„Zgubiłem żonę, pewnie spadła z motoru!” – mówił zdesperowany motocyklista dzwoniąc na numer 112.
Jak się później okazało 59 letni mężczyzna szczęśliwie nie „zgubił” swojej żony jadąc przez 40 km do Chieri (Torino), ale zapomniał jej zabrać z postoju w Moncalvo d’Asti. Żona, która stała na parkingu już w zapiętym kombinezonie i w kasku, nie mogła się z nim skontaktować bo jej telefon był zamknięty w pojemniku umocowanym przy motorze. A mężczyzna zauważył nieobecność żony dopiero po 40 km jazdy, gdy zdecydował się zatrzymać w Chieri na lody.
Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie, mąż odetchnął z ulgą, choć jego żonie wcale nie było do śmiechu. Przyznała, że od lat podróżują razem na motorze i po raz pierwszy przyszło jej do głowy, że jej mąż jest naprawdę kretynem.