Wielu zawodników nie dałoby rady podnieść się po tylu przykrych porażkach – gdy już wydawało się, że sukces jest dosłownie na wyciągnięcie ręki – i z poczucia beznadziejności i bezsilności zakończyłoby swoją karierę. Jednak Robert Korzeniowski, największy polski chodziarz w historii, ma cechy charakteru dane największym mistrzom sportu – pisze Krzysztof SZUJECKI.
Mimo bolesnych niepowodzeń Robert Korzeniowski dotarł na wyżyny sportowe swojej specjalności – chodu lekkoatletycznego. Droga na ten szczyt była bardzo skomplikowana i wymagała od zawodnika ogromnej wytrwałości oraz odporności na rozmaite przeciwności losu.
Urodził się 30 lipca 1968 roku w Lubaczowie w rodzinie kolejarzy. Po kilku miesiącach rodzina przeniosła się do Jarosławia i tam Robert spędził dzieciństwo. W 1980 r. nastąpiła kolejna przeprowadzka – tym razem do Tarnobrzega. W tym mieście zaczął uczęszczać do szkoły o profilu sportowym; początkowo próbował swoich sił na sali judo, ale w wyniku remontu treningi wkrótce zawieszono. Wtedy zaczął chodzić na zajęcia lekkoatletyczne i tak rozpoczęła się jego wielka – jak się okazało – kariera w tej dyscyplinie. Studiował na AWF w Katowicach i będąc na trzecim roku, zakwalifikował się do kadry na mistrzostwa Europy w Splicie, gdzie niespodziewanie zajął czwarte miejsce w chodzie na 20 km. Ten wynik uzmysłowił mu, że warto postawić na sport wyczynowy.
Początki przynależności Korzeniowskiego do światowej czołówki lekkoatletów przypadają na pierwszą połowę lat 90. XX wieku. Podjął wówczas decyzję o przeprowadzce do Krakowa i związaniu się z tamtejszym klubem WKS Wawel. Od 1994 roku należał również do francuskiego klubu US Tourcoing. Niestety, w tym okresie zawodnik nader często był przez sędziów zdejmowany z trasy. Powodem ich decyzji za każdym razem było to, co jest zmorą wszystkich zawodników uprawiających tę dyscyplinę, a co nazywa się „naruszeniem zasad techniki chodu sportowego”. Sędziowie zdyskwalifikowali Korzeniowskiego po raz pierwszy podczas igrzysk w Barcelonie w 1992 roku, gdzie tuż przed samą metą – co było szczególnie bolesne – pokazano mu czerwoną kartkę. Odebrało to Polakowi w zasadzie pewny srebrny medal.
Podobna sytuacja wydarzyła się rok później na mistrzostwach świata w Stuttgarcie. Tam z kolei zdyskwalifikowano „Korzenia” na czterdziestym siódmym kilometrze. Był to dla niego kolejny cios, po którym trudno jest się podnieść nawet najodporniejszym jednostkom. Okazało się jednak, że Korzeniowski należy właśnie do tych najtwardszych charakterów. – Jeśli ktoś ponosi porażkę i ulega goryczy, znaczy to, że nadal przegrywa. Nie chciałem czuć się pokonany – mówił. W 1995 roku jego niesłychana determinacja została wreszcie wynagrodzona: podczas mistrzostw świata w Goeteborgu stanął na trzecim stopniu podium. To był przełom w karierze Roberta Korzeniowskiego. Później przyszły następne sukcesy.

Został mistrzem olimpijskim w Atlancie, mistrzem świata w Atenach, wreszcie mistrzem Europy w Budapeszcie. W 1998 roku został najlepszym polskim sportowcem w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”.
Na igrzyskach w Atlancie w 1996 roku Robert Korzeniowski przełamał wreszcie trwającą wiele lat passę kontrowersyjnych dyskwalifikacji za niedozwoloną technikę chodu i zasłużenie odebrał złoty medal po triumfie na dystansie 50 km, dumnie słuchając Mazurka Dąbrowskiego. A Polacy długo czekali na złoty medal olimpijski w lekkiej atletyce – do Los Angeles, jak wiadomo, nasi sportowcy nie pojechali, w Seulu mieli fatalny występ, a w Barcelonie musieli zadowolić się tylko jednym, brązowym medalem.
W 1999 roku niespodziewanie zdyskwalifikowano go na trasie „pięćdziesiątki” podczas mistrzostw świata w Sewilli, gdzie należał oczywiście do głównych faworytów. Zbliżał się już do mety i nagle, piekielnie zmęczony, otrzymał nakaz opuszczenia trasy. Wróciły najgorsze wspomnienia…
Z tym większym animuszem przygotowywał się jednak do kolejnych igrzysk olimpijskich – tych w Sydney. I tam jak arcymistrz udowodnił całemu lekkoatletycznemu światu, że tylko on jest absolutnym królem chodu. Najpierw – po dyskwalifikacji Meksykanina Bernarda Segury – zwyciężył na nietypowym dla siebie dystansie 20 km, a potem – w drugim starcie – powtórzył osiągnięcie sprzed czterech lat, triumfując na 50 km. Dzięki tym wielkim sukcesom zapisał się w dziejach jako pierwszy chodziarz na świecie, który wygrał na dwóch dystansach podczas jednych igrzysk olimpijskich. Został ponadto pierwszym zawodnikiem, który obronił tytuł mistrza olimpijskiego w tej dyscyplinie. Ale z naszego punktu widzenia najważniejszy był fakt, że stał się pierwszym Polakiem, który na tych samych igrzyskach wywalczył indywidualnie dwa złote medale!
Oczywiście nikogo nie dziwił fakt, że w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”, organizowanym po tych igrzyskach, nikt nie był w stanie mu zagrozić w zdobyciu tytułu.
Korzeniowski nie osiadł na laurach po tym historycznym dla chodu światowego wyczynie i w stylu godnym wielkiego mistrza, stale współpracując z trenerem Krzysztofem Kisielem, kontynuował starty, zdobywając w ciągu następnych „międzyolimpijskich” lat aż trzy złote medale z rzędu: mistrzostwo świata w Edmonton, mistrzostwo Europy w Monachium oraz mistrzostwo globu w Paryżu (z rekordem świata 3:36:03, który obowiązywał do 2006 r.). Uwieńczeniem niezwykłej kariery sportowej był jego czwarty w tytuł mistrza olimpijskiego wywalczony w 2004 roku w Atenach. Korzeniowski miał wówczas 36 lat. W uznaniu zasług dla polskiego sportu prezydent Aleksander Kwaśniewski odznaczył go po igrzyskach Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Warto dodać, że jeszcze w trakcie kariery sportowej, w latach 1997–2004, Korzeniowski pełnił honorową funkcję Ambasadora ds. Tolerancji i Fair Play przy Radzie Europy.
W kolejnych latach sprawował funkcję szefa redakcji sportowej TVP, odpowiadając m.in. za utworzenie kanału tematycznego TVP Sport, którego był dyrektorem w latach 2007–2009. Później w charakterze doradcy UEFA był zaangażowany w przygotowania do organizacji EURO 2012 w Polsce. Przez wiele lat organizował także w Krakowie znany miting chodziarski IAAF „Na rynek marsz”. W 2014 roku został włączony do IAAF Hall of Fame – galerii sław światowej lekkiej atletyki.
Obecnie Korzeniowski – wraz z gronem zaufanych współpracowników – pracuje z młodzieżą w swoim klubie RK Athletics. Osobiście odpowiada za całość programu merytorycznego zajęć. Jest dumny z ostatnich wielkich sukcesów polskiego chodu, które są efektem wielkiej indywidualnej pracy dwojga sportowców: mistrza olimpijskiego Dawida Tomali i medalistki mistrzostw świata Katarzyny Zdziebło. Wierzy, że w ich ślady pójdą następni. Do tego jednak niezbędne jest jak największe wsparcie Polskiego Związku Lekkiej Atletyki oraz profesjonalne szkolenie w klubach.
Tekst Krzysztof Szujecki , polski historyk sportu, specjalizujący się w dziejach współczesnego ruchu sportowego. Autor książek, m.in. kilkutomowej „Historii Sportu w Polsce” ,”Encyklopedia igrzysk olimpijskich” czy „Życie sportowe w PRL”.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za granicą 2021 r.
*Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Źródło DlaPolonii.pl