Studio 2 – powiew zachodniej rozrywki w mrokach PRL

Telewizja Polska w okresie PRL-u miewała znaczące sukcesy, szczególnie gdy przeszczepiała na polski grunt rozwiązania zachodnie. Jednym z takich pamiętnych dokonań był program rozrywkowy „Studio 2”. Jego pierwsze sformatowane edycje nadano w listopadzie 1974 roku, czyli 48 lat temu.

Przypomnijmy kontekst powstania programu. W połowie lat 70. ubiegłego wieku, po pięciu latach rządów ekipa I sekretarza Edwarda Gierka zorientowała się, że oficjalna propaganda telewizyjna jest mało skuteczna, wręcz martwa. Próbowała więc przybliżyć własne dokonania poprzez lekkie, „zachodnie” programy telewizyjne, dalekie od drętwoty, jaką prezentował Dziennik Telewizyjny. Czasem przynosiło to paradoksalne skutki. W nadawanym na żywo programie „Bank Miast” dwa wyznaczone miasta rywalizowały ze sobą na oczach widzów. To wzbudzało tak silne emocje, że w rodzinach „mieszanych” dochodziło do bójek wymagających interwencji milicji. Lokalne władze rozsyłały ochotników z gotówką po całej Polsce, aby dzwoniąc do warszawskiej centrali, „nabijali” głosy dla zwycięzcy. Zdarzało się, że miasto, które przegrało rywalizację, na znak protestu wygaszało światła w całym rejonie. W innym mieście, aby utrącić przeciwnika, próbowano podpalić pocztę albo blokowano telefony.

W każdym razie od telewizji „na żywo” nie było już odwrotu. Rozumiał to doskonale młody redaktor Mariusz Walter, który inscenizował w studiu kolejne programy prowadzone na żywo. Jego największym sukcesem był program „Progi i bariery”, w którym przed gronem powszechnie znanych „celebrytów” stawali kandydaci, którzy walczyli o jak najdłuższe utrzymanie uwagi jurorów. Gdy przynudzali, jurorzy wygaszali lampki. Najdłużej ich uwagę utrzymał zwykły warszawski listonosz – ten z wyjątkową pasją opowiadał o adresatach, którym dostarczał przesyłki.

Taka formuła żywej telewizji trafiła na swój czas w momencie, kiedy władza zaczęła wprowadzać tzw. „wolne soboty” – początkowo raz w miesiącu, potem częściej. Z tym że władza nie miała żadnego pomysłu, jak Polakom ten wolny czas zagospodarować. Nie było wtedy wielu centrów rozrywki, lokalna oferta kulturalna była mniej niż uboga. Turystyka, oczywiście tylko krajowa, była skromna i sezonowa. Co więc mogli Polacy robić w wolną sobotę? Ano oglądać telewizję. I właśnie taką „telewizję weekendową” zaproponował władzy Mariusz Walter.

Była to zupełna nowość: dziewięciogodzinny blok emitowany na żywo. Przytrzymywał on widza przed ekranem praktycznie przez cały dzień, a nawet przez połowę nocy. No i była to telewizja dla całej rodziny. Dzieciom proponowała serial z muppetami, a po chwili dla rodziców emitowano program Aleksandra Bardiniego, w którym muzyczni amatorzy, na bieżąco korygowani przez tego mistrza sceny, dostawali szansę wystąpienia przed wielomilionową publicznością. Dzięki temu w wolną sobotę rodzina mogła pobyć przez cały dzień z sobą, praktycznie nie odchodząc od telewizora. Od razu pojawiły się też pretensje, że program jest zbyt atrakcyjny, że przytrzymuje widza przed ekranem po kilka godzin, co niekorzystnie odbija się na pracy zawodowej i życiu rodzinnym.

Mariuszowi Walterowi chodziło o to, żeby zorganizować na planie zgraną paczkę kolegów dziennikarzy, którzy mieli pełnić funkcję gospodarzy, czasem wodzirejów, zastępując sztywnych spikerów. W tym celu z redakcji publicystyki kulturalnej „wypożyczono” Bożenę Walter, żonę Mariusza, Tomasza Hopfera z redakcji sportowej i Edwarda Mikołajczyka z redakcji publicystycznej. Z czasem do zespołu dołączył także dziennikarz radiowy Tadeusz Sznuk. Każdy z prowadzących miał tu swoją rolę. Edward Mikołajczyk demonstrował wyszukany żart – często zjadliwy i ironiczny. „Przystojniak z żurnala” Tomasz Hopfer – wówczas obok Jana Ciszewskiego najszerzej znany i najbardziej lubiany komentator sportowy – występował na nieustannym luzie. Ciepły i serdeczny Hopfer sprawiał wrażenie wyrośniętego chłopca, zakłopotanego swoją rolą. Uwielbiały go panie, także te starsze, w których wzbudzał uczucia macierzyńskie. Tadeusz Sznuk starał się być zasadniczy, rzeczowy, kompetentny i poważny, choć do swoich wystąpień podchodził także z nutką ironii. Ci panowie brykali często na wizji jak niesforni chłopcy, a rolą Bożeny Walter było taktowne przywoływanie ich do porządku. „Trochę wyniosła, budząca respekt. Zawsze elegancka, zawsze obiektywna. Wyważona. Dama” – mówił o prezenterce reżyser Jerzy Gruza. Z czasem zaczęła uchodzić w telewizji za arbitra elegancji. Historycy mediów uważają, że zespół „Studia 2” to najlepszy zespół realizacyjny, jaki kiedykolwiek pracował w polskiej telewizji.

Warszawa, 10.1976. Zespol ABBA, n/z nagranie programu „ABBA w Studio 2” w Telewizji Polskiej.,Image: 428542310, License: Rights-managed, Restrictions: Cena minimalna dla publikacji drukowanych 250 zł, Model Release: no, Credit line: Andrzej Wiernicki / Forum

I ten zespół nieustannie ścigał się na pomysły, dzięki czemu „Studio 2” nie przypominało niczego, co w tym czasie nadawano w telewizji – od Władywostoku po Berlin Wschodni. Program zaskakiwał widza tempem, kalejdoskopem najrozmaitszych programów. Powiewem wielkiego świata były transmisje wyścigów Formuły 1. Tu pokazywano także dyscypliny sportowe uważane dotąd za elitarne, na przykład tenis czy wyścigi konne. Zdarzały się osobliwe teleturnieje, na przykład „Kto z kim wygra”. W jednym z odcinków znakomity znawca filmu Leon Bukowiecki stanął naprzeciw młodego człowieka, zupełnego amatora. I przegrał, ponieważ młody człowiek znał wszystkie tytuły czeskich filmów o Homolkach (czeski odpowiednik Pawlaków i Kargulów z Samych swoich), a także znał nazwisko aktora, który grał wodza Apaczów, Winnetou, w enerdowskiej serii filmowej. Zachodnie seriale kryminalne traktowano z dystansem, na przykład kiedy bohater palił papierosa w zamkniętym pomieszczeniu, na ekranie pojawiał się napis: „Otwórz okno, palenie szkodzi”. Cały czas prowadzono też kampanię na rzecz zdrowego stylu życia. Lansowano hasła: „Częściej się śmiejmy” i „Bądź życzliwy”.

W „Studiu 2” było także o wiele więcej zachodniej muzyki rozrywkowej niż w jakimkolwiek innym programie. Przemycano ją pod wymyślonym pretekstem. I tak pewnego razu Tomasz Hopfer przyniósł swoje ulubione przeboje nagrane na taśmę magnetofonową. Uradzono więc, by potraktować je jako „muzykę baletową”. I tak zaistniał w telewizji zespół baletowy „Sabat”, kierowany przez Małgorzatę Potocką, który zrobił potem międzynarodową karierę. Wobec kierownictwa przedstawiano ten program jako „edukacyjny program baletowy”, ale widzowie doskonale wiedzieli, że chodzi o przemycenie najnowszych zachodnich hitów. Najbardziej spektakularnym programem muzycznym w ramach „Studia 2” okazał się koncert (po którym odbyła się konferencja prasowa) szwedzkiego zespołu ABBA, zaproszonego specjalnie do „Studia 2” w szczycie popularności grupy, jesienią 1976 roku.

Ostatni program „Studia 2” został przerwany w nocy z soboty na niedzielę, z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Emitowano wtedy amerykański film poprzedzony wcześniejszą zapowiedzią Bożeny Walter. Miał się skończyć krótko po północy, ale kiedy Bożena wraz z mężem przyjechali do domu, okazało się, że telewizja już w ogóle nie działa. Małżonkowie myśleli, że to tylko jakaś większa awaria, ale kiedy następnego dnia odsunęli zasłony w oknach, zobaczyli na ulicy czołgi. To był koniec „Studia 2” i koniec tamtej epoki. Zaczynał się stan wojenny.

Tekst Wiesław Kot, doktor nauk humanistycznych ze specjalnością literatura współczesna, profesor uniwersytecki SWPS, krytyk filmowy i publicysta. Autor ponad 30 książek, w tym ostatnio wydanej: „Manewry miłosne. Najsłynniejsze romanse polskiego filmu”.

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za granicą 2021 r.
*Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Źródło DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *