Dominika Friedrich z Kalabrii: „czuję się jakbym się tu urodziła w poprzednim życiu”

Zapraszamy na rozmowę z Dominiką Friedrich z Kalabrii, inżynierem, projektantką salonów łazienkowych, przewodnikiem turystyki enogastronomicznej i właścicielką restauracji.

Dominiko, zacznijmy od tego skąd pochodzisz i od jak dawna mieszkasz we Włoszech?

Pochodzę ze Szczecina, przyjechałam w 1991 roku na zaproszenie mojego narzeczonego i potem podjęliśmy wspólnie decyzję o zamieszkaniu we Włoszech, w Kalabrii, skąd właśnie pochodził mój były mąż.

Z zawodu jesteś inżynierem, prawda?  Nadal pracujesz w swoim zawodzie?

Tak, jestem inżynierem budowlanym, ukończyłam Politechnikę Szczecińską – Budownictwo Wodne, bardzo wąska specjalizacja. Jednak jak tu przyjechałam prawie 25 lat temu, to były zupełnie inne czasy, inne problemy. Praktycznie  nie miałam tu żadnej szansy żeby pracować w zawodzie i musiałam sobie wymyślić co robić na południu Włoch.

Nie zrobiłam nostryfikacji dyplomu uczelni ani świadectwa maturalnego. Co prawda próbowałam to zrobić, ale wtedy proponowano mi abym zapisała się na uczelnię i zdała chyba z 10 egzaminów. Przy czym uczyć się takich przedmiotów po włosku jak chemia, matematyka… to było dla mnie wtedy nieosiągalne ponieważ jak przyjechałam do Włoch nie znałam kompletnie języka włoskiego, a z mężem porozumiewałam się po angielsku i praktycznie tutaj z nikim innym nie rozmawiałam. 25 lat temu ludzie w Kalabrii mówili jedno zdanie po angielsku i niewiele więcej. Sama myśl, żebym zapisała się tu na studia zaczynając się uczyć tego języka od początku po prostu przeraziła mnie.

do zobaczenia w Kalabrii

Ale nie zrezygnowałaś z pracy zawodowej…

Zaczęłam pracować w naszym własnym  biurze, gdzie mój były mąż był architektem a ja robiłam projekty. Tak naprawdę nie miałam dużej potrzeby nostryfikacji dyplomu, bo w razie potrzeby mąż podpisywał moje projekty.

Potem pracowałam jako projektant wnętrz salonów z wyposażeniem łazienkowym. Zaczęło się przez przypadek: ktoś poprosił mnie abym mu taki salon zaprojektowała. A po czasie okazało się, że zostałam prawdopodobnie jedyną osobą na południu Włoch, która projektowała takie sklepy. Zrobiłam w pewnym sensie „karierę”, bo praktycznie niepotrzebne tu były uprawnienia, tylko umiejętności. W tym sektorze stałam się bardzo rozpoznawalna, mój numer telefonu znali już wszyscy.

io e Zingaro

To wtedy zaczęłaś tak dużo podróżować?

Tak, w ten sposób poznałam całe południe Włoch, bo musiałam dojeżdżać do wszystkich moich klientów. Zaczęłam pracować w Neapolu,  robiłam projekty dla „kafelkarzy”.   Neapol to bardzo dobra szkoła życia, jak tam utrzymasz się na powierzchni to już sobie wszędzie poradzisz. Nawiasem mówiąc Neapolitańczycy to moim zdaniem genialni ludzie, mają ogromną fantazję (jeśli mają ochotę pracować, bo jeśli nie, to nikt ich do tego nie zmusi). Bardzo dużo się tam nauczyłam, jednak biorąc pod uwagę różnicę mentalności: punktualność i obowiązkowość osoby z północy w połączeniu z luźnymi zwyczajami w Neapolu, to na dłuższą metę nie dało się tak pracować. W pewnym momencie zwolniłam się więc ze sklepu i zaczęłam pracować na własną rękę. A moi pracodawcy stwierdzili, że nie będę już pracować w Neapolu i faktycznie tak się stało. Zaczęłam więc pracować w Kalabrii i Bazylikacie projektując sklepy łazienkowe, i zdobywałam tam coraz więcej klientów tzw. pocztą pantoflową. Zadowoleni klienci podawali mój numer telefonu także fabrykom, dużym firmom, agentom handlowym, itd.  Wszystko dobrze się rozwijało również na Sycylii, gdzie klienci wszystko sobie tak właśnie przekazują i wzajemnie pomagają. Sycylijczyk chętnie podzieli się taką informacją nawet z potencjalnym konkurentem.

Dojeżdżając do klientów musiałam przejeżdżać ponad 60tys. km rocznie i dzisiaj mogę powiedzieć, że Sycylię znam jak własną kieszeń, nie ma chyba drogi, której bym nie przejechała. Zaprojektowałam tam 400-500 sklepów. Są miasta, gdzie zaprojektowałam 10 sklepów, przyjeżdżałam do jednego miejsca po 30-40 razy (3-4 razy na każdy projekt). I to mi pozwoliło poznać te regiony od podszewki.

Poza tym wszyscy ludzie z południa są bardzo dumni z miejsca, w którym mieszkają i chcą je pokazać. Gdy po raz pierwszy przyjechałam do Matery, to klient zadecydował, że najpierw zawiezie mnie do Sassi di Matera, a potem porozmawiamy o pracy. Zwiedzenie tego miejsca było ważniejsze od projektu, z którym do niego przyjechałam. Tak było też na Sycylii. Moi rozmówcy najpierw chcieli mi pokazać to czym mogli się pochwalić, z czego są dumni.

Amfitaetr w Segesta

Amfitaetr w Segesta

W między czasie poznałaś dobrze lokalną kuchnię sycylijską i kalabryjską, jak by to powiedzieć: „przez żołądek do projektu”, czy odwrotnie?

Właściwie wszystkie sprawy we Włoszech zaczynają się przy stole i tam się kończą. Po pracy właściciel zwykle zapraszał mnie do najlepszej lokalnej restauracji na obiad. Przy czym najlepsze restauracje to nie te, o których piszą przewodniki, ale te które wybierają miejscowi.

Przez te 20 lat „wyrobiłam sobie podniebienie”. Bardzo często dostawałam w prezencie domowe  lub lokalnej produkcji wino. A niezwykle ważną rzeczą na Sycylii jest podarowanie gościowi butelki domowej oliwy z oliwek. To wielkie wyróżnienie, bo nie ma nic cenniejszego co mogliby ci tu dać. To nie jest dokładnie to samo, jeśli podarują ci pomarańcze czy sery. Oliwa z własnych oliwek to szczególny prezent na Sycylii, ma większe znaczenie niż w Kalabrii czy w innych regionach.

Zaczęłam w ten sposób degustować wina, oliwę, sery, itd. Poznałam też dobrze kuchnię domową, ponieważ jeździłam często do miejscowości, gdzie nie było nawet hotelu, i gdy kończyłam pracę późno klienci proponowali mi nocleg w ich domu rodzinnym. Po pracy razem wchodziliśmy do kuchni i wspólnie przygotowywaliśmy kolację. Zaczęłam podpatrywać, smakować, poznawać sekrety domowej kuchni w wykonaniu różnych osób. Takie doświadczenia bardzo wzbogacają. To była bardzo ciekawa strona mojej pracy zawodowej.

A poza tym ja bardzo lubię gotować. Chociaż jak poszłam na studia to nie umiałam ugotować nawet jajka na miękko. Ale byłam przyzwyczajona w domu dobrze zjeść, mój ojciec był prawdziwym smakoszem. Stopniowo ja też zaczęłam w końcu eksperymentować przepisy z kuchni włoskiej i chińskiej, bo obie te kuchnie są szybkie i dobrze się sprawdzają dla jednej osoby.

Kiedyś doszłam do wniosku, że ludzie dzielą się na tych, którzy jedzą z głodu i na tych drugich. Ja należę do tych drugich. Dlatego umarłabym, gdybym miała codziennie jeść ziemniaki. Jestem Polką, która nie lubi ziemniaków, nigdy ich nie lubiłam. Makaron to co innego, nawet ten sam sos w połączeniu z innym kształtem makaronu ma inny smak. A ziemniaki są dla mnie zawsze takie same.

w sklepie rybnym

Czyli stopniowo zmieniałaś swój zawód?

W budownictwie włoskim zaczął się kryzys. Jeszcze w 2005 r.  projektowałam rocznie ponad 30 salonów rocznie. A w zeszłym roku czy dwa lata temu nie doszłam do trzech. To oznacza 10 razy mniej zleceń! Przy czym kiedyś projektowało się salony o przestrzeni 1000-2000m kw., a teraz są to sklepy o wielkości zaledwie 100m kw.

Miałam więc dużo wolnego czasu między projektami. Od 2006r. zaczęłam pracować jako tzw. visual merchandiser, to znaczy jestem odpowiedzialna za wystawienie produktu danej firmy w sklepie i na rynku. Jest to jak gdyby inny sposób na wykonywanie pracy agenta handlowego.

I do tej pory tym się zajmuję, pracuję dla firmy produkującej kafelki artystyczne ręcznie robione – Ceramica il Pozzo z Wybrzeża Amalfitańskiego. Pracuję dla nich na terenie całej Sycylii, Kalabrii i części Bazylikaty, jestem w pewnym sensie ich menadżerem na te rejony. Nie chciałam jednak chodzić jak agent i sprzedawać kafelki. Projektuję  więc wystawy tak aby produkt sam dobrze się sprzedawał. Tak wymyśliłam sobie inny zawód, a firmy kupujące kafelki chcą pracować właśnie ze mną, bo mnie już znają na Sycylii i wybierają tę firmę, z którą ja współpracuję. Nie mają wątpliwości, że ja im dobrze doradzę, wiedzą, że mogą na mnie liczyć. Tutaj pracuje się na zasadzie zaufania do ludzi.

Ponadto pracuję z drugą firmą – kalabryjską, Procopio – producentem drzwi designerskich z wstawkami z naturalnej skóry. Mam zawsze bezpośredni kontakt z właścicielami, to bardzo ważne, bo można sobie od razu wszystko ustalić i rozwiązywanie problemów staje się prostsze.

Trzecią firmą, oczywiście z południa Włoch, MDB – caldaie, z którą współpracuję jest producent ekologicznych piecyków na różne typy materiałów opałowych.

bocznymi uliczkami Monreale

bocznymi uliczkami Monreale

Wygląda na to, że nadal jesteś osobą bardzo zapracowaną. A co z kuchnią? Kiedy znalazłaś czas na gotowanie we własnej restauracji?

W 2010 roku wpadłam na pomysł, żeby otworzyć sezonową restaurację z domową kuchnią włoską w Polsce. Sprzedałam mieszkanie w Szczecinie, i otworzyłam restaurację w Bukowinie Tatrzańskiej w domku wakacyjnym, który odzidziczyłam po rodzinie. W dzieciństwie spędzałam tam wszystkie moje wakacje i potem  jeździłam na urlopy z Włoch.

Restaurację nazwałam Baita, bo jest to stary drewniany dom usytuowany w lesie. Nic w nim nie zmieniłam, dobudowałam tylko łazienkę dla gości. Wtedy znajomi w Polsce patrzyli  z niedowierzaniem na ten mój „absurdalny” pomysł założenia home restaurant (pomysł, który w tej chwili stał się już bardzo modny we Włoszech).

W restauracji oferuję gościom tylko kuchnię włoską, opartą rygorystycznie na włoskich produktach. Nie znajdziecie tu ani coca-coli, ani piwa, ani pomidorowej, itd. Mieszkając na południu Włoch stałam się bardzo wybredna, np. jeśli chodzi o warzywa. Część rzeczy przywożę, część sobie przysyłam, a część produktów kupuję w Polsce. Pewnych rzeczy jednak nie gotuję w Polsce, bo niektóre rzeczy dostępne na rynku polskim są bez smaku.

Proponuję w restauracji tzw. menu degustacyjne, ceny podaję za cały posiłek, nie chcę liczyć ile kto wypije wina, ile zje. Jednak podaję tylko przystawki i makarony, to jest kuchnia na bazie warzyw i ewentualnie ryb. Nie podaję drugich dań, bo moja restauracja ma być odskocznią od mięsa i ciężkich dań, które je się na Podhalu.

I to był strzał w dziesiątkę?

Zaraz na początku mojej działalności restauracyjnej opublikowano ranking Gazety Wyborczej na „najlepszą restaurację przy szlaku” i moja restauracja zajęła 7 miejsce w Polsce. Do tej pory przychodzą do mnie goście ze skrawkiem tej „Wyborczej”.

dominika w kuchni

Skoro mieszkałaś we Włoszech, jak zdobywałaś nowych klientów?

Jeśli chodzi o reklamę to postawiłam jedynie tablicę drewnianą przy drodze, a poza tym „poczta pantoflowa” i strony internetowe. Potem zdarzały się różne artykuły prasowe, a z czasem moją reklamą stali się moi klienci. Mam stałych klientów w okresie Bożego Narodzenia, którzy przyjeżdżają tu specjalnie z Zakopanego. Oczywiście rezerwacja jest obowiązkowa, bo praktycznie na co dzień restauracja jest zamknięta. Ja nie mam nikogo do pomocy.

Większość moich klientów dobrze zna kuchnię włoską, to ludzie którzy jeżdżą do Włoch regularnie i potrafią odróżnić włoską kuchnię domową od tej restauracyjnej.

Moi goście przychodzą, żeby dobrze zjeść, ale nie tylko po to. Oni chcą, żebym im także poopowiadała jak się przygotowuje różne potrawy, jak się żyje we Włoszech, co można zwiedzić…

Organizujesz też warsztaty kulinarne i kuchnioterapię

Mam klientów, którzy chcą się nauczyć gotować po włosku, jak się robi risotto, lasagne, czy tiramisù, więc prowadzę też warsztaty kulinarne. Goście po prostu przychodzą wcześniej i razem gotujemy. Kuchnia włoska jest szybka, pozwala na gotowanie z nieprzetworzonych produktów, nawet w naszej Polsce, która jest uboga w warzywa. Jak zaczynam gotować o 13-tej to 13.30-13.45 jestem już przy stole. I my wszyscy, którzy mieszkamy we Włoszech o tym wiemy. Ja nie zastanawiam się od rana co będę dziś gotować.

Przy okazji wymyśliłam sobie „kuchnioterapię”. Zauważyłam to na sobie, jak jestem bardzo zdenerwowana i wchodzę do kuchni to powoli się uspokajam.

Pizzo (VV) - znane z lodów Tartuffo

Pizzo (VV) – znane z lodów Tartuffo

A jak przeszłaś od restauracji do turystyki enogastronomicznej?

Przy okazji gotowania poznałam setki osób, które kochają Włochy i kuchnię włoską. Moi goście pytali mnie czy mogę im pomóc coś wynająć w Kalabrii, pozwiedzać razem z nimi, a najlepiej, żebym im gotowała lub zorganizowała tam na miejscu warsztaty kulinarne.

Faktycznie po tylu latach znałam lokalne restauracje, B&B, gospodarstwa agroturystyczne, hotele… Zastrzegałam się, że nie jestem przewodnikiem zawodowym, ale zwykle mi odpowiadali, że przewodnik to sobie można samemu kupić i wyczytać co trzeba, ale to nie o to chodzi. Ludzie chcą dotrzeć do miejsc, których przeciętny turysta nie ma szans poznać, gdzie nawet nie ma tabliczki, ani strony internetowej, bo miejscowi i tak wiedzą gdzie to jest. Tacy turyści, którzy mają wrażliwe podniebienie chętnie tu potem wracają.

Oprowadzam turystów po Kalabrii i Sycylii, regiony które kocham i znam bardzo dobrze. Przy czym można powiedzieć, że lepiej poznałam Sycylię od Kalabrii. Nie tylko ze względów zawodowych, ale także kulturowych. Mieszkańcy Sycylii są bardziej otwarci. Kalabryjczycy są inni, ja żartuję sobie mówiąc, że mieszkam w „Calabria Saudita”. Kalabryjczycy, mówiąc bardzo ogólnie (bo jest tu też wielu wspaniałych ludzi), są chorzy na tzw. „menefreghismo”. Sycylijczyk natomiast poświęca się, i cokolwiek robi, robi to dobrze. A Kalabryjczyk pracuje pobieżnie, trochę „po łebkach”, nie przywiązuje dużej wagi do dobrej jakości. A przecież Kalabria to raj na ziemi, góry, morze, przepiękne krajobrazy, wspaniała kuchnia… Jeśli chodzi o transport, to ten region jest dużo lepiej położony niż Sycylia, a jednak turystyka tutaj słabo się rozwija i ludzie są bardzo zamknięci, nieufni.

Miałam też bardzo miłe wspomnienia z pracy w Apulii. Wspaniali, otwarci i pracowici ludzie mieszkają w Salento, zupełnie inni od mieszkańców Bari czy Foggi. Salento to przepiękne plaże, krajobrazy… zresztą ten region jest nazywany Lombardią południa.

Palermo na mojej dłoni - widok z Monreale

Palermo na mojej dłoni – widok z Monreale

A jak sobie radzisz z dietą, nie masz problemów z nadwagą skoro tyle gotujesz?

Ja ważę tyle ile ważyłam, jak miałam 18 lat. Uważam, że dieta śródziemnomorska, która jest oparta na oliwie extra vergine (nie używam żadnego innego tłuszczu) jest dużo zdrowsza. Tutaj na południu nikt sobie nie mierzy ciśnienia, o chorobie nadciśnienia tu się nie mówi, a w Polsce po 40-tce prawie każdy już mierzy ciśnienie. Poza tym ja w domu nie smażę, w restauracji też nie wybieram potraw smażonych, za to uwielbiam jeść bardzo dużo surowych rzeczy. Na szczęście nie mieszkam na Sycylii bo tam są wspaniałe słodkości. Gdybym tam mieszkała to nie wiem jakby się to skończyło…

zapraszam serdecznie na kieliszek prosecco

zapraszam serdecznie na kieliszek prosecco

Czy jest coś czego nie lubisz jeść?

Ja czuję się jakbym się tu urodziła w poprzednim życiu. Już w dzieciństwie w Bułgarii poznałam doskonale owoce morza, uwielbiam też trufle, genialne jest także carpaccio di ovuli (z jadalnych muchomorów cesarskich). Jem również jelita jagnięce, może jedyne czego nie lubię to płucka. Jest tu takie danie kalabryjskie przygotowywane z flaków i innych wnętrzności: żołądki, wątróbka, płucka, serduszka w sosie pomidorowym. A mnie jakoś nie odpowiada konsystencja płucek.

Widok z Erice na Monte Cofano

Widok z Erice na Monte Cofano

Na zakończenie przejdźmy jeszcze z tematów kulinarnych na język. Jak sobie radzisz z lokalnymi dialektami?

Tutaj wszyscy mówią w dialekcie, nie umieją inaczej. Ja nigdy nie uczyłam się języka włoskiego, nie chodziłam na żadne kursy. Przez pierwszy rok szłam do sklepu i mówiłam „100 gram” albo „pół kilo” i tak sobie rozwiązałam problem zakupów. Po roku czasu osłuchałam się z włoskim i z dnia na dzień mój mąż powiedział „od dzisiaj rozmawiamy po włosku”. Przy pomocy komputera uczyłam się znaczeń słów, zaczęłam pisać, do dzisiaj co prawda robię błędy ortograficzne i gramatyczne, ale przestałam się tym przejmować. Ludzie, którzy mnie znają wiedzą doskonale, że jest to dla mnie obcy język i potrafią mi to wybaczyć. Ale mój język mówiony w między czasie bardzo się wyrobił, czytam po włosku, i chociaż nie mówię w dialekcie, to dobrze rozumiem dialekt sycylijski, kalabryjski i neapolitański, oczywiście do tego stopnia, do którego oni chcą, żebym ja ich zrozumiała.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

.

Strony internetowe Dominiki Friedrich:

www.kalabriabocznymidrogami.pl

www.sycyliabocznymidrogami.pl

i strony FB:

Sycylia bocznymi drogami” i „Kalabria bocznymi drogami

Rozmawiała Agnieszka B. Gorzkowska




2 thoughts on “Dominika Friedrich z Kalabrii: „czuję się jakbym się tu urodziła w poprzednim życiu”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *