwo, a ją samą objęła infamia: oto czołowa działaczka katolickiego stowarzyszenia „Matek-Polek” dochowała się syna komunisty. Własną drogą podąża też jej córka Elżbieta. To samodzielna, wyedukowana i świadoma własnych pragnień młoda kobieta, która śmiało mierzy się ze światem.

Na wyżyny sztuki prozatorskiej Gojawiczyńska wzniosła się jednak nie na Śląsku, lecz w Warszawie. W połowie lat 30. ukazały się dwie jej najlepsze powieści: „Dziewczęta z Nowolipek” i „Rajska jabłoń”. Prasa pisała: „Autorka zdążyła wybić się na czoło naszych beletrystów. Zbliżywszy się poprzednio do śląskiego ludu, podąża obecnie na Nowolipki, ku dziewczętom z mansard i suteren”. w 1935 roku, krótko po premierze księgarskiej „Dziewcząt”, autorka odebrała Nagrodę Literacką Miasta Stołecznego Warszawy. Krytyka pisała: „Twórczość Gojawiczyńskiej ma w sobie tę ludzka, bardzo ludzką prostotę, rzetelność i szlachetność, które budzą sympatię i szacunek”.

Foto DlaPolonii.pl

Bohaterkami uczyniła mieszkanki Nowolipek, a więc dzielnicy proletariackiej, o wiele mniej bogatej i eksponowanej niż okolice ulicy Marszałkowskiej czy Ogrodu Saskiego. Jej bohaterki wywodzą się z rodzin ubogich rzemieślników i drobnych sklepikarzy. Dziewczęta boleśnie doświadczają kontrastu tych dwóch światów. „Tu nam za ciasno, za głupio, za ordynarnie – mówi jedna z nich – a tam, w tym nowym lepszym świecie za mądrze, za chytrze, za fałszywie”. Te dziewczęta z czasem opuszczają Nowolipie i przenoszą się do lepszych dzielnic Warszawy. Jedna wiedzie dostatnie życie u boku bogatego męża, inna prowadzi przedsiębiorstwo, jeszcze inna przenosi się na coraz wyższe stanowiska w biurach. A przecież wszystkie one wracają wspomnieniami do źródeł – na Nowolipie. To z przeżytego tu dzieciństwa i młodości czerpią siły do zmagania się z losem. Te powroty są tym bardziej konieczne, iż dziewczęta w trakcie robienia kariery w wielkim świecie często szły na niezbyt chwalebne kompromisy i musiały rezygnować z licznych ideałów młodości, dostosować się, zmieszczanieć. „Chciałam powiedzieć poprzez tę książkę, jak dalece surowe jest życie i nikt je za człowieka nie przeżyje” – mówiła Gojawiczyńska.

Nazwisko Poli Gojawiczyńskiej kojarzy się także z głośną powieścią pod tytułem „Krata”, opartą na jej własnych wspomnieniach z półrocznego pobytu w gestapowskim więzieniu śledczym na Pawiaku. Przebywała tam w pierwszej połowie 1943 roku. W czasie okupacji pisarka działała intensywnie w konspiracji w Warszawie. Z czasem musiała się ukrywać – najdłużej w Warszawie, w mieszkaniu przy ulicy Brzozowej (dziś na frontonie kamienicy widnieje tablica upamiętniająca pobyt pisarki). Właśnie miała skorzystać z gościny znajomych w Milanówku, ci jednak obawiali się rewizji, więc została w Warszawie i wtedy przyszli po nią gestapowcy. Trafiła na Pawiak. Gojawiczyńska zarejestrowała cierpienia setek kobiet wywożonych stąd na przesłuchania do siedziby gestapo w Alei Szucha, wyprowadzanych w pobliskie ruiny na rozstrzelanie albo wysłanych do Auschwitz. Powieść przepełnia smutek i rezygnacja kobiet, które czują się wyjątkowo bezbronne i bezsilne wobec demonicznego zła, z jakim się mierzą. Sama powieść zawieszona jest między wspomnieniem i reportażem. Mnoży wątki, postacie, zasłyszane opowieści. Przed oczami czytelnika przesuwają się dziesiątki ludzkich losów, cała polska martyrologia tamtego czasu. W roku 1945, kiedy na ulicach Berlina trwały jeszcze walki, powieść drukował w odcinkach łódzki dziennik „Rzeczpospolita”, a w październiku tego samego roku ukazała się w formie książkowej. Była więc pierwszą polską powieścią na tematy okupacyjne.

Pisarka powtarzała: „Powinniśmy pisać o rzeczach, które głęboko przeżywamy, które istnieją w nas i rządzą naszym istnieniem”. I z tego zobowiązania wywiązała się z całą siłą własnego talentu.

Tekst Wiesław Kot, doktor nauk humanistycznych ze specjalnością literatura współczesna, profesor uniwersytecki SWPS, krytyk filmowy i publicysta. Autor ponad 30 książek, w tym ostatnio wydanej: „Manewry miłosne. Najsłynniejsze romanse polskiego filmu”.

Źródło DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *