Marcelina KOPROWSKA: Życie religijne podczas powstania warszawskiego

Proszę pani, to podnosiło na duchu! – tak jeden z powstańców warszawskich zareagował na pytanie o powód rozbudzonego w czasie Powstania Warszawskiego życia religijnego żołnierzy i mieszkańców. Księża spowiadali i odprawiali nieraz z narażeniem życia, a ludzie garnęli się na odprawiane w polowych warunkach Msze św. O fenomenie religijności podczas Powstania Warszawskiego pisze Marcelina KOPROWSKA, autorka wydanej właśnie książki na ten temat.

„Cały bezsens naszej walki staje mi się sensem, gdy ojciec podnosi Hostię i Kielich”, miał powiedzieć Andrzej Romocki „Morro”, dowódca batalionu „Zośka”, do ojca Józefa Warszawskiego. „Uprzedzam, że nie miałby ksiądz zbyt wdzięcznego pola do działania. Mamy żołnierzy różnych narodowości i wyznań. Polacy to przeważnie miejscowi robotnicy. Nie lubią klechów. Prawie wszyscy są stale na linii. Roboty jest mnóstwo, nikt nie ma czasu na klepanie pacierzy” – tak z kolei zareagował w pierwszej chwili na pojawienie się kapelana w swoim oddziale Wacław Zagórski „Lech Grzybowski”. Znaczenie życia religijnego podczas Powstania Warszawskiego, jak również same praktyki pobożnościowe podczas tego zrywu nie były dotychczas kompleksowo opracowane przez historyków. A temat zdecydowanie wart jest zainteresowania! Bo jak można zrozumieć historię bez odkrycia tego, co dla jej bohaterów było ważne?

Zdobyć wino, zdobyć chleb

Śródmieście, jeden ze szpitali polowych. Wrzesień 1944 roku, niedziela. Powstanie trwa od kilku tygodni. Przychodzi ksiądz, chorzy cieszą się na długo wyczekiwaną Mszę św., ale okazuje się, że brakuje mu paramentów liturgicznych, które zostawił w innym miejscu, a przez ostrzał nie sposób bezpiecznie tam dojść i Msza nie może się odbyć. Sanitariuszka, Halina Kuropatwińska, widząc zawód na twarzach jej rannych podopiecznych, ofiaruje się, że może spróbować je zdobyć. Dowiaduje się od księdza, gdzie powinny się znajdować potrzebne do sprawowania Najświętszej Ofiary przedmioty, i rusza w drogę. Gdy wraca, twarze chorych i rannych się rozjaśniają, ciesząc się na myśl o możliwości udziału i przyjęcia Eucharystii.

Foto DlaPolonii.pl

W wielu innych przypadkach również pojawiały się różnorakie problemy ze stworzeniem odpowiednich warunków do sprawowania Mszy św. Wyzwaniem było nie tylko sprowadzenie we właściwe miejsce księdza, zdobycie naczyń liturgicznych bądź chociaż ich namiastki, ale też naloty i bombardowania odkrytych przez Niemców skupisk ludzkich (a więc potencjalnie również wiernych zgromadzonych na Mszy św. w podwórzu). Problemem stawało się również zaopatrzenie w komunikanty i wino do konsekracji. Przenosiły je łączniczki, wypiekały nawet podczas powstania siostry zakonne. Ołtarze polowe w podwórkach budowali sąsiedzi, łączniczki, sanitariuszki w przerwie od służby. Efektem starań tych wszystkich ludzi była ogromna liczba miejsc, w których podczas Powstania Warszawskiego sprawowano Najświętszą Ofiarę – było ich ponad 350. Ziemia warszawska jest zatem uświęcona nie tylko krwią walczących, ale również modlitwą swoich mieszkańców.

Spowiedź w godzinę śmierci

Równie ważnym aspektem powstańczej religijności było przygotowanie się na śmierć. Spodziewający się powstania młodzi ludzie spowiadali się tuż przed nim, stwarzając nadzwyczajne o tej porze roku, w lipcu, kolejki do spowiedzi, odnotowywane przez księży w ich wspomnieniach. Podczas samego powstania również wiele osób korzystało z tego sakramentu, często po latach przerwy. Księża, wysłuchując spowiedzi w szpitalach polowych, nieraz musieli się wykazać pewnego rodzaju kreatywnością czy elastycznością – w zatłoczonych salach chorych czasem spowiadali na leżąco, żeby ranny mógł mówić możliwie cicho i miał zapewnione minimum dyskrecji. Niektórzy ranni nie byli w stanie nic mówić, wówczas jeden z księży proponował, że będzie mówił grzechy, a penitent będzie jedynie kiwał głową – czy tak, czy nie. Inną, bardzo powszechną podczas powstania, a jednocześnie w świetle prawa kanonicznego bardzo nadzwyczajną, praktyką było udzielanie przez kapłanów rozgrzeszenia w obliczu śmierci (in articulo mortis), a więc udzielanie rozgrzeszenia bez indywidualnego wyznania grzechów pod warunkiem uzupełnienia tego, gdy niebezpieczeństwo śmierci szczęśliwie minie.

Ale przecież na niemal milion ludzi obecnych w Warszawie na początku sierpnia 1944 roku kapłanów było zbyt mało, żeby mogli wszędzie dotrzeć. Stąd wierni dbali o relację z Bogiem częściowo we własnym zakresie, podejmując samodzielne inicjatywy modlitewne: kapliczki budowane na warszawskich podwórkach od połowy okupacji podczas powstania nadal rozbrzmiewały modlitwami, a w oddziałach podejmowano modlitwy na rozkaz dowództwa zrywu. Niektórzy świeccy wychodzili z inicjatywą wykraczającą poza ich oddział czy podwórko. Jak na przykład Alina Strzelecka, wiedząc, że w Śródmieściu posługuje ks. bp Stanisław Adamski, postanowiła poprosić go o wygłoszenie rekolekcji, co potem przez trzy dni rzeczywiście na jednym z podwórek na Wareckiej miało miejsce. Uczestniczyła w nich ludność z okolicznych podwórek, w tym osoby, które już od lat dystansowały się od Kościoła, a w sierpniu 1944 roku z powrotem zwróciły się ku niemu.

„Proszę pani, to podnosiło na duchu!”, powiedział mi z pewnym zdziwieniem pan Stanisław Wołczaski, powstaniec, gdy spytałam go o to, jakie znaczenie wtedy miało życie religijne. Dla niego była to sprawa zupełnie oczywista. I rzeczywiście wydaje się, że dla osób będących w tak bezpośrednim niebezpieczeństwie śmierci wiara w Boga może być podstawowym źródłem nadziei na to, że tragiczne wydarzenia, które podczas wojny otaczają człowieka ze wszystkich stron, nie są czymś ostatecznym. W świetle tej wiary nie są przecież końcem życia w ogóle, ale „jedynie” jego ziemskiego etapu.

Warszawa ‘44, Mariupol ‘2022

Podobne wzmożenie modlitewne obserwują w tym roku duszpasterze z Ukrainy, którzy przekazując informacje o swojej działalności na żyjący wciąż w pokoju Zachód, zauważają, że potrzeby religijne ludzi, wśród których posługują, zintensyfikowały się w ciągu ostatnich miesięcy: więcej osób się modli i przyjmuje sakramenty.

Obrazy, które widzimy na zdjęciach z Mariupola, Charkowa, Kijowa, zbyt dobrze przypominają zdjęcia z Warszawy z 1944 roku. Zdjęcie ze sprawowania Boskiej Liturgii w schronie w roku 2022 przywodzi zachowane do dziś zdjęcia z piwnicznej czy podwórkowej Mszy św. czasu powstania. Ale przecież Warszawa odrodziła się po wojnie jak feniks z popiołów, a Msze wróciły do odbudowanych kościołów – oby to było jak najprędzej możliwe również dla zniszczonych ukraińskich miast.

Tekst: Marcelina Korpowska, absolwentka wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie w 2019 r. obroniła pracę magisterską nt. życia religijnego podczas powstania warszawskiego. Swoje badania opublikowała w wydanej obecnie książce „Życie religijne podczas powstania warszawskiego”. Uczy historii w jednym z warszawskich liceów, jest wolontariuszką Muzeum Powstania Warszawskiego.

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za granicą 2021 r.
*Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Źródło: DlaPolonii.pl




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *