Legendy polskiej muzyki: Maryla Rodowicz

Maryla Rodowicz jest jak „Małgośka” z jej piosenki. Trochę szalona, ale też rozsądna i przebojowa. I przede wszystkim – kolorowa jak mało kto.

„Zjawisko Rodowicz” dało o sobie znać stosunkowo późno, bo dopiero w roku 1968, kiedy, jak się wydawało, wszystkie etaty w polskiej rozrywce były już zajęte. Czerwone Gitary czy Tadeusz Nalepa grali przykładowo od roku 1965, Niemen nawet od 1962 roku. Tymczasem ta Maria Antonina – bo tak rodzice dali jej na chrzcie – tułała się jako studentka AWF-u (studia nieukończone do dziś!) – po różnych przeglądach i giełdach estradowych. Jej kariera ruszyła z miejsca w roku 1967, kiedy to podczas przeglądu piosenki studenckiej w Krakowie Maryla wysunęła się na pierwsze miejsce przed ówczesnego studenta architektury Marka Grechutę. W konkursie melodeklamował on wtedy pamiętane do dziś „Tango Anawa”.

Maryla nie miała specjalnie szans na wielką karierę w czasach Gomułki, kiedy to nosiła się jak hipiska i śpiewała ballady Boba Dylana. Z takim repertuarem w tamtej epoce musiała pozostawać na marginesie. Dlatego też, gdy tylko nastał Gierek, przeprowadziła korektę wizerunku. Z roku na rok widać było w Maryli mniej zbuntowanej nastolatki, a coraz więcej fachowca na polu masowej rozrywki. Marylę, która zmierza w nowym kierunku, oklaskiwała już publiczność opolska w 1969 roku. W bufiastej bluzce, z przepaską na włosach, w kierpcach i w cygańskiej spódnicy zaśpiewała – wraz z całym amfiteatrem – swój pierwszy przebój „Mówiły mu”. W trakcie następnych sezonów do podobnych ballad – jak „Jadą wozy kolorowe” – dobierała jeszcze chusty lub wianki, zrzucała obuwie przed występem, ale repertuar już się zmieniał. Mniej było cygańskich „Wozów kolorowych”, a więcej „Małgośki” z warszawskiej Saskiej Kępy. Małgośka liczyła na ślub w maju, tymczasem narzeczony wystawił ją do wiatru, a ona nie może przeboleć tej straty jeszcze jesienią, gdy „palą chwasty w sadach i pachnie zielony dym”. Więc Małgośka pędzi „w podróże szalone”, choćby do Zakopanego na „trzy, może nawet cztery dni”, a choćby i „autobusem zapłakanym deszczem”. Wreszcie „wsiada do pociągu byle jakiego”.

Wzorzec osobowy z Saskiej Kępy

Ta Małgośka z piosenki okazała się kluczową postacią nowej epoki: trochę zwariowaną romantyczką, nie bardzo dopasowaną do gierkowskich standardów „współżycia społecznego”. Ale może właśnie dlatego taka dziewczyna stała się obłędnie popularna. Miałem przyjemność siedzieć na domowym tarasie na Saskiej Kępie i rozmawiać z Agnieszką Osiecką o „Małgośce” w majowe popołudnie w roku 1993. Czyli równo w dwadzieścia lat po tym, jak pani Osiecka napisała, a pani Rodowicz – ubrana w słynną spódnicę typu „banan” – wyśpiewała tę historię na Festiwalu w Opolu. Jak się z czasem okazało – jedną z najsłynniejszych polskich piosenek. Poetka podkreślała, że stawianie na takie „odklejone” dziewczyny to była w świecie realnego socjalizmu konieczność. Bez takich barwnych motyli można było się w PRL-u udusić. „Dla mnie to była błahostka o dziewczynie porzuconej przez kochasia” – mówiła z kolei Maryla. – Po latach zrozumiałam, że musiało być w niej coś więcej. Słowa Agnieszki, połączone z moim stylem śpiewania, ubierania się, stworzyły nową postać: dziewczyny wolnej, silnej, odważnej życiowo, kolorowej”. Ten wizerunek wzmacniały kolejne teksty Osieckiej, śpiewane przez Marylę. Wyłaniała się z nich kobieta, która „nie ma głowy do dyplomu, do poziomu, zbiórki złomu” i której „nie zrozumie pan”.

Opole 19.06.2022. 59 Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki. Koncert – Tych lat nie odda nikt – 70 lat Telewizji n/z Maryla Rodowicz,Image: 701192238, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Slawomir Mielnik / Forum

Madonna RWPG

Gdyby chcieć tę Marylkę/Małgośkę z epoki gierkowskiej zlustrować, to można by piosenkarce przypomnieć choćby to, co sama notowała w autobiografii. Że chętnie fotografowała się z Fidelem Castro i jeszcze miała za złe, że na zdjęciach przysłania ją Elżbieta Dmoch z zespołu 2+1. Dalej: że podobno Andrzej Jaroszewicz, syn ówczesnego premiera, zrzucał z helikoptera kwiaty nad Poznaniem, kiedy Marylka przyjeżdżała do miasta. Że musiała (?) znosić awanse premiera Cyrankiewicza, że bywała w Komitecie Centralnym Partii. Że piosenką „Urodzajny rok” w 1974 wpisywała się w ówczesny bizantyjski rytuał dożynkowy. Z kolei wykonany w duecie z Danielem Olbrychskim, ówczesnym „Kmicicem”, kawałek „Wrócą chłopcy z wojny jak należy” z roku 1975 to był gest w stronę militarystycznej propagandy spod znaku „Czterech pancernych i psa”. Zaśpiewała to nawet na festiwalu żołnierskim w Kołobrzegu. W sumie niewiele tego, jeżeli zważyć, że w tym samym czasie Czerwone Gitary serio aspirowały do stworzenia hymnu ZSMP – piosenką „Młodość naszą siłą”.

Ale już w epoce schyłkowego Gierka, kiedy to np. sklepy z butami przemianowano na „salony obuwnicze”, w których jednak nie sposób było kupić czegokolwiek na nogę, Maryla uchwyciła tę konwencję umowy, pozoru, blichtru. I zaczęła produkować pastisze. Śpiewała „Sing, sing” czy „Damą być”, nosząc przy tym strusie pióra, długie boa i suknie maxi, które wyglądały równe kiczowato jak kolejna telewizyjna relacja ze „spustu surówki” w Hucie Lenina. Dekadę później kompanowała się z Mieczysławem Wilczkiem, ministrem przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego w latach 80. i nadzieją naszej ówczesnej „prywatnej inicjatywy”. Ale najważniejsze, że piosenkarka nie przekraczała granic, choć te czasami bywały cienkie. W każdym razie nie był to przypadek, że Agnieszka Osiecka nazwała Marylę „Madonną RWPG”.

Publiczność małych miasteczek Polski, Czechosłowacji, NRD czy Związku Radzieckiego, dla której zdzierała sobie głos w trakcie niekończących się tournée, przyjmowała ją chętnie i bez zawiści. Nawet kiedy gwiazda do kolejnego Pcimia przyjeżdżała na koncert własnym porsche. A koncertowała ciągle, nawet gdy była już wielką gwiazdą – w małych klubach studenckich tylko po to, żeby towarzyszący jej gitarzyści mogli co nieco zarobić. Więcej: występowała, nawet będąc już w zaawansowanej ciąży. W autobiografii pisała: „Jeździłam z koncertu na koncert. Rzygałam i śpiewałam. Najgorsze było granie w ósmym miesiącu w Stanach. Brzuch nauczyłam się zakrywać gitarą”. Nic więc dziwnego, że kiedy atak wyrostka robaczkowego dopadł ją w szpitalu w Leningradzie, rosyjscy fani doprowadzili do wycięcia dorodnego świerka, udekorowali go jak choinkę i ustawili przed oknami szpitala. Żeby artystce było przyjemniej.

„Do przodu wciąż wyrywa głupie serce…”

W latach 80. dla kontestujących nastolatków, wyrażających swój bunt przeciw Polsce generała Jaruzelskiego w języku ostrego rocka, Marylka przestała być koleżanką. Stała się – powiedzmy – ciotunią. Tyle że była to ciotka z mnóstwem pomysłów. Próbowała cepeliowskich pastiszy piosenki ludowej („Głowisia”), dla dzieci śpiewała piosenki utrzymane w klimacie Paula Anki („Chrapu chrap”). Stworzyła nawet zespół parodiujący „muzyków młodej generacji” o nazwie Różowe Czuby.

Poza tym monologowała językiem podrzędnej urzędniczki („Szparka sekretarka”) czy panienki z agencji („Gejsza nocy”). Publiczność przyjmowała te wysiłki z uznaniem, ale czekała na towar sprawdzony – na przebój, który rozkołysze festiwalową widownię. I doczekała się go w piosence „Niech żyje bal” autorstwa legend, czyli Krajewskiego i Osieckiej.

W nowszych dekadach Maryla Rodowicz nie zwolniła tempa. Lista jej manifestacji artystycznych wydaje się nie mieć końca: od piosenek dla Ukrainy, które śpiewała już w roku 2014, przez duety z artystami młodszymi od niej o dwa, trzy pokolenia (jak Donatan), po „Sylwester z Dwójką”, w którym o „Oczach zielonych” zaśpiewała z Zenkiem Martyniukiem. Mówi się coraz częściej, że ci, którzy pierwsze przeboje Maryli nucili jako dzieci, jej najnowszych piosenek będą słuchać już przy pomocy aparatu słuchowego. Cóż, słuchacze się starzeją, a Maryla jak się okazuje – wcale!

Tekst Wiesław Kot, oktor nauk humanistycznych ze specjalnością literatura współczesna, profesor uniwersytecki SWPS, krytyk filmowy i publicysta. Autor ponad 30 książek, w tym ostatnio wydanej: „Manewry miłosne. Najsłynniejsze romanse polskiego filmu”.

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za granicą 2021 r.
*Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Źródło DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *