Eliza Segiet i opowiadanie pt. Ławka lokatora

Pani Eliza Segiet przesłała do Redakcji opowiadanie pt. Ławka lokatora.

Zapraszamy do lektury.

Ławka lokatora

Pan Karol bardzo lubił dyskutować z różnymi ludźmi. Żeby choć trochę porozmawiać,
często przychodził do parku. Być może nie miał nikogo, z kim mógłby w domu zamienić
słowo, i stąd jego codzienne spacery. Na miejsce swoich wędrówek wybierał park, a czasem
plac zabaw, który był tuż obok. Wydawał się bardzo samotny, a wśród swoich rozmówców
wzbudzał dużą sympatię. Wszyscy go bardzo lubili i szanowali. Prawdopodobnie był
wykształcony, bo nie było tematu, na który nie potrafiłby zabrać głosu. Codzienne rozmowy z
jego „parkowymi przyjaciółmi” nabierały takich barw, że jak kiedyś – przez tydzień – nie
przychodził, znajomi byli bardzo zaniepokojeni. Kiedy w końcu Karol się pojawił i usiadł na
„swojej” parkowej ławeczce, tuż za płotem placu zabaw, od razu przysiadało się towarzystwo.
Panie z wózeczkami, panowie z pieskami, nawet chłopak na rolkach cieszył się, że ławka ma
znów swojego „lokatora”. To dodawało mężczyźnie skrzydeł, widać było, że nabiera
pewności siebie.

Foto Pixabay


Często nawet zamieniał się rolami ze staruszkiem, który przychodził tutaj
pospacerować z pieskiem. Starszy pan siadał na „jego” ławce, a on błąkał się między alejkami
z jego pupilem, który widać było, że już za sobą ma wiek średni. Kiedy Borsuczek był
stęskniony za swoim panem, wracali. Staruszek był przeszczęśliwy, mówił:


– Nawet pan, panie Karolu, nie wie, jak bardzo mi pan pomaga.
A on odpowiadał:
– Taka pomoc to nie pomoc. Muszę robić coś dobrego dla ludzi. Narobiłem w życiu
tyle złego, że muszę jakoś sam przed sobą się oczyścić.
– Oj, panie Karolu – jęknął staruszek. – Teraz to mnie pan rozśmieszył. Naprawdę.
Trzymają się pana żarty.
– To nie żarty, drogi kolego – wyszeptał Karol. – To prawda. Może kiedyś uda mi się
wyzwolić z tego wszystkiego. Teraz muszę żyć jak pustelnik, w zasadzie nie muszę, tylko
chcę. Nadal potrzebuję tego dla swojej psychiki.


Oddając smycz, na końcu której był Borsuczek, cichym „Do zobaczenia” pożegnał się
z mężczyzną.

Starszy pan nie mógł dojść do siebie po tej wiadomości, postanowił następnego dnia –
gdyby tylko przyszedł Karol – porozmawiać z nim jeszcze raz. Nie rozumiał, dlaczego ten dobry i uczynny człowiek mówił takie rzeczy. Zaczął nawet dostrzegać w nim kogoś ze
swojej przeszłości, ale ponieważ nie był pewien, to nie wysnuwał zbyt pochopnych
wniosków. Wczesnym popołudniem poszedł na „ławkę lokatora” i zgodnie z oczekiwaniem
zastał tam Karola. Przysiadł się do niego wraz ze swoim zwierzakiem, który teraz leżał przy
nogach tutejszego bywalca. Ten zaczął go głaskać, a on odwzajemniał się, liżąc jego dłoń.

Foto Pixabay


Karol, uprzedzając plany staruszka, postanowił odciąć się od rozmów na temat jego
przeszłości:
– Zabiłem człowieka – wyznał.
W pierwszej chwili starszy pan zaczął się śmiać, ale spojrzał na niego i powiedział:
– Wszystko może się zdarzyć. Człowiek w życiu popełnia błędy, wiele błędów, ale
najważniejsze umieć się do nich przyznać. Wie pan, panie Karolu, zawsze pracowałem z
ludźmi, choć właściwiej nazwać tę pracę jako pracę dla ludzi. Ale ta robota bardzo mi w
życiu pomagała, a ilu ludziom ja pomogłem? Teraz, u schyłku życia, wiem, że było warto.
Pan mnie chyba nie poznaje, postarzałem się, zgarbiłem, zdziwaczałem, ale mam pamięć do
twarzy. Nawet po latach zostają rysy, które są bardzo charakterystyczne. Na przykład oczy.
Wiem, że pan nie jest złym człowiekiem. Kiedyś mnie pan nie lubił, a teraz widzę, że się
dogadujemy.
– Nie rozumiem – powiedział Karol.
– Wiem, że pan nie rozumie – kontynuował staruszek. – Mówiłem już, postarzałem
się, zgarbiłem, ale pamięć mam dobrą. Byłem pana psychiatrą.
– Słucham? – spytał Karol. – Pan profesor Zawadzki?
– Tak, to ja, we własnej osobie – potwierdził. – Tylko już w starej odsłonie. Karolu,
pospacerujesz trochę z Borsuczkiem?
– Panie profesorze! – krzyknął Karol. – Już biegnę! I pomyśleć, że ja pana kiedyś nie
lubiłem.

Kiedy spacerował z psem, cały czas myślał o profesorze Zawadzkim. Kiedyś był dla
niego persona non grata, bo wciąż zadawał mu pytania, na które on nie odpowiadał. Bez
przerwy swoim męczącym monologiem wyprowadzał go z równowagi. Przecież to był ten
czas w życiu Karola, który chciałby wymazać z pamięci. A nigdy nie udało mu się zapomnieć
tego, że jako mały chłopiec – z głupoty albo z nieświadomości – zabił kolegę. Wziął
wiatrówkę z szafki swojego ojca i poszedł bawić się w wojnę. Przecież nie można bawić się w
zabijanie – po latach zrozumiał Karol. To zbyt późno. Teraz odwiedza kolegę, rozmawia z
nim, ale on od lat, spod kamiennego głazu, wciąż nic nie mówi. Milczy jak ten głaz. Karol
pamięta, jak było bardzo wesoło, wtedy jak strzelali do siebie i krzyczeli:

– Trafię cię, zobaczysz!
Kiedy wystrzelił i Maciek upadł, tak bardzo się śmiał, że go trafił! Ale myślał, że to
tylko żarty i inscenizacja. Był niemal pewien, że kolega upadł na chwilę – na krótką chwilę,
aż mama zawoła:
– Karolku, chodź na obiad!
A kiedy mama wołała, on krzyczał:
– Wstawaj, nie wygłupiaj się, już koniec zabawy! Koniec wojny! Skąd wziąłeś tę
krew? Jak ją zrobiłeś? Wstawaj już, bo mama będzie krzyczała. Ale ty jesteś głupi, chciałeś
mnie zastrzelić z tego kijka?


Maciek nic nie mówił, już nic. Tylko szeroko otwartymi oczyma patrzył na kolegę.
Jakby nie wierzył, że ta śmierć nie jest tylko „na chwilę”. Te oczy pamięta do dziś!
Po tych rozmyślaniach wrócił z Borsuczkiem na ławkę, na której czekał profesor.
Podszedł i powiedział:
– Cieszę się, że po tylu latach znowu pana spotkałem. Rozmawiamy ze sobą jak
zwykli ludzie, a nie jak lekarz z pacjentem. Wtedy tymi pytaniami pan profesor mnie tak
męczył, nie lubiłem pana. Tyle słów pan do mnie mówił, a ja nie chciałem nic słyszeć. Nic!
Chciałem wtedy rozmawiać, bawić się z Maćkiem. Dopiero teraz wiem, że pan chciał dla
mnie dobrze. A ja do dzisiaj nie mogę się pogodzić z tym, że jestem mordercą.


– Karolu – odparł profesor. – Nie jesteś mordercą! Byłeś małym, nieświadomym
dzieckiem, które chciało bawić się w dorosłość. To nie ty ponosisz odpowiedzialność za to, co
się stało. Nie wracajmy już do tego. Po prostu bądźmy przyjaciółmi, nawet tylko takimi z
parku. Mój Borsuczek cię uwielbia, on się zna na ludziach. A ty jesteś bardzo dobrym
człowiekiem. Wtedy też byłeś. Każde dziecko ma prawo do zabawy. Tylko trzeba trochę
kontrolować, w co i czym się bawi. Zobacz, ten świat zwariował! Dzisiaj dorośli bawią się jak
dzieci i strzelają, choć wiedzą, że ta śmierć nie jest „na chwilę”. Przestań się obwiniać, czas
skończyć ze słowem „morderstwo”, a zamienić je na dwa –„nieszczęśliwy wypadek”. Zresztą,
wtedy też tak tobie tłumaczyłem. Tylko nie chciałeś przyjąć tego do wiadomości. Koledzy z
podwórka nazywali cię „mordercą”, bo nie rozumieli, że to był wypadek. Tragiczny, ale
wypadek! Dobrze, że się przeprowadziliście daleko od tych podłych ludzi.

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i minipowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union. Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku  w International Poetry Press Publications (Kanada). W The 2019 Poet’s Yearbook  została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz laureatka Naji Naaman Literary Prize 2020. Laureatka I miejsca ( kategoria – poezja zagraniczna ) – w konkursie Quando È la Vita ad Invitare za wiersz Być sobą (Włochy, 2019 r.). Wyróżnienie w konkursie Premio InternazionaleSalvatore Quasimodo (Włochy, 2019 r.). Nagroda Specjalna we włoskim konkursie I POETI SONO MAESTRALI za wiersz Wycofany (Włochy, 2019 r.)




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *